Bez taryfy ulgowej

„Raz widziałem ją w ekstazie. W szpitalu na Prądniku ujrzałem ją zatopioną w modlitwie w postawie siedzącej, ale prawie unoszącą się nad łóżkiem” – notował. Doskonale znamy go z „Dzienniczka”, bo Faustyna opisywała szczegółowo rozterki, próby wiary i zalecenia swego spowiednika. A jak widział Faustynę ks. Sopoćko?

Reklama

Gdy latem 1934 roku płótno zostało ukończone, sama Faustyna „nie potrafiła jeszcze wytłumaczyć, co oznaczają promienie na obrazie”. Ta lapidarna notatka pokazuje, w jakiej ciemności działali Sekretarka Miłosierdzia i jej spowiednik. Wykonywali posłusznie kroki wiary, robili to, o co prosił Jezus, nie dorabiając do tego żadnej pobożnej ideologii. Przypominali w tym biblijnego Filipa, który usłyszał polecenie: „Idź na drogę, jest ona pusta”. Po co wychodzić na drogę, która jest pusta? Bóg raczy wiedzieć.

Tu było podobnie. Dopiero gdy obraz był namalowany, Jezus wyjaśnił Faustynie: „Blady promień oznacza Wodę, która usprawiedliwia dusze, a czerwony promień Krew, która jest życiem duszy”.

Konający Marszałek i przerażająca wizja

W swym dzienniku ks. Michał opisywał chwile zwątpienia. Nie grał bohatera, ale nazywał rzeczy po imieniu. „Nie mogłem zawiesić obrazu w kościele bez pozwolenia Arcybiskupa, którego wstydziłem się o to prosić”.

Umieścił płótno w ciemnym korytarzu w klasztorze bernardynek, którego był rektorem. Ponieważ Faustyna nie dawała za wygraną i domagała się umieszczenia go w bardziej widocznym miejscu, ks. Michał użył fortelu. Jak Onufry Zagłoba, który przemierzył wzdłuż i wszerz litewskie drogi.

„Proboszcz Ostrej Bramy kanonik St. Zawadzki prosił mnie, bym wygłosił kazanie. Zgodziłem się pod warunkiem umieszczenia owego obrazu jako dekoracji w oknie krużganku, gdzie obraz ten wyglądał imponująco i zwracał uwagę wszystkich bardziej niż obraz Matki Boskiej. W parę dni po Triduum w Ostrej Bramie siostra Faustyna opowiedziała mi o swoich przeżyciach w czasie tej uroczystości. Następnie 12 maja widziała w duchu konającego Marszałka Piłsudskiego i opowiadała o strasznych jego cierpieniach. Pan Jezus miał jej to pokazać i powiedzieć: »Patrz, czym kończy się wielkość tego świata«. Widziała następnie sąd nad nim, a gdy zapytałem, czym on się skończył, odpowiedziała: »Zdaje się Miłosierdzie Boże za przyczyną Matki Boskiej zwyciężyło«”.

Nie była to jedyna wizja dotycząca wydarzeń historycznych. Tuż przed II wojną opowiadała spowiednikowi o „nadchodzących strasznych czasach”. Ten jednak, wierny podpowiedziom Jana od Krzyża, nie dopytywał o szczegóły: „Nie zapytałem, jaki to los ma spotkać Polskę, że ona tak ubolewa? Sama zaś mi tego nie powiedziała, tylko westchnąwszy, zakryła twarz od zgrozy obrazu, który prawdopodobnie wówczas widziała. Przepowiedziała mi też swą śmierć 26 września, że za dziesięć dni umrze, a 5 października umarła. Z braku czasu na pogrzeb przyjechać nie mogłem”.

Głupstwo piszesz!

Niezwykły duet. On – oczytany, wykształcony, ona, jak sam opisywał: „zaledwie umiała pisać z błędami i czytać”. „Pod względem naturalnego usposobienia była zupełnie zrównoważona, bez cienia psychoneurozy lub histerii” – notował spowiednik, który zresztą już na samym początku wysłał mistyczkę do psychiatry. „Naturalność i prostota cechowała jej obcowanie zarówno z siostrami w zgromadzeniu, jak z osobami obcymi. Nie było w niej żadnej sztuczności i teatralności, żadnej wymuszoności ani chęci zwracania uwagi na siebie”.

Ponieważ jeszcze w Wilnie siostra Faustyna wspominała o tym, że czuje przynaglenie wystąpienia z zakonu Matki Bożej Miłosierdzia i założenia nowego zgromadzenia, jej spowiednik miał twardy orzech do zgryzienia. „Uważałem to przynaglenie za pokusę i nie radziłem traktować tego poważnie” – podpowiadał. „Rozmawiałem z nią na temat zgromadzenia, które chciała założyć, a teraz umiera, zaznaczając, że to chyba było złudzeniem, jak również może złudzeniem były i wszystkie inne rzeczy, o których mówiła. Siostra Faustyna obiecała na ten temat rozmawiać z Panem Jezusem na modlitwie”.

Sam ks. Sopoćko odprawił w tej intencji Mszę Świętą. Gdy spotkał się z leżącą w szpitalu mistyczką, zapytał, czy ma jakieś odgórne wytyczne. Ta jednak bez zbędnego owijania w bawełnę odparowała, „że nie potrzebuje mówić, bo już mnie Pan Jezus w czasie mszy św. oświecił”.

Ksiądz Sopoćko czuł się prześwietlony. Faustyna dodała, że „w kazaniu, które tego dnia wygłosiłem przez radio, nie było zupełnie czystej intencji (rzeczywiście tak było) i że widzi, jak w małej drewnianej kapliczce w nocy przyjmuję śluby od pierwszych sześciu kandydatek do tego Zgromadzenia. Wszystko prawie, co przepowiedziała, najdokładniej się spełniło”.

O tym, że kluczową postacią w życiu mistyczki był pokorny kapłan z Wileńszczyzny, świadczy jedna dramatyczna historia. Gdy latem 1934 r. przez kilka tygodni nie mógł spowiadać Faustyny, ta… spaliła pierwowzór „Dzienniczka”. „Ponoć zjawił się jej Anioł i kazał wrzucić go do pieca, mówiąc: »Głupstwo piszesz i narażasz tylko siebie i innych na wielkie przykrości. Cóż ty masz z tego miłosierdzia? Po co czas tracisz na pisanie jakichś urojeń?! Spal to wszystko, a będziesz spokojniejsza i szczęśliwsza!«. Siostra Faustyna nie miała kogo się poradzić i gdy widzenie się powtórzyło, spełniła polecenie rzekomego anioła. Potem zorientowała się, że postąpiła źle, opowiedziała mi wszystko i spełniła moje polecenie opisania wszystkiego na nowo”.

Do zobaczenia w niebie!

W ekstazie widział ją jedynie raz. „2 września 1938 roku, gdy ją odwiedzałem w szpitalu na Prądniku. Gdy otworzyłem drzwi do separatki, w której się znajdowała, ujrzałem ją zatopioną w modlitwie w postawie siedzącej, ale prawie unoszącą się nad łóżkiem. Wzrok jej był utkwiony w jakiś przedmiot niewidzialny, źrenice nieco rozszerzone, nie zwróciła uwagi na moje wejście, a ja nie chciałem jej przeszkadzać i zamierzałem się cofnąć; wkrótce jednak ona przyszła do siebie, spostrzegła mnie i przeprosiła, że nie słyszała mego pukania do drzwi ani wejścia. Pożegnałem ją, a ona powiedziała: »Do zobaczenia w niebie!«. Gdy następnie 26 września odwiedziłem ją po raz ostatni w Łagiewnikach, nie chciała ze mną już rozmawiać, a może raczej nie mogła, mówiąc: »Zajęta jestem obcowaniem z Ojcem Niebieskim«, rzeczywiście robiła wrażenie nadziemskiej istoty”.

Umierał 15 lutego 1975 roku w dniu imienin Faustyny, nie doczekawszy wyboru na Stolicę Piotrową kard. Wojtyły i zniesienia wydanej w 1959 roku notyfikacji zakazującej kultu Bożego Miłosierdzia. Jak dramatycznie brzmią dziś jego słowa: „Kończę osiemdziesiąt lat. Moje ręce są puste”. Absolutnie nic nie zapowiadało tego, że dzieło Miłosierdzia w tak ekspresowym tempie rozleje się na cały świat. Umierający spowiednik nie doświadczał owoców proroctwa, które kilkadziesiąt lat wcześniej zanotowała Faustyna: „Tyle koron będzie w koronie jego, ile dusz się zbawi przez dzieło to”.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
1 2 3 4 5 6 7