Miał coś z ognia

O wolności w… Auschwitz i o tym, co św. Maksymilian zrobił nie tylko dla Franciszka Gajowniczka, ale także dla Karla Fritzscha, oprawcy z obozu, mówi o. Zdzisław Józef Kijas OFM Conv z Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych.

Barbara Jaworska: To Ojciec jest autorem tezy, że beatyfikacja czy kanonizacja to nie wynoszenie świętych na ołtarze, ale… ściąganie ich na ziemię.

O. Zdzisław Józef Kijas OFM Conv: To, że Kościół kogoś kanonizuje czy beatyfikuje, nie oznacza, że wprowadza go do nieba. To jest dziełem Pana Boga, który jest Panem tamtej rzeczywistości. Ale gdy Kościół kogoś beatyfikuje czy kanonizuje, to wyciąga go z nieba i sprowadza znów na ziemię. Znów stawia niejako między żywymi. Aby dla tych, którzy są jeszcze w drodze, był albo przykładem życia, albo przykładem odwagi, albo przykładem wyborów, albo by zwyczajnie im towarzyszył czy wstawiał się za nimi jako orędownik. To przywracanie świętych do życia społecznego. Przywracanie dla wiernych Kościoła pielgrzymującego tych, którzy są już w Kościele chwalebnym, w Kościele królującym.

Co polskiemu Kościołowi i polskim wiernym dało sprowadzenie Maksymiliana na ziemię?

Dla Polski szczególnie ważna była beatyfikacja o. Maksymiliana. Trzeba pamiętać, że wcześniej ostatnim beatyfikowanym Polakiem był Melchior Grodziecki, misjonarz jezuicki, zamordowany przez kalwinów w Koszycach, którego beatyfikacja odbyła się w 1905 roku. A ostatnim kanonizowanym był Andrzej Bobola, również męczennik jezuita, zamordowany przez Kozaków, który został wyniesiony do chwały ołtarzy rok przed II wojną światową. Po drugie, beatyfikacja i kanonizacja o. Maksymiliana były ważnymi elementami rozliczenia się z niedawną historią. Ważne więc było, że beatyfikowany został zakonnik z tzw. bloku wschodniego, zza żelaznej kurtyny, gdzie życie zakonne zostało niemal całkowicie wyeliminowane. Istotne było również to, że przygotowania do beatyfikacji zbiegły się w czasie z Wielką Nowenną przed Milenium Chrztu Polski. Wybór o. Maksymiliana zachęcał do gestów przebaczenia i pojednania. Znaczenie miał również fakt, że beatyfikacja w 1971 r. odbyła się we Włoszech, co pozwoliło wielu rodakom po raz pierwszy wyjechać za granicę. Natomiast kanonizacja w 1982 r. odbyła się w czasie trwającego w Polsce stanu wojennego, do czego nawiązał w przemówieniu Jan Paweł II.

Duchowość o. Maksymiliana opierała się na trzech filarach: posłuszeństwie, modlitwie i pracy. Zwłaszcza posłuszeństwo jakby nie przystaje do naszych czasów, gdy każdy jest indywidualistą, a świat promuje tezę: „wszystko zależy tylko od ciebie”.

Posłuszeństwo Maksymiliana było przede wszystkim posłuszeństwem ideałom, z którymi rósł. Posłuszeństwo przełożonym zakonnym czy kościelnym to było odczytywanie tego posłuszeństwa podstawowego, które objawiło się później w pełni właśnie w obozie Auschwitz. Kiedy on oddaje życie za współwięźnia Gajowniczka, nie jest nikomu posłuszny, on jest posłuszny sobie. I to jest szczyt posłuszeństwa Maksymiliana. Nikt go nie zmusza, żeby szedł na śmierć. To jest jego posłuszeństwo własnemu sercu, sumieniu, własnym wyborom, w których centrum jest zawsze jakiś rodzaj miłości Boga i bliźniego.

Dlaczego zatem taki opór budzi słowo „posłuszeństwo”?

Jeżeli my kłócimy się z posłuszeństwem, które bywa niewygodne, to znaczy, że my je niewłaściwie rozumiemy. Bo my bardzo często odbieramy posłuszeństwo w relacji zewnętrznej, jako posłuszeństwo komuś. A chodzi przede wszystkim o posłuszeństwo samemu sobie. Samemu sobie nie w sensie grzechowi, tylko ideałom, które wybrałem. Nawet jeżeli życie stawia mnie przed różnymi wyzwaniami, ja jestem zapraszany, aby być posłusznym temu, co uznałem za ważne w swoim życiu. I ten rodzaj posłuszeństwa jest ciągle aktualny, może dzisiaj bardziej niż kiedykolwiek. Maksymilian jest doskonałym, ściągniętym z nieba patronem, przewodnikiem, doradcą, który nie będzie posłuszny modzie czy trendom, ale będzie posłuszny swojemu sumieniu, gdzie przemawia Bóg.

Ale posłuszeństwo przełożonym też jest chyba ważne?

Czasami jest ważne. Wiadomo, że jesteśmy uwikłani w więzi społeczne. Posłuszeństwo Maksymiliana miało wiele z tego posłuszeństwa, którym żył Chrystus. Jezus był w pełni wolny, a jednocześnie w pełni posłuszny swojemu Ojcu w tym, co dotyczyło planu zbawczego, czyli naszego zbawienia. I Maksymilian był wolny, a jednocześnie posłuszny. Nie było osoby bardziej wolnej od Maksymiliana i nie było osoby bardziej posłusznej od Maksymiliana.

Można być wolnym w obozie koncentracyjnym?

To był szczyt jego wolności! On w sposób wolny i dobrowolny, posłuszny jedynie swoim wciąż żywym ideałom – że drugi człowiek jest dla niego skarbem, kimś najważniejszym – występuje z szeregu i mówi: „Ja będę szedł w miejsce tego tutaj skazanego”.

Z tej wolności nie wyciągnął wniosków przeprowadzający selekcję Karl Fritzsch.

Stało się coś niesłychanego. Karl Fritzsch nawiązuje rozmowę z więźniem! To graniczy z cudem, że esesman nagle zareagował jak człowiek i zapomniał na chwilę, kim był dotychczas, że nie jest wyłącznie agentem systemu, ale osobą wolną i niezależną, której na imię Karl. Trwało to jednak zbyt krótko, by mogło go zmienić. Nie podjął wezwania i nie odczytał znaku, jaki otrzymał. Odrzucił dar, który – z wielu względów – był cenniejszy od daru, jaki Kolbe ofiarował Gajowniczkowi. Bo Polakowi przywracał wprawdzie życie, ale Fritzsch otrzymywał w darze wolność, czyli realną możliwość stania się w całej pełni człowiekiem. Wydawało się, że przez moment esesman odczytał ten gest. Jednak skończyła się rozmowa, skończyło się poszukiwanie wolności. Na nowo stał się katem.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
31 1 2 3 4 5 6
7 8 9 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11