Na zaufanie trzeba tu sobie zasłużyć

Miesiąc temu pochodząca ze Świebodzic Magdalena Kubińska wraz z koleżanką już po raz drugi wyjechała do Mongolii. Powrót okazał się dużo trudniejszy, niż myślała.

Reklama

Nomadowie kontra mieszczuchy

– W Mongolii liczą się tak naprawdę trzy miasta, które zaliczane są do wielkich: Ułan Bator, Erdenet i Darkhan, a mieszkańcy kraju dzielą się na nomadów, mieszczuchów i tych pomiędzy, czyli zamieszkujących wioski liczące po kilka tysięcy mieszkańców, którzy dojeżdżają do pracy do pobliskich miast lub w miejscu zamieszkania zajmują się hodowlą zwierząt. Mieszczuchy w wielkich aglomeracjach pracują w sklepach, bankach, urzędach lub kierują ruchem drogowym. Można by rzec, że wygląda to podobnie jak u nas, ale nie jest to jednak to samo. Bardziej widać różnicę klas społecznych. Niektórzy żyją w blokach, inni w wieżowcach, a jeszcze inni w jurtach, które na obrzeżach miasta stanowią sporą część zabudowań. Choć w Mongolii jest obowiązek edukacji, w praktyce nie jest on przestrzegany. Rodzice często nawet nie wiedzą, co robią ich dzieci – opowiada Magdalena.

Opisując nomadów, podkreśla ich koczowniczy tryb życia. – W drodze do miasta Karakorum, dawnej stolicy Mongolii, z daleka mogłyśmy zobaczyć pojedyncze jurty, a przy nich jeden samochód i ogromne stada zwierząt. Nomadowie przynajmniej dwa razy w roku zmieniają swoje położenie. Latem osiadają w miejscach, gdzie zwierzęta mają dostęp do trawy i przestrzeń do wypasu, zimą sprzedają większość stada i zamieszkują tereny przy wzgórzach, aby chroniły ich od zimna i wiatru. Ich dzieci często nie chodzą do szkoły, bo nikt tego nie sprawdzi. Uczą się w domu od rodziców i przeważnie są to lekcje życia. Jest to dosyć powszechne zjawisko – opowiada.

Są jeszcze mieszkańcy półwiosek (półmiasteczek). – Ich życie toczy się powoli, jak to bywa na wsi. Połacie zieleni, tereny zalewowe i dwa sklepy, które są centrum życia towarzyskiego. Tam przeważnie wieczorami sąsiedzi schodzą się na ławeczkę i przy trunku spędzają czas. W ciągu dnia takie wioski świecą pustkami, są niczym wymarłe miejsca. Wielu mieszkańców dojeżdża po 50–60 km do pracy – opisuje ostatnią z grup. Zauważa, że ludzie w Mongolii pilnują tego, co im się należy. Nie pozwalają też za bardzo angażować się misjonarzom, zwłaszcza gdy sprawa dotyczy uprawy warzyw czy innych roślin.

Związane ręce

Problem jest też z głoszeniem Dobrej Nowiny. – Nie tylko w czasie zajęć nie można mówić o Bogu i Kościele. Państwo bardzo mocno blokuje rozwój wiary. Każdy z misjonarzy ma obowiązek zatrudniać trzy osoby, którym musi zapewnić wypłatę, składki ubezpieczeniowe itp. To oczywiście generuje niesamowite koszty, nie przynosząc jednocześnie zbyt dużych efektów. Poza tym obserwuje się tu wszechobecny szamanizm. Ludzie zbierają się wokół totemów i posągów, aby oddawać cześć duchom i siłom nadprzyrodzonym w podzięce za deszcz czy słońce. Kraj, który nie wydaje się biedny, jest naprawdę biedny z powodu braku obecności Chrystusa wśród ludzi. To, co cieszy, to obecność w kościele dzieci, które w ubiegłym roku brały udział w zajęciach – kończy Magda, prosząc o wsparcie misji nie tylko przy okazji zorganizowanych akcji, ale i w ciągu roku – poprzez modlitwy i ofiary. 

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
1 2 3 4 5 6 7