Co zrobić, gdy człowiek łapie się na tym, że modlitwa staje się uciążliwym obowiązkiem?
Zmówiłem już dziesiątkę w intencji dziecka poczętego (jeszcze tylko trzy miesiące do zakończenia duchowej adopcji), a potem Koronkę do Bożego Miłosierdzia (zobowiązałem się, zapisując się do Kręgu Miłosierdzia). „Pod Twoją obronę” dla noszących szkaplerz i margaretka za księży. Uff! Koniec! Czy ta modlitwa była coś warta? A może była jedynie bezmyślną paplaniną? Czy nie lepiej modlić się własnymi słowami? A może zarzucić te formułki i już do nich nie wracać?
Same małe dzieci
Grupa turystów zwiedzała ukrytą w górach alpejską wioskę. Przy jednej z chat spotkali staruszka. Siedział na ławce i palił fajkę. „Czy w tej wiosce urodzili się jacyś wielcy ludzie?” – zapytali protekcjonalnym tonem. „Wielcy ludzie? Nie! Tylko same dzieci” – odparował staruszek. Ta anegdota kojarzy mi się z długodystansowym spojrzeniem i wiernością w modlitwie. „Lubimy dania z mikrofali, a Bóg woli marynaty” – usłyszałem niedawno. Życie duchowe to nie sprint, ale bieg na długim dystansie.
Świat nucący pod nosem „Free your mind” zwiewa z szufladek, wymyka się z utartych, gotowych wzorców. „Schemacie–kacie” − pisał Edward Stachura. Nam, katolikom, zarzuca się nieustannie „klepanie zdrowasiek”. Jak modlić się „formułkami”, by „pałało w nas serce”?
– „Którą zdrowaśkę zmówiłam?” – czy s. Bogna często łapie się na takim pytaniu? – zaczepiam s. Młynarz, doktor teologii duchowości. – Tak. Codziennie modlę się Różańcem. Czasem robię to w różnych okolicznościach, na przykład prowadząc samochód, więc nie jest mi obce to doświadczenie „pogubienia się” w zdrowaśkach. Nie traktuję tego jednak jako dramatu. Mój Bóg nie jest księgowym. Staram się być wierna zasadom, bo one są potrzebne mnie, nie Jemu, jednak tego, że czasem „dziesiątka” ma dziewięć, a innym razem jedenaście Pozdrowień Anielskich, nie traktowałabym w kategoriach rzeczy istotnych. Formuły modlitewne są ważne: przypominają duchowe „rozruszniki”, bo wkładają nam w usta słowa piękne, mądre, pełne ducha, szczególnie gdy modlimy się psalmami czy, jak w Różańcu, tekstem z Ewangelii. Poruszają naszego ducha, mobilizują go do modlitwy. Jest to jednak jedynie środek do celu, którym jest spotkanie z Bogiem. Są narzędziem, z którego trzeba nauczyć się korzystać. Przy braku umiejętności nawet najlepszym narzędziem można zrobić sobie krzywdę. Przytoczę tu biblijną historię węża miedzianego. Był zrobiony na polecenie Boga, by być środkiem uzdrowienia dla pokąsanych przez węże Izraelitów. Jego wizerunek, na który patrzyli, pomagał im spotkać się z uzdrawiającą mocą Boga. Jednak w Drugiej Księdze Królewskiej czytamy, że pobożny król Ezechiasz kazał zniszczyć wizerunek węża, bo… lud zaczął oddawać mu chwałę! To, co jest środkiem do celu, może stać się bożkiem! Tak samo jest ze sposobami modlitwy. Służą nam do spotkania z Bogiem, ale gdy przywiązujemy do nich zbytnią wagę lub traktujemy je magicznie, stają się przeszkodą.
Zdeterminowana determinacja
– Święta Teresa z Ávila rozróżnia modlitwę myślną (prosta forma, która rodzi się w naszym sercu) i modlitwę ustną (wypowiadanie głośno pewnej formułki). Mistyczka stawia sprawę zdecydowanie: jeśli wypowiadam formułkę, a moja myśl za nią nie idzie, to nie nazywam tego modlitwą – opowiada ks. Szymon Kiera, duszpasterz z Chorzowa. – Bardzo poruszyły mnie te słowa, skonfrontowały z wypowiadanymi modlitwami. Czy idą za nimi myśli i serce? Ile razy odmawiałem Różaniec, a moje myśli biegały we wszelkich możliwych kierunkach? Jasne, że łatwiejsza jest modlitwa własnymi słowami: jesteśmy na nich skupieni, bo sami je tworzymy. Jezus zapytany przez uczniów o to, jak się modlić, wypowiedział pewną gotową formułę: „Ojcze nasz”, a jednak o wiele częściej zwracał uwagę na wytrwałość w modlitwie, jako wzór modlitwy ukazując natrętną wdowę, naprzykrzającą się sędziemu. „Czyż Bóg nie weźmie w obronę tych, którzy dniem i nocą wołają do Niego?” Teresa podpowiadała: z drogą modlitwy jest jak z pracą w ogrodzie. Najpierw czeka cię harówka na jałowej ziemi i wyrywanie chwastów. Musisz starać się o to, by rośliny, które Bóg w tobie zasadził, wzrastały. Teresa mówi w tym kontekście o „zdeterminowanej determinacji”. Myślę, że w tych słowach kryje się cała odpowiedź na twoje pytanie – uśmiecha się ks. Szymon.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).