Gdyby nie odwaga pewnej zakonnicy i naukowca, nie zachowałyby się bezcenne relikwie…
W wywiadzie dla s. Tomiry s. Laurencja opowiadała: „Wzięłam święte dla nas relikwie, ukryłam w torbie i z różańcem w ręku wsiadłam do pociągu relacji Białystok–Warszawa. Zgłosiłam się do ks. proboszcza Teofila Boguckiego. Pamiętam, że był wtedy w towarzystwie ludzi z gdańskiej Solidarności. Po rozmowie ze mną ks. Bogucki powiedział: »Siostro najdroższa, jestem bardzo chory. Serce mam coraz słabsze. Przeczuwam, że niedługo umrę. W tej sytuacji nie mogę wziąć szczątków organów ks. Jerzego, bo obawiam się, że nie zabezpieczę ich dostatecznie, że po mojej śmierci komuniści je zniszczą. Niech siostra zabierze je z powrotem do Białegostoku«”.
Cóż było robić. Trzeba było wracać. „Widziałam, że muszę je zabrać, ale nie wiedziałam co dalej” – wspominała s. Laurencja. „Zanim opuściłam parafię na Żoliborzu, postawiłam szczątki organów na grobie ks. Jerzego Popiełuszki. Uklękłam i powiedziałam do niego: »Jerzy, oto kawałek twojego umęczonego ciała. Muszę zabrać cię z powrotem na twoją podlaską rodzinną ziemię. Niech twój duch jedzie ze mną«. Zmówiłam pacierz i poszłam w kierunku dworca”.
Siostra Laurencja wróciła do Białegostoku. Tam… czekał na nią ks. Jerzy. „Weszłam z relikwiami do mojego pokoju w domu zakonnym przy ul. Dąbrowskiego 1, zobaczyłam na środku pokoju uśmiechniętą twarz młodego kapłana. Był to ks. Jerzy Popiełuszko. Spojrzał na mnie, uśmiechnął się i odszedł poza granicę czasu. Jedni pewnie powiedzą, że to wyobraźnia, mechanizmy podświadomości, i będą szukać racjonalnych wyjaśnień. Ale ja nie muszę szukać, bo wiem, że to był ks. Jerzy! Wierzę w świętych obcowanie” – opowiadała siostra po latach.
Co teraz robić z relikwiami? Jak i gdzie je ukryć? – Trwała wtedy budowa naszego sanktuarium i kaplicy bł. Bolesławy Lament. Więc s. Laurencja, odpowiedzialna za budowę, pomyślała, by w tym miejscu zabezpieczyć relikwie. Zgodzili się na to nasza przełożona generalna s. Agnes Zofia Studzińska i ówczesny biskup Edward Kisiel – opowiada s. Tomira.
Pod osłoną nocy 22 maja 1986 r. relikwie zostały przeniesione do domu sióstr przy ul. Stołecznej 5. Ks. Gisztorowicz przyniósł dębową skrzynkę, do której włożono owinięty w płótno słój ze szczątkami i dwie fiolki z krwią oraz miedzianą tubę z jedną z trzech kopii dokumentu potwierdzającego autentyczność relikwii. Pozostałe dokumenty zachował ks. Gisztorowicz. Skrzynkę, obwiązaną kolorową tasiemką, opatrzono lakowymi pieczęciami Duszpasterstwa Akademickiego w Białymstoku. Zabezpieczono ją papą i w największej tajemnicy inż. Franciszek Toczydłowski wmurował ją w ścianę. Tajemnica obowiązywała wszystkich uczestniczących w wydarzeniu. – Siostra przez lata nikomu o tym nie mówiła. Miała świadomość, że narażała nie tylko siebie, ale i zgromadzenie – mówi s. Tomira. – Na szczęście komuna upadła, a ks. Jerzy został błogosławionym. Można było przypomnieć o relikwiach…
Na cały świat
Po 24 latach od ukrycia szczątków, tuż przed beatyfikacją ks. Jerzego Popiełuszki, postanowiono je odnaleźć. Z uczestników i świadków ukrycia relikwii żyła tylko s. Laurencja, ale ze względu na wiek i stan zdrowia nie mogła pomóc w poszukiwaniach. Uczestniczył w nich ks. Andrzej Kakareko. – Prace nie były proste, gdyż w ciągu lat kaplica sióstr została przebudowana – wspomina ks. Kakareko. – Jedyną wskazówką na temat miejsca ukrycia relikwii był odręczny rysunek sporządzony przez s. Laurencję. Trochę obawialiśmy się, że w ogóle nie znajdziemy relikwii, że np. podczas budowy zostały zniszczone. 11 maja 2010 r. natrafiliśmy na zamurowaną w ścianie niszę. W niej była skrzynka. Zawierała wszystko to, co było wymienione w umieszczonym w miedzianej tubie dokumencie. Byliśmy bardzo wzruszeni i przejęci…
Relikwie z organów wewnętrznych zostały przekazane do parafii Zmartwychwstania Pańskiego w Białymstoku. Pozostają tam do dziś. Natomiast relikwie z krwi są przekazywane przez białostocką kurię parafiom i wspólnotom właściwie z całego świata. Proszą o nie czciciele bł. Jerzego Popiełuszki z Europy, obu Ameryk, najdalszych zakątków świata. Siostra Helena Duchnowska ze Zgromadzenia Sióstr Misjonarek Świętej Rodziny przygotowuje relikwiarze. Przed przystąpieniem do pracy i w jej trakcie modli się za wstawiennictwem bł. Jerzego Popiełuszki. – Biorę drobinki krwi męczennika, które wyglądają jak czarne brylanty, i wkładam do relikwiarza. Zabezpieczam, lakuję. Potem, wraz z certyfikatem autentyczności wystawianym przez naszą kurię, wysyłam je do kościołów w Polsce i na świecie – opowiada s. Helena Duchnowska.
– Relikwie ks. Jerzego Popiełuszki, który przecież pochodził z Podlasia, przekazywane są ludziom, którzy za jego wstawiennictwem otrzymują potrzebne łaski, o które się modlą – mówi ks. Andrzej Kakareko. – To symboliczne. Jakby błogosławiony wrócił do rodzinnych stron i stamtąd opiekował się potrzebującymi z Podlasia i całego świata, wstawiał się za nimi… – dodaje. Nie byłoby jednak tych relikwii, gdyby nie postawa trójki bohaterów – zakonnicy, księdza i świeckiego naukowca.
Za pomoc i wsparcie przy przygotowywaniu reportażu dziękuję Kurii Metropolitalnej w Białymstoku oraz siostrom ze Zgromadzenia Misjonarek Świętej Rodziny.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.