„Nazywamy go darem, łaską, namaszczeniem, oświeceniem, szatą niezniszczalności, obmyciem odradzającym, pieczęcią i wszystkim, co może być najcenniejsze. Chrzest jest najpiękniejszym i najwspanialszym darem Boga” (św. Grzegorz z Nazjanzu).
Kiedy ksiądz „robi problemy”
„Ksiądz robi problemy”. Nie ma chyba na świecie księdza, który by tego nie usłyszał. Być może w pojedynczych przypadkach słusznie, śmiem jednak twierdzić, że rzadko. To jest standardowe wyrażenie osoby niezadowolonej z „obsługi” w kancelarii parafialnej, która wchodząc tam, miała swoje wizje i oczekiwania. Dotyczy to nie tylko sakramentu chrztu, ale praktycznie całości tematyki, którą duszpasterz i wierny omawiają. Z jednej strony: wizja wiernego, który przychodzi, by dopełnić formalności (fatalnie brzmi, wiem!), z drugiej – wizja duszpasterza (najczęściej jednak normy wynikające z Kodeksu prawa kanonicznego, których przestrzegać należy). Słowo „formalność” wydaje się tu kluczowe. Nigdy, ale to nigdy we wspólnocie Kościoła takie postawienie sprawy, zwłaszcza w przypadku kwestii życia sakramentalnego, nie wyszło na dobre ani wiernemu, ani duszpasterzowi, ani wspólnocie. Podstawowym błędem jest okopanie się na swoich własnych pozycjach i brak otwartości na dialog.
–Spotykasz się z ludzką nieufnością w kancelarii? – pytam znajomego. Ksiądz Mirosław Godziek, proboszcz bazyliki w Mikołowie, odpowiada: – Oczywiście. Zdarza się, że ludzie czasami się blokują, mają jakieś uprzedzenia. Zapraszam ich wtedy do kancelarii a oni bardzo często przychodzą wraz z dzieckiem. Porządkuję więc te sprawy, mówię, że cieszę się, że przyszli razem. To ono – dziecko – nas tutaj gromadzi, więc bardzo proszę, żeby przyjęli, że wszystko, cokolwiek teraz będziemy tutaj ustalali, będzie realizowane właśnie dla niego.
I to jest dobry punkt wyjścia. Jeśli bowiem mówimy o chrzcie jako o najlepszym podarunku, który rodzice mogą sprawić swojemu dziecku, w pakiecie z chrześcijańskim wychowaniem, nie ma chyba wątpliwości, że chodzi o miłość. Prawdziwą, szczerą, oddaną. A ta zawsze chce podarować to, co najlepsze.
– Zdarza się, że do kancelarii parafialnej przychodzą młodzi, mama i tata – kontynuuje ksiądz Mirosław Godziek. – Następuje rozmowa. Nadzwyczaj ważna rozmowa i gdybym miał cokolwiek radzić współbraciom w kapłaństwie, innym duszpasterzom, to właśnie to, żeby ten moment wykorzystali. Nie oddawali go innym, ale wykorzystali jako okazję do przekazu najważniejszych dla naszej wiary treści, których być może nigdy później przekazać nie będą mogli. To może być rozmowa bardzo osobista, taka, której sami rodzice wcześniej być może nie mieli okazji z duszpasterzem nigdy odbyć. To wtedy mogą paść pytania o ich życie wiarą, o ich życie sakramentami, o to, czy żyją w małżeństwie, a jeśli nie, to jak można im pomóc, by odkryli wartość sakramentalnego małżeństwa. Mówię im, że to dziecko jest przecież owocem ich miłości, a miłość sakramentalna jest między innymi zapewnieniem temu dziecku bezpieczeństwa, które wypływa z sakramentu rodziców. Nie jest to bynajmniej rozmowa warunkująca otrzymanie przez dziecko chrztu świętego. Takie spojrzenie powoduje, że oni otwierają się bardziej, zaczynają zadawać sobie pytania odnośnie do ich wzajemnej miłości, do sakramentu małżeństwa… Bo przecież chcą dla tego swojego dziecka jak najlepiej. To pytanie o miłość zawsze jest najważniejsze. I myślę, że dla wielu rodziców, którzy swoje dziecko przynoszą do chrztu, może być punktem zwrotnym, czymś niezwykle ważnym. To jest w ogóle chyba jakiś znak naszych czasów. Tak, jak to sugeruje papież – mówienie o miłości jest lekarstwem na schorzenia współczesnego człowieka, na jego zasłony, na chowanie się za zaciśniętymi w pięści dłońmi.
Chrzestni, czyli… a kogo ja mam znaleźć?
„Przyjmujący chrzest powinien mieć, jeśli to możliwe, chrzestnego”. To „jeśli to możliwe” jest oczywiście bardzo ważne, tak samo jak stwierdzenie kolejnego kanonu, że „wybrać należy jednego tylko chrzestnego lub chrzestną albo dwoje chrzestnych”. Wobec coraz częściej pojawiających się propozycji, by dziecko miało dwóch ojców lub dwie matki chrzestne, koniecznie należy zauważyć, że „dwoje” (łacińskie „unus et una” w oryginale) to zawsze kobieta i mężczyzna. Chrzestny to ktoś, kto ma „pomagać”. Rodzicom w przedstawieniu dziecka do chrztu, a ochrzczonemu, by prowadził życie chrześcijańskie. Stąd też jego decyzja musi być dojrzała, bo niesie za sobą ogromną odpowiedzialność. Powinien mieć ukończone 16 lat, być bierzmowanym katolikiem, który przyjął już sakrament Eucharystii, i prowadzić życie zgodne z wiarą. To sformułowanie zawsze prowokuje dyskusję, zwłaszcza w kontekście pytania o to, czy osoba żyjąca w związku niesakramentalnym może „prowadzić życie zgodne z wiarą”.
– To nie są proste pytania i nigdy nie będą proste odpowiedzi – mówi ks. Roman Chromy, członek Komisji Duszpasterstwa Konferencji Episkopatu Polski. Trzeba rozmowy, rozeznania i przede wszystkim spojrzenia na całość życia takiej osoby, której losy nie z jej winy mogły potoczyć się tak, a nie inaczej. Jej sytuacja z różnych przyczyn, jak na przykład te, o których Franciszek pisze w „Amoris laetitia”, może być nieodwracalna.
Czy obecnie, gdy rozpadają się tak liczne małżeństwa, a wielu ludzi podchodzi do spraw wiary z dużą rezerwą, ale pomimo tego chce ochrzcić dziecko, pojawia się kłopot, gdy pada pytanie o chrzestnego? – Problem z chrzestnymi jest coraz częstszy – mówi ks. Mirosław – zwłaszcza w przypadku osób, o których mówi Franciszek, że są jakby na peryferiach życia Kościoła. Sugeruję wówczas rodzicom, by chrzestnym była osoba, która da dziecku dar życia duchowego, również poprzez ofiarowanie Komunii Świętej, i by była to osoba wierząca, a takich osób w życiu parafialnym nie brakuje. Zasadę mam jedną – to ja jako proboszcz chrzczę właśnie takie dzieci. Proszę innych parafian, by na takim chrzcie byli obecni. A pod koniec wszystkich obrzędów mówię: tam wisi obraz Matki Miłosierdzia. Idźcie tam z dzieckiem. Powierzcie je Matce Miłosierdzia. Bo my nie znamy przyszłości tego dziecka, ja jej nie znam, wy jej nie znacie. A my jako ludzie we wszystkim nie domagamy, więc niech Maryja weźmie je pod swoją opiekę! I idą. Klękają, modlą się, ofiarują dziecko Maryi…
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.