Nie da się ukryć: dla lewicy wierzący są trędowatymi. Dopóki się nie wyleczą, mają siedzieć w swoich leprozoriach.
Już się od tego odzwyczaiłem. Od ogłaszania przez polityków antykościelnych inicjatyw. Przez ostatnich parę lat było pod tym względem dość spokojnie. Tak spokojnie, że ten czy ów „katolicki publicysta”, przyzwyczajony, że temat felietonu zawsze się znajdzie, gorączkowo musiał zacząć się rozglądać za czymś innym ;) Dziś stare wróciło. Część lewicy znów próbuje zbić polityczny kapitał na walce z Kościołem. A inni, bojąc się widocznie o odpływ elektoratu, nie mówią takim pomysłom „nie”.
Nie mam oczywiście na myśli sprawy duchownych wykorzystujących seksualnie małoletnich. Choć i na tym temacie niektórzy próbują budować polityczny kapitał. Chodzi mi o głośny w ostatnich dniach temat religii w szkole i – szerzej – relacji państwo–Kościół. Temat w ostatnim ćwierćwieczu odgrzewany i serwowany społeczeństwu tak często, że może już budzić to mdłości. Cóż, kiedy nie ma się dla wyborców żadnej atrakcyjnej propozycji, wskazanie wspólnego wroga może podnieść notowania. Tyle że – powiedzmy to jasno – wskazywanie wspólnego wroga to jedna z dawno już opisanych przez socjologów metod manipulacji. Jeśli taka ofensywa pojawia się w roku wyborczym, trudno mieć wątpliwości, co jest tutaj prawdziwym celem.
Nie oskarżam głównych nurtów opozycji. Czytam właśnie, co mówił w telewizji lider największej partii opozycyjnej, Grzegorz Schetyna. Ostrożnie, żeby wilk był syty i owca cała ;) Że potrzeba redefinicji tych relacji, że to nie element walki z Kościołem, a próba ucywilizowania tych relacji (czy w takim razie relacje państwo-Kościół są barbarzyńskie?), że rozumie argumenty pani Nowackiej i że jego środowisko jest otwarte, jeśli chodzi o dyskusje na ten temat. Z kolei ważny polityk tej samej partii, prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski w jednym z telewizyjnych programów mówił dziś rano o potrzebie zerwania z tradycją, że każda państwowa czy samorządowa uroczystość ma rys religijny – ot, święcenie nowo otwieranych dróg, mostów itd. Nie miał natomiast – jako katolik – nic przeciwko temu, by ksiądz pojawiał się np. na opłatku. Obaj politycy wypowiadają się więc dość ostrożnie. I pewnie nie chodzi tu tylko o ich osobiste religijne przekonania, ale też o świadomość tego, że antykościelność nie jest czymś, dzięki czemu w Polsce zyskać można wielkie poparcie. Widać jednak, że tego ruchu na lewym skrzydle opozycji trochę się obawiają.
Myślę, że pewne schłodzenie stosunków między politykami a polskim duchowieństwem Kościołowi nie zaszkodzi. Faktycznie, ksiądz z urzędu nie musi być obecny na każdej świeckiej uroczystości. Boli mnie jednak, że niektórzy politycy opozycji traktują wierzących jak trędowatych, którzy wstydliwie powinni skrywać przed „zdrowymi” swoją chorobę – wiarę. Że całe zaangażowanie Kościoła w troskę o dobro wspólne ktoś uważa za przejaw panoszenia się, a pieniądze płynące na ogólnych zasadach od państwa na wspieranie pewnych spraw – za przejaw pazerności. Czy argumenty, jakie wysuwane są przeciwko katechezie w szkole – np. że nauczyciele religii źle pracują, że nie mają odpowiedniego wykształcenia (co jest łatwą do zweryfikowania nieprawdą), że stygmatyzują inaczej wierzących czy niewierzących – nie są dyskryminowaniem tych ludzi ze względu na wyznawaną przez nich wiarę?
Nie zamierzam bronić religii w szkole, dotacji do dzieł prowadzonych przez Kościół czy funduszu kościelnego, bo nie mam zamiaru bronić się przed oskarżeniami, że ani ja, ani moi współbracia w wierze nie jesteśmy wielbłądami. Te sprawy zresztą wielokrotnie były już wyjaśniane. Nie sposób jednak nie zauważyć, że lewicowe ideały wolności, równości, braterstwa, a dziś także tolerancji, to pustosłowie. Niestety, lewica po raz kolejny pokazuje, że w praktyce jest inaczej. W praktyce każdy, kto nie kroczy ramię w ramię z nimi, kto nie podziela w całej rozciągłości ich ideałów, jest wrogiem, którego wszelkimi środkami można i należy zwalczać. Tacy jak ja są dla nich po prostu obywatelami gorszej kategorii. Obywatelami, którzy będą mieli prawo angażować się w życie społeczne, jeśli najpierw wyleczą się z trądu swojej wiary. Taka jest prawda.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.