Jestem oczami i rękami tych, z którymi robię nasz teatr, a oni są sercem całego zespołu – mówi o swoich aktorach, dorosłych osobach niepełnosprawnych intelektualnie, Stanisława Szczepaniak.
Pani Stasia od 13 lat kieruje Środowiskowym Domem Samopomocy w Skawinie, działającym przy parafii Świętych Apostołów Szymona i Judy Tadeusza, z którego obecnie korzysta 40 osób. Szefowa z niej jakich mało: każdego przytuli, w każdym zobaczy drzemiący talent i każdemu pomoże – nawet buty zasznurować. – Mam przywilej przebywania z osobami, które nie umieją liczyć pieniędzy, nie mają samochodu ani komórek... Bycie z nimi uczy pokory, radości z życia i z tego, co mam – przekonuje.
Nie ciężar, ale dar
Przygoda ŚDS z teatrem zaczęła się banalnie.
– Z okazji świąt Bożego Narodzenia chcieliśmy coś wystawić – tak jak wiele innych ośrodków czy szkół. Okazało się jednak, że wszystkie gotowe scenariusze są przeznaczone dla dzieci. Dla moich dorosłych podopiecznych nie znalazłam nic – wspomina S. Szczepaniak. Trzeba więc było przerobić „Opowieść wigilijną” czy „Pajacyka Pierrot” na ich potrzeby i dostosować sztuki do możliwości scenicznych debiutujących aktorów. W końcu, w 2007 roku, pani Stasia zdecydowała, że sama coś wymyśli, by opowiedzieć widzom historię swoich podopiecznych – „Krewnych Pana Boga”, bo tak nazwała zespół teatralny. Często słyszała pytanie zadawane przez rodziców osób niepełnosprawnych, czy Bóg ich za coś ukarał albo czy to ich wina, że dziecko urodziło się chore.
– Z niepełnosprawnymi po raz pierwszy zetknęłam się, gdy miałam 14 lat, a cztery lata później zaangażowałam się w ruch „Wiara i Światło”. Cierpiętnictwa ani klątwy w ich cierpieniu nigdy nie widziałam. Wiedziałam natomiast, że mają w sobie wielką miłość do innych ludzi i mogą nią przemieniać świat – opowiada. Tak powstał spektakl „Sen Aniołów”. A potem pani Stasia poszła za ciosem i napisała jeszcze „Wędrówki Aniołów” i „Powroty Aniołów”, które ogrzewają zziębnięte ludzkie serca i dodają sił, by mierzyć się z niełatwą przecież rzeczywistością.
– Często boimy się chorych osób, bo ich nie znamy. Rodzice niepełnosprawnych dzieci słyszą (nawet od najbliższej rodziny i sąsiadów), że to będzie ciężar do końca życia. A przecież takie dziecko może stać się największym darem i błogosławieństwem, źródłem miłości i pokoju, niczym Najświętszy Sakrament, wokół którego wszyscy się jednoczą – tłumaczy Stanisława Szczepaniak. Tak właśnie dzieje się u zaprzyjaźnionej z nią rodziny – najmłodsza z córek, dorosła już Ania, nie widzi i nie chodzi, a ma taki dar przyciągania, że każdy, kto przychodzi do domu, biegnie najpierw uklęknąć przy jej łóżku. Ta historia stała się nawet inspiracją do jednej z części anielskiej trylogii. Pewna mama wieczorem kołysze niepełnosprawną córeczkę. Nie widzi, że obok niej stanął anioł i mówi: „Pokój temu domowi. To przez twoje dziecko pokój przychodzi na całą wieś”. Zapewnia ją też, że jest narzędziem w ręku Najwyższego, bo zło najbardziej nie lubi codziennej, matczynej wierności, która pełna jest miłości.
Wygrasz miłość
Po ciepłym przyjęciu, z jakim spotkały się anielskie historie, było jasne, że na tym nie może się skończyć. Najpierw powstał więc spektakl „Jego imię”, czyli bożonarodzeniowa opowieść o współczesnych pastuszkach, niepełnosprawnych osobach, do których przychodzi Jezus. – Dzisiaj świat mówi, że liczy się siła. A my pokazujemy coś innego. W jednej ze scen moi „pastuszkowie” idą pokłonić się Dzieciątku, niosąc różne dary. Tylko jeden nie mógł niczego wziąć ze sobą. Gdy Matka Boża pyta, co Jej przyniósł, wyciąga puste, powykręcane chorobą ręce, w które Maryja wkłada swego Syna, mówiąc: „Ty, który nie masz nic, masz wszystko” – opowiada szefowa ŚDS. Potem, czerpiąc z książki Antoine’a de Saint-Exupéry’ego, napisała też „Małego Księcia, czyli rzecz o lęku i nadziei”.
Sztuka powstała z okazji 10-lecia skawińskiego domu. – Gdy pojechałam pomodlić się do Tyńca, w kościele zobaczyłam kobietę z chłopcem, który wydawał charakterystyczne, nosowe dźwięki. Mama próbowała odmawiać Różaniec, a jednocześnie była zakłopotana zachowaniem syna – wspomina pani Stasia. W pewnym momencie dziecko odwróciło się i spojrzało jej w oczy. W jednej chwili wiedziała już, o czym będzie nowe przedstawienie… A kobiecie, która miała wypisane na twarzy, że spodziewa się nagany z powodu tego, że jej dziecko komuś przeszkadza, powiedziała, że ma wspaniałego syna.
Efekt tego spotkania zmusza widzów do postawienia sobie trudnych pytań. To najważniejsze brzmi wręcz jak zaklęcie: „Co z tego będziesz miała?” (gdy urodzisz dziecko z zespołem Downa). Bezduszny lekarz mówi, że tego się nie leczy, więc trzeba pospieszyć się z decyzją i nie przyzwyczajać organizmu do odmiennego stanu. Przecież można się jeszcze postarać o zdrowe dziecko… Wykorzystuje to diabeł, który kusi i namawia do aborcji: „Będzie miało wadę serca, nie zarobi na twoją starość. Nie jesteś już młoda. Boisz się! Co ludzie powiedzą?”. Wątpliwości rozwiewa jednak anioł. „Jesteś jego mamą. Wygrasz miłość” – mówi.
Ostatnim spektaklem „Krewnych Pana Boga”, a pierwszym, w którym nie pojawia się motyw niepełnosprawności, jest „Królowa”, czyli historyczna opowieść w czterech aktach o kobietach, które miały wpływ na dzieje Polski: Świętosławie (córce Mieszka I i Dobrawy), św. Jadwidze Królowej, bezimiennej szlachciance z Kresów z czasów Potopu i Helenie Modrzejewskiej. Tą najważniejszą kobietą jest zaś Matka Boża, Jasnogórska Królowa Polski. Do wszystkich sztuk aktorzy mają, rzecz jasna, odpowiednie kostiumy. Do niedawna szyła je zmarła w tym roku pani Anna Wrzoszczyk, mama Jasia, który od początku gra Małego Księcia, czyli samego siebie. Obecnie stroje szyje zajmująca się krawiectwem historycznym Anna Rychter z Radomia.
Wzruszają nawet twardzieli
Niepełnosprawni podopieczni pani Stasi występowanie na scenie pokochali i zgodnie przekonują, że wcielanie się w kolejne role sprawia im dużą przyjemność. – Gra jest dla mnie odprężeniem. Daje też satysfakcję, że mogę brać udział w tak dużych wydarzeniach z publicznością, która nas oklaskuje – mówi Marek, a Kasia i Jarek dodają, że aktorstwo pomogło im nabrać pewności siebie. Cieszą się też, gdy mieszkańcy Skawiny rozpoznają ich na ulicy. – Nasze sztuki uczą widzów, by nie byli obojętni na potrzeby osób niepełnosprawnych. To bardzo ważne – mówi Marta.
Nie bez znaczenia jest również fakt, że pani Stanisława, pisząc scenariusz, wie, kto zagra poszczególne role, dlatego układa je tak, by niepełnosprawność była jak najmniej widoczna. Jednocześnie stara się maksymalnie wyeksponować zalety swoich podopiecznych. To wszystko sprawia, że występy i niezliczone godziny poświęcone na próby są świetną terapią. Trzeba przecież nauczyć się poruszania po scenie, wiedzieć, gdzie jest prawa, a gdzie lewa strona, powtarzać różne gesty, czyli po prostu ćwiczyć pamięć i koncentrację. Niektórzy zapamiętują nawet kilkuzdaniowe kwestie. – Moi aktorzy nie skończyli szkół teatralnych, a grają tak prawdziwie, że wzruszają nawet najtwardszych widzów – zapewnia pani Stanisława.
Do ubiegłego roku „Krewni Pana Boga” występowali tylko w Skawinie, w budynku kina, które teraz jest w remoncie. – Bóg zamknął nam te drzwi, ale otworzył okno i wysłał w świat. Dzięki temu rozwinęliśmy skrzydła – uśmiecha się szefowa ŚDS. Choć wyjazdy są dużym przedsięwzięciem logistycznym, to w ostatnich miesiącach zespół pojawiał się w skawińskich szkołach i w sali teatralnej przy parafii Miłosierdzia Bożego. Był też w Zembrzycach, Warszawie, Krakowie (w Łagiewnikach i na barce Aquarius) oraz w wadowickim więzieniu. – To była inicjatywa Ducha Świętego – zastrzega S. Szczepaniak. Jakiś czas temu napisała listy do wszystkich więzień, tylko nie do Wadowic. A to właśnie wychowawca stamtąd zadzwonił i zaprosił ich, by przyjechali.
– Niektórzy mówili mi, że zostaniemy tam wyśmiani, ale ja nie bałam się tego. Byłam jednak w szoku, że podczas spektaklu panowała taka cisza, jak w kościele podczas Podniesienia. A potem zobaczyłam, że po twarzach tych potężnych mężczyzn, którzy przecież nie siedzą za niewinność, płyną łzy wzruszenia. Słabość moich aktorów jest ich siłą i to ona tak mocno podziałała na więźniów. Pół roku później osadzeni poprosili wychowawcę, by znowu nas zaprosił, a jeden z panów postanowił oddać swoje oszczędności na potrzeby naszego domu – cieszy się pani Stasia i dodaje, że jej podopieczni na swój sposób ratują pogubionych ludzi i otwierają ich serca. Współczesny człowiek często bowiem nie ma czasu, by spojrzeć komuś w oczy, a niepełnosprawni są szczerzy do bólu i nie boją się bliskości, dają mnóstwo ciepła i przyjaźni. Mają swoje marzenia. Jednym z nich jest rozbudowa ŚDS, by zmieściło się w nim jeszcze więcej osób i jeszcze więcej pracowni. Potrzeba na to jednak dużo pieniędzy. Cegiełkami na ten cel są dobrowolne ofiary składane podczas przedstawień. „Krewni Pana Boga” czekają więc na kolejne zaproszenia – do szkół, parafii, na spotkania biznesowe… Wszędzie, gdzie zechcą ugościć ich wrażliwi ludzie dobrej woli.
Informacje o ŚDS i o tym, jak zaprosić zespół, można znaleźć na www.sds-skawina.pl, pisząc na adres kontakt@sds-skawina.pl i dzwoniąc pod nr (12) 276 85 29. Projekt współfinansowany jest z budżetu gminy Skawina.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).