Świadek miłosierdzia

Jarek Sadowski mówi, że nigdy nie był jakoś szczególnie pobożny. Pamięta, że z babcią i dziadkiem chodził do kościoła. Wierzył, że Pan Bóg jest, ale nie spotkał Go w życiu osobiście.

Reklama

Moi dziadkowie − zarówno ze strony mamy, jak i taty − byli Polakami, ale kiedy po II wojnie światowej zmieniły się granice, zostali w swojej wiosce w obwodzie żytomierskim. Rodzice urodzili się już na Ukrainie, podobnie jak ja. W domu po polsku już się nie mówiło. Babcia tylko nauczyła mnie w ojczystym języku kilku modlitw i zabierała do kościoła. Potem rodzice przeprowadzili się w inne miejsce i kontakt zarówno z językiem polskim, jak i kościołem urwał się – opowiada Jarek.

Jako dziecko polskiego pochodzenia był dwukrotnie w Polsce na koloniach. – Wracałem na Ukrainę zauroczony Polską i rosło we mnie marzenie, by tu mieszkać. Dlatego, gdy przyszedł czas wyboru studiów, przygotowywałem się do egzaminów, by dostać stypendium i podjąć studia w Polsce. Uczyłem się polskiego, poznawałem historię, literaturę. Szczęśliwie przeszedłem przez dwa etapy egzaminu, ale podczas końcowej rozmowy kwalifikacyjnej dowiedziałem się, że zostało tylko kilka wolnych miejsc i ja się nie załapuję. Szkoda mi było, ale nie miałem wyjścia. Skończyłem studia politechniczne na Ukrainie – mówi Jarek.

Za dziewczyną przez granicę

Po studiach poznał swoją przyszłą żonę, która też była Polką z pochodzenia. Jej udało się dostać do szkoły w Chełmie. To wtedy Jarek za dziewczyną przyjechał do Polski, znalazł tu pracę, ożenił się i wszystko wydawało się być na najlepszej drodze do szczęścia.

− Będąc już w Polsce, często z żoną chodziliśmy do kościoła. Przyznaję, że wtedy to żona ciągnęła mnie do Pana Boga, ale ja nie przeżywałem Jego obecności w swoim życiu. Po prostu wierzyłem, że jest, ale gdzieś daleko. W Polsce usłyszeliśmy o wspólnocie dla małżeństw − Domowym Kościele. Początkowo byłem sceptyczny, by do niej dołączyć, ale postanowiliśmy spróbować. To tutaj poznałem wspaniałych ludzi i pierwszy raz doświadczyłem Bożego miłosierdzia i Kościoła jako wspólnoty. Nauczyłem się odkrywać obecność Jezusa w codziennym życiu. Kolejne doświadczenie Bożego miłosierdzia przyszło, kiedy urodziło się nam dziecko. To był piękny czas i wszystko miało być dobrze, ale zaczął się kryzys małżeński. Nasze małżeństwo rozsypało się. Żona zostawiła mnie, zabierając ze sobą syna, i wyjechała na Ukrainę. Cały świat mi się zawalił. Życie, które tak starannie budowałem, runęło jak domek z kart. Miałem wrażenie, że wszystko się skończyło, że nic już nigdy nie będzie miało sensu – daje świadectwo Jarek.

Podniesiony z ziemi

W tej dramatycznej sytuacji przyszło kolejne doświadczenie Bożego miłosierdzia. – Nie wiedząc, co robić, zwróciłem się do Pana Boga. Mówiłem: „Jeżeli jesteś, to od tej pory całe moje życie całkowicie oddaję i zawierzam Tobie”. Do tej pory robiłem wszystko tak, jak mi się wydawało, że będzie dobrze i po swojemu, a teraz niech będzie tak, jak chce Bóg – mówi Jarek.

Ta decyzja zaczęła zmieniać jego życie. − To prawda, że kiedy zapraszamy Boga do naszego życia i stawiamy Go na pierwszym miejscu, wszystko zaczyna się ustawiać na miejscu właściwym. Na mojej drodze pojawili się wspaniali ludzie z Domowego Kościoła, którzy mnie wysłuchali i pomogli przetrwać. Trafiłem do lubelskiej wspólnoty trudnych małżeństw „Sychar”, której charyzmatem jest dążenie jej członków do uzdrowienia sakramentalnego małżeństwa, które przeżywa kryzys. Współpracując z Jezusem, w każdej sytuacji, nawet po ludzku patrząc beznadziejnej, możliwe jest odrodzenie małżeństwa. To dało mi nadzieję i pozwoliło zaakceptować i przyjąć krzyż w swoim życiu. Trwając na modlitwie pod krzyżem, spotkałem Maryję, której dałem się poprowadzić. Zacząłem odmawiać Nowennę Pompejańską i przeżyłem kolejny raz ogrom Bożego miłosierdzia. W tym chaosie, w ruinach, oddając wszystko Bogu, poczułem, jak spływają do mojego serca spokój i radość. Miałem pewność: Pan Bóg Jest! On istnieje! Spotkałem Go w swoim życiu! I nie jest daleko, a tuż obok. I był cały czas! – opowiada.

Wiara daje nadzieję

Okazało się, że będąc z Panem Bogiem, da się przejść przez dowolne trudności w życiu. – Od dwóch lat nie mogę widywać się z synem, żona nie chce porozumienia i przebywa na Ukrainie, ale ja wierzę, że dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych. Prawda o mocy sakramentu oznacza, że nawet jeśli małżonkowie nie potrafią ze sobą być i odchodzą w stan separacji, czyli oddzielnego mieszkania, to ich małżeństwo – sakramentalne przymierze − trwa nadal. Wierzę w to, co mówi Kościół, że sakrament małżeństwa jest darem Boga, który daje małżonkom siłę odtwarzania wspólnoty małżeńskiej właściwie w każdej sytuacji. Ta wiara, która jest łaską miłosiernego Boga dla mnie, pozwala mi normalnie żyć i nieustannie podejmować działania, by odbudować nasze relacje małżeńskie. Nie stawiam na siebie i swoje pomysły, ufam miłosierdziu Bożemu – podsumowuje Jarek.

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama