Naciskam dzwonek słupskiego klasztoru Zakonu Mniszek Klarysek od Wieczystej Adoracji Najświętszego Sakramentu, obok którego codziennie przejeżdża tysiące aut udających się ze Szczecina do Trójmiasta.
Siostra zewnętrzna wprowadza mnie do rozmównicy mieszczącej się na parterze. Wkrótce zostaje odsłonięta zielona kotara i za kratami okna rozmównicy pojawia się uśmiechnięta klaryska. Chętnie mówi o swoim powołaniu, spełniającym się w ciszy klasztornej już ponad pięćdziesiąt lata.
Jestem siostrą Stanisławą Elżbietą (Kocoń) od Królowej Polski. Pochodzę z Żywiecczyzny. Swoje powołanie zakonne zawdzięczam przede wszystkim modlitewnej postawie rodziców, zwłaszcza matki. Mama czytała mi dużo czasopism kościelnych, zwłaszcza przystępnie redagowanego "Rycerza Niepokalanej" przez samego ojca Maksymiliana, dziś Świętego Męczennika. Był to okres przedwojenny, ludzie byli biedni, więc "Rycerz" był wypożyczany z biblioteki parafialnej. Już jako pięcioletnie dziecko nauczyłam się czytać i pisać. Do szkoły poszłam wcześniej niż inne dzieci, bo już w wieku sześciu lat. "Małego Rycerza Niepokalanej" z radością czytałam sama, a jego treść niewątpliwie miała charakter formujący moje późniejsze powołanie do życia zakonnego. Wtedy nie było takiego zalewu informacji prasowych i radiowych jak teraz. Dziś w potoku słów i obrazów jest więcej plew niż ziaren, dlatego współczesny człowiek czuje się osamotniony i rozdarty w swej drodze życiowej. Mając 16 lat, udałam się z pielgrzymką do znanego sanktuarium w Kalwarii Zebrzydowskiej, by tam otrzymać odpowiedź, komu mam ofiarować swoje życie: Chrystusowi czy małżeństwu. Zawsze miałam w sobie pragnienie życia samotnego, w modlitwie i ciszy. Tam poczułam w swojej duszy, by poświęcić się całkowicie Jezusowi Chrystusowi. Wiedziałam, że pójdę do zakonu, ale nie wiedziałam jeszcze, do jakiego. W marcu 1947 roku pożegnałam się z rodzicami i wstąpiłam do klasztoru w Kętach. Tam w październiku 1949 roku złożyłam śluby uroczyste. Po pięciu latach przełożona zakonu wysłała mnie do kontemplacyjnego domu w Słupsku, gdzie jestem do dnia dzisiejszego. Nigdy nie żałowałam swej decyzji poświęcenia się nieustannej adoracji Eucharystii za kratami tego klasztoru. W innym zakonie nie byłabym tak pogodna i szczęśliwa, jak właśnie w tym.
- W kościele można podczas Mszy świętej posłuchać gry organowej Siostry, niewidocznej dla parafian...
- Umiłowanie śpiewu kościelnego zawdzięczam też rozśpiewanemu domowi rodzinnemu, gdzie wieczorami tak często śpiewaliśmy religijne pieśni eucharystyczne i maryjne. Tę miłość muzyki kościelnej przeniosłam do klasztoru, gdzie najpierw sama zaczęłam poznawać nuty i grę na organach. Potem, w latach 1961-65, brałam udział w studium organistowskim dla sióstr zakonnych z różnych zgromadzeń i zakonów w Krakowie. Cieszę się, że w ten sposób - za klauzurą - mogę czcić Boga, a mój głos i grę słyszą uczestnicy nabożeństw w kościele klasztornym pw. Świętego Ottona, który jest dostępny dla wszystkich.
- Czym odróżnia się wasz zakon od innych, także nieustannie adorujących Najświętszy Sakrament?
- Tym, że my, adorując Najświętszy Sakrament, nieustannie DZIĘKUJEMY Bogu za otrzymane łaski w imieniu swoim, Kościoła, Ojczyzny i świata. Inne zakony kontemplacyjne także adorują Eucharystię, ale czynią to w duchu np. przebłagania, ekspiacyjnym... Nasza posługa ma charakter radosny.
- Proszę powiedzieć, jak wygląda wasz dzień w klasztorze?
- Mieszkamy w pojedynczych celach. Wstajemy wcześnie rano, o piątej. Najpierw jest rozmyślanie, następnie - Godzina Liturgiczna czyli Jutrznia, wreszcie Msza święta w kościele pw. Świętego Ottona. W tej Najświętszej Ofierze - ze strony kościoła - uczestniczą wierni z całego miasta. My ich nie widzimy, ale słyszymy się, bo wspólnie modlimy się. Modlitwy indywidualne i wspólne zajmują nam w ciągu dnia około siedmiu godzin. Po Eucharystii jest śniadanie. Następnie ma miejsce porządkowanie pomieszczeń klasztoru. Zajmujemy się też szyciem i haftowaniem szat liturgicznych. Ta praca jest dla nas radością. Wreszcie obiad. Mamy w klauzurze zakonnej ogród, tak bardzo konieczny dla nas, byśmy potrafiły właściwie wypocząć. Tutaj, choć jesteśmy za murami, czujemy się czyste i wolne, a także radosne i szczęśliwe, bo przy pomocy Jezusa Chrystusa nieustannie realizuje się nasze powołanie zakonne. Zakonnice dziękują Stwórcy przede wszystkim za Jego obecność w Najświętszym Sakramencie Ołtarza oraz za dar Chrystusowej Męki i Odkupienia. Adorując Chrystusa w monstrancji, dziękują również za dary przyrodzone: za życie, zdrowie, chleb, za ludzką życzliwość i za wszystko inne, co jest potrzebne do ziemskiego pielgrzymowania. Dziękują w imieniu tych, którzy zapominają o tym ludzkim i chrześcijańskim obowiązku. Apostolstwo zakonnicy klauzurowej, niewidoczne dla innych, dokonywane w ukryciu, pozbawione uznania ze strony ludzi, którym służy - jest niewątpliwie bardzo trudne, ale przynosi niezwykłe owoce, o których najlepiej wie sam Bóg. W każdy drugi piątek miesiąca mieszkańcy Słupska (i nie tylko) przychodzą do kościoła Klarysek, by wraz z nimi - w części dostępnej dla wiernych - wspólnie adorować Najświętszy Sakrament. Ta, tak potrzebna adoracja zaczyna się w piątek o godzinie 21, a kończy się w sobotę o piątej rano.
Kotara rozmównicy zasłoniła się, siostra Stanisława wróciła do swojego niekończącego się dziękczynienia przed Najświętszym Sakramentem.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.