Święta Anna tonie w śniegu. Przy drzwiach furty, na końcu sznura zawieszony jest krzyż. Pociągam za niego. Ciszę rozdziera ostry dźwięk dzwonka. Wchodzę do klasztoru dominikanek.
Żyjemy we wspólnocie: 34 siostry, 24 godziny na dobę, 365 dni w roku. Różne kultury, stopnie wykształcenia, temperamenty, zranienia. To jest nasza strefa szarości – opowiada mniszka. – Ale to też jest piękne. W nocy, gdy światła są wygaszone i korytarzem idzie jakaś siostra, to ja po jej krokach i szeleście różańca potrafię już rozpoznać, kto idzie – uśmiecha się.
– Wielu traktuje nas jak specjalistki od modlitwy i pyta, jak rozmawiać z Panem Bogiem. A tu nie ma żadnej metody. Wymodliłam już wielu mężów. Chłopaki na medal – uśmiecha się łobuzersko siostra Elżbieta (34 lata w klasztorze). – Jak to robię? Nie wiem. Padam na kolana w kompletnej bezradności. Mówię: Panie, ja nic nie mogę. I On działa. Nigdy się na Nim nie zawiodłam. – My tu nie wyrabiamy roboczogodzin modlitwy. Nie odbijamy żadnego pracowniczego zegara – dodaje siostra Józefa.
Marnujesz życie!
Co jest najtrudniejsze? – Na początku zostawienie rodziny. I słuchanie tych głosów: marnujesz życie, zostawiasz rodziców. To się dźwiga przez całe życie. Ale my nie zostawiamy ich na pastwę losu, wierzymy, że są w najlepszych rękach świata. Tydzień temu zadzwoniła do mnie mama i powiedziała: Ela, ja jestem taka szczęśliwa, że ty jesteś w zakonie!
– A jak tu się pięknie umiera! – Opowiadają siostry. Współczesny świat na słowo „śmierć” reaguje alergicznie, boi się jej jak ognia. A za kratami? – Gdy wyczuwamy, że siostra dojrzewa do śmierci, trwamy przy niej i śpiewamy nasze dominikańskie: Salve Regina. Śpiewamy tak jak codziennie w czasie komplety. I wierzymy, że po śmierci wpadnie wprost w objęcia Maryi. Pracowałam w szpitalu i widziałam tam wiele śmierci. To kolosalna różnica. Tu umiera się bez wierzgania, bez krzyku niezgody. To zanurzenie się jedną nogą w niebie – opowiada siostra Józefa.
Wychodzę z klasztoru. Spotkałem w nim siedem uśmiechniętych, szczęśliwych kobiet. Widziałem sterty listów, które otrzymują. Ludzie piszą, bo zostali wysłuchani. Bo bezpłodne małżeństwo doczekało się Jasia, bo urodził się mały, rudy Łukaszek, bo mała Marysia ma śliczne kręcone włoski. Do sióstr przychodzą setki nieszczęśliwych, złamanych ludzi, błagając o pomoc. Mniszki nie odmawiają
Zamknęły się drzwi klasztoru. Wróciłem do zasypanego śniegiem, zabieganego świata. I pomyślałem jedno: i kto tu jest po drugiej stronie kraty?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.
To doroczna tradycja rzymskich oratoriów, zapoczątkowana przez św. Pawła VI w 1969 r.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).