Maria na zdrowie

Siostra Mira czuła, że umiera. Gruźlica przykuła ją do łóżka. Paskudny krwotok, ból, bezradność lekarzy. Ostatkiem sił szepnęła: Matko Mario, ratuj! Po kilku dniach wstała z łóżka. Maria Merkert ratowała biedaków nie tylko za życia.

Reklama

Bomba!
Ogromny ból przykuł siostrę Mirę do łóżka. Pracowała do niedawna z dziećmi i od jednego z nich zaraziła się gruźlicą. Choroba postępowała w ogromnym tempie. Lekarze bezradnie rozłożyli ręce. Płuco zajęte, drugie zaatakowane. Pluła krwią, czuła, że umiera. Leżąc w łóżku, westchnęła: Matko, ratuj! Wcześniej pod poduszkę włożyła obrazek z wizerunkiem Marii Merkert. Poczuła się lepiej. Gdy pojechała na badania do szpitala na Kubalonkę w Istebnej, lekarze nie dowierzali: była zdrowa.

Na wszelki wypadek ponowili po pół roku badania: gruźlica zniknęła. Gdy Sowieci w 1944 wygnali siostry i Mira szła przemoczona w zacinającym chłodnym deszczu pieszo z Nysy aż do Koźla, a choroba nie odnowiła się, uwierzyli nawet niedowiarkowie.

W styczniu 1945 roku potężny huk bomb wstrząsnął kamienicą przy ul. Sobieskiego. W kaplicy sióstr zadrżały witraże. Okoliczne domy płonęły, mury z hukiem waliły się na bruk. W klasztorze przebywała akurat siostra Mira, niedawno cudownie uzdrowiona. Wpadła na niecodzienny pomysł. Pobiegła na strych i wepchnęła pod belkę dachową obrazek matki Merkert. – Budowałaś ten dom, uratuj go – westchnęła. Gdy skończyło się bombardowanie, a tumany pyłu opadły, zadziwione siostry spostrzegły, że ich dom ocalał. Stał samotny wokół doszczętnie zrujnowanych ruin. Wiedziały, komu zawdzięczają pomoc.

Klasztor jak wyspa
Po wojnie władze chciały koniecznie zamienić klasztor na szkolę muzyczną. Nie udało się. Siostry codziennie pielgrzymowały do grobu matki Marii, odmawiając po drodze trzy części Różańca. Wciąż z okien przy Sobieskiego płynie łagodny śpiew liturgii godzin: „Nie nam, Panie, nie nam, ale Twemu imieniu daj chwałę”. To zawołanie Marii Merkert. Powtarzała je, gdy chwalono ją, kłaniano się nisko na ulicy, a do domu macierzystego przychodziły podziękowania za heroiczną służbę.

Gdy dziesięć lat temu wezbrała woda, a fale Nysy Kłodzkiej wdzierały się do domów, siostry rozpoczęły szturm do nieba. – Matko Mario, ratuj! Przez okno widziały, jak woda zwija asfalt w rulony, a drzewa łamią się jak zapałki. – Nasz dom był jak wyspa, wokół wszystko płynęło, a klasztor stał. Kolejny raz ocalał – opowiadają elżbietanki.

Od stu sześćdziesięciu lat prawie dziesięć tysięcy sióstr św. Elżbiety ruszało do chorych z obrazkiem matki Marii. Pamiętały, że nowa błogosławiona nie siedziała nigdy z założonymi rękami.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama