Fakty w sprawie nuncjusza apostolskiego abp. Józefa Kowalczyka są oczywiste, nigdy nie był świadomym informatorem organów bezpieczeństwa PRL. Jako dyplomata watykański został zarejestrowany jako kontakt informacyjny, a tak oznaczano źródła zewnętrzne, które nigdy nie były częścią agenturalnej sieci.
W pracy operacyjnej na terenie Watykanu Departament I często korzystał także z tzw. przykrycia dyplomatycznego. Rezydenci wywiadu byli zatrudniani jako personel dyplomatyczny w różnych pionach ambasady PRL w Rzymie. Znajdowali się także w składzie Zespołu ds. Roboczych Kontaktów Rządu PRL ze Stolicą Apostolską, który od 1974 r. działał w ramach przedstawicielstwa dyplomatycznego we Włoszech. Szczególne znaczenie miała praca wydziału konsularnego. Duchowni przebywający w Rzymie, mieli najczęściej paszport czasowy, co zmuszało ich do regularnych kontaktów z ambasadą. Było to wykorzystywane do prowadzenia rozmów, które miały na celu także wytypowanie osób do werbunku albo pozyskanie informacji potrzebnych w innych rozpracowaniach.
Kim był „Pietro”
Rejestracji ks. Kowalczyka dokonał oficer wywiadu PRL o pseudonimie „Pietro”.
W rzeczywistości nazywał się Edward Kotowski i uchodził w MSW za specjalistę od spraw watykańskich. Zanim pojechał na placówkę dyplomatyczną do Rzymu, zdobywał doświadczenie „po linii czwartej”, zajmującej się inwigilacją duchowieństwa najpierw w Olsztynie, a później w Warszawie. Jak na ubeka miał dość nietypowe zainteresowania, był historykiem sztuki, obronił nawet doktorat na Uniwersytecie Mickiewicza w Poznaniu. Znał kilka języków, dobrze włoski i rosyjski. Specjalizował się m.in. w werbunku duchownych i świeckich pracowników katolickich uczelni. W październiku 1978 r., a więc kiedy rozpoczął się pontyfikat Papieża Polaka, por. Kotowski został przez kierownictwo MSW przekazany z pionu czwartego do pierwszego, czyli do wywiadu PRL. Jego wyjazd do Rzymu nastąpił pod tzw. dyplomatycznym przykryciem, i to jest kwestia niezwykle istotna dla zrozumienia sensu przedstawionej w „Rzeczpospolitej” dokumentacji. Kotowski oficjalnie pracował w ambasadzie jako II sekretarz, któremu podlegały m.in. wszystkie sprawy konsularne. Co jednak ważniejsze, Kotowski był także pracownikiem Zespołu ds. Stałych Roboczych Kontaktów między Rządem PRL a Stolicą Apostolską. Wyłącznie w tym charakterze, jak wynika z materiałów ewidencyjnych spotykał się z ks. prałatem Kowalczykiem.
Głównym zadaniem „Pietra” w Rzymie była praca operacyjna ze źródłami informacyjnymi przekazanymi przez Departament IV MSW, pion R i pozyskiwanie nowych agentów, lub przejmowanie agentów przekazanych mu przez pion IV z Warszawy. Jego pracę w Warszawie nadzorował naczelnik Wydziału XVI departamentu I MSW, płk Kazimierz Walczak. Kotowski zakończył pracę w Rzymie w styczniu 1984 r., już w randze kapitana. Nie wrócił jednak w szeregi SB, lecz został przeniesiony do Urzędu do Spraw Wyznań. Tam zakończył karierę w stopniu majora, na etacie niejawnym jako starszy inspektor, realizując na rzecz Departamentu IV „ważne zadania z zakresu problematyki wyznaniowej ze szczególnym uwzględnieniem odcinka watykańskiego”.
Kontakty oficjalne
Sprawą kluczową jest więc fakt, że ks. prałat Kowalczyk, przychodząc na oficjalne rozmowy, wiedział, że jego partnerem jest II sekretarz ambasady oraz członek Zespołu ds. Stałych Roboczych Kontaktów dr Edward Kotowski, który był jego oficjalnym partnerem w negocjacjach o istotnych sprawach dla relacji między rządem PRL a Stolicą Apostolską. Nie mógł natomiast wiedzieć, że jego interlokutorem jest nie dyplomata Kotowski, lecz oficer wywiadu „Pietro”. W sposób oczywisty wpływa stąd wniosek, że został przez „Pietro” bez swojej wiedzy potraktowany jako kontakt informacyjny. Tego rodzaju kontaktów żadną miarą nie można zakwalifikować jako jakąkolwiek formę współpracy z organami bezpieczeństwa PRL. Trzeba dodać, że pełne insynuacji i niekompetentne teksty w „Rzeczpospolitej”, których autor w żadnym miejscu jednoznacznie nie wyjaśnił, że rejestracja ks. prałata Kowalczyka w takiej formie wyklucza wobec niego jakiekolwiek podejrzenie o świadomą współpracę z SB, wyrządziły wielką krzywdę zasłużonemu dyplomacie Stolicy Apostolskiej, jednemu z zaufanych współpracowników Jana Pawła II, niewiele także mają wspólnego z rzetelnym obrachunkiem ze smutną spuścizną czasów PRL.
Nie było współpracy z wywiadem PRL
Fakt rejestracji arcybiskupa Kowalczyka w charakterze kontaktu informacyjnego w żadnym razie nie może być traktowany jako dowód jego współpracy z wywiadem PRL. Instrukcja operacyjna wywiadu z 1972 r., na podstawie której dokonywano podobnych rejestracji, wyraźnie wskazywała, że chodzi o osoby którym nigdy nie proponowano współpracy i które nie miały świadomości, że ich rozmówca (z reguły funkcjonariusz wywiadu pracujący „pod przykryciem” na palcówce PRL za granicą) jest funkcjonariuszem SB. Więcej nawet: ta instrukcja możliwość taką raczej przekreślała. Fakt istnienia informacji ze źródła „Cappino” również niczego nie przesądza, bowiem mogły to być informacje uzyskane w czasie zwykłej rozmowy z funkcjonariuszem wywiadu, który oficjalnie występował przed rozmówcą jako pracownik dyplomata PRL. Tu nie ma żadnych dowodów agenturalnej współpracy.
dr Piotr Gontarczyk p.o. zastępcy dyrektora Biura Lustracyjnego IPN
Autorami artykułu, który ukazał się w trzecim, najnowszym numerze Gościa Niedzielnego ze stycznia 2009 są Andrzej Grajewski, b. szef kolegium IPN oraz ks. Jerzy Myszor współprzewodniczący b. Komisji Historycznej przy KEP
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.