Jerycho - najstarsze miasto świata

W całości położone 276 metrów poniżej poziomu morza, najstarsze miasto świata, mające około 11 tys. lat, swą przedziwną urodą i historią przyciąga corocznie rzesze pielgrzymów i turystów.

Reklama

Droga jest trudna, różnica poziomów sięga ponad 400 metrów. Jest gorąco i sucho, stąd szybko dokucza mi upał, serce bije jak dzwon, ale świadomość wyjątkowości tego miejsca dodaje mi motywacji, do dalszej wspinaczki. Gdy docieram do żelaznej furty w kamiennym murze, zwieńczonej flagami kościoła i państwa greckiego, jestem naprawdę wykończona. Zanim rozpocznę zwiedzanie muszę odpocząć. Siedząc na kamiennym murku delektuję się cudowną panoramą Morza Martwego, Doliny Jordanu i Jerycha a także migoczącej w oddali Jerozolimy. Widok jest niesamowity! Sycę oczy, robię zdjęcia, staram się zapamiętać ten widok na zawsze.

Góra ta od wieków przyciągała licznych mnichów, którzy w tym izolowanym i klimatycznie trudnym terenie rozwijali życie monastyczne. W okresie Bizancjum mieszkali w grotach dookoła kościołów, związanych z tajemnicą kuszenia Jezusa (jeden znajdował się blisko Groty, a drugi na samym szczycie góry) liczni eremici. Przy wejściu do monasteru znajduje się ścieżka, która pozwala osiągnąć szczyt wzniesienia, gdzie znajdują się ruiny fortecy, którą w II wieku zbudowali Seleucydzi.

Pierwsze sanktuarium wzniesiono tu w 326 r. Był to skutek misji św. Heleny. Kolejny monastyr pochodził z VI wieku. Od XII wieku zaś nad skalną przepaścią zawieszony był grecki klasztor prawosławny. Na jego ruinach został wybudowany w latach 1874 - 1904 prawosławny klasztor św. Jerzego. Na pomieszczenia monasteru wykorzystano zarówno istniejące już groty, jak i te wykute w skale później. Obecny należy do greckiego Kościoła ortodoksyjnego.

Grota Chrystusa
Klasztor Kuszenia chroni Grotę Chrystusa. By do niej dość, trzeba przejść wąskim korytarzem w górę pomiędzy skalną ścianą a rzędem cel zbudowanych na skraju przepaści. Samo pomieszczenie jest dość przestronne. To kaplica z imponującym ikonostasem, a całość wnętrza dopełnia obraz-scena tamtego pamiętnego biblijnego wydarzenia, gdy do Chrystusa zbliża się anioł, a szatan ucieka skulony - ustawiony przy bocznej ścianie.

Domyślam się, że jestem już blisko najświętszego miejsca tego sanktuarium. Przechodzę kilka stopni w górę i mijam drzwi, by dojść do małej kapliczki. To tu, w jej wnęce znajduje się ołtarz, a pod od nim skała. To tzw. Kamień Chrystusa. Pomieszczenia rozświetla tylko kilka lampek oliwnych. Głęboka cisza aż kłuje w uczy. Rozglądam się wokół. Dostrzegam tylko dwóch zakonników zastygłych w modlitwie i dwoje turystów, którzy klęcząc, z namaszczeniem dotykali Kamień. Zanim oddam się refleksji, oglądam wnętrze. Nad skałą znajduje się ołtarz a nad nim obraz sugerujący, że to właśnie tu siadał Chrystus podczas pobytu na pustyni.

Miejsce takie jak to, nie może nie rodzić refleksji. Patrząc na pustynię i kamienne skały odczuwam wyobcowanie od tego, co na co dzień kryje się w moim świecie. Rodzi się dystans do życia i wszystkiego co z nim związane. Nie mając oparcia w tym, co zewnętrzne, mocniej dostrzegam wnętrze. W nim przecież kryją się różne reakcje. Jest wola miłości Boga i ludzi, pragnienia czynów wielkich, ale i szukanie siebie, zaspokajanie ambicji i żądz ciała, realizację zamierzeń… W tym miejscu odczuwa się samotność. Ale nie jako wyobcowanie, tylko jako możliwość bycia przed Nim, bez bagażu tego, co zewnętrzne. Tu jestem tylko ja i On. Modlitwa rodzi się więc naturalnie. Wiem, że tylko patrząc na Niego mogę odnaleźć swoją wewnętrzną jasność, przejrzystość i stanowczość. I dziękuję Mu za walkę o grzesznika, o mnie, za ukazanie, że zmaganie duchowe jest naturalnym czynnikiem wzrostu a zwycięstwo zawsze jest możliwe. Tym bardziej, iż wiem, że nigdy nie walczę sama … Dotykam kamień, czynię znak krzyża. Teraz już mogę zejść do moich zwykłych zajęć codzienności.

Pełna wrażeń schodzę w dół. Do Jerycha powtórnie docieram późnym popołudniem. Witają mnie małe, szare domostwa. Palestyńskie zabudowania wyglądają bardziej niż biednie. Arabowie nie zwracają uwagi na porządek, na estetykę swojego otoczenia. Pełno tu śmieci, które wiatr rozwiewa po ulicach. Ulice są pełne kobiet w burkach a wokół mnóstwo sklepów. Jedyne co odróżnia to miasto od innych w okolicy, to dobra palestyńska kuchnia. Korzystam więc z jej bogactwa i smaków, które oferuje w licznych tutaj restauracjach. Zamawiam sałatkę, pastę, oliwki, kawałki mięsa z grilla a na koniec knagi - ciastko ze słodkim serem i kawę. Z radością odnotowuje, że ceny tu są o ponad połowę niższe niż w Izraelu.

Ewangeliczni bohaterzy Jerycha
Wypoczęta idę zwiedzać starożytne ruiny miasta i słynną sykomorę Zacheusza. Miejscowy Arab wskazuje mi miejsce, gdzie znajduje się najstarsze drzewo tego gatunku. Dostrzegam je ogrodzone dla bezpieczeństwa metalową siatką. Stoi, wznosząc majestatycznie swe konary ku górze. To miejscowy pomnik przyrody. Wspaniała, rozrośnięta sykomora nie jest jednak tą samą, na którą wdrapał się naczelnik celników Zacheusz, ale daje pewne wyobrażenie, jak ten ewangeliczny opis wyglądał w rzeczywistości. Na miejscu, gdzie rósł zacheuszowski figowiec znajduje się teraz prawosławny monaster św. Proroka Elizeusza.

Sama sykomora to rodzaj dzikiej figi, która ma owoce o gorszym smaku niż zwykły figowiec. Jej symbolika jest ogromnie wymowna. Nie szczepiona rodzi gorzkie figi. By właściwie owocować musi być nacinana. Więc i ja muszę pozwolić, by Boski Ogrodnik nacinał we mnie i odrzucał to, co przeszkadza we właściwym wzroście. Potrzeba pozwolić Mu się zranić, by doznać uzdrowienia. Zranić-zaszczepić Jego miłością, by właściwie owocować. Patrząc na sykomorę wspominam jeszcze jedno wydarzenie, które ewangelia wiąże z Jerychem, czyli uzdrowienie Bartymeusza.

Ten ślepiec jest figurą ciemności. Nie mając w sobie światła, nie widział żadnej perspektywy, żadnej możliwości zmiany. A jedyną deską ratunku była dla niego modlitwa, z której nigdy nie zrezygnował, choć wielu próbowało go uciszyć. Jest więc też figurą modlitwy. Modlitwy wytrwałej, natarczywej i co najważniejsze - pełnej wiary. I Bóg na nią odpowiada! Jezus dokonując cudu, zmienia mu całe życie. Myślę, że to doświadczenie miłości Boga musiało wywołać w nim ogromną radość. Radość, którą musiał podzielić się z innymi, podobnie jak Zacheusz. Bo nie da się Jego darów zatrzymać tylko dla siebie. One są zawsze zobowiązaniem. Wzrastają tylko przez podział. Jego miłość to jedyna rzecz, która się mnoży, jeśli się ją wpierw podzieli.

Patrząc na Bartymeusza wyraźnie widać, że modlitwa zmienia życie człowieka. W niej doświadcza się przemiany. Myśląc o ślepcu spod Jerycha, który odważnie wykrzykiwał to, co inni tylko ostrożnie szeptali, zadaję sobie pytanie o moją wiarę, modlitwę i gotowość doświadczenia cudu…. A przyglądając się Zacheuszowi dostrzegam, że warto wyjść z tłumu, skończyć ze statecznością, odrzucić to, co nieistotne, by znaleźć Boga. Takie postacie pozwalają na nowo odkryć chrześcijaństwo oraz odkryć ewangeliczną logikę „pójścia dalej”.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama