Rozmowa księdza Andrzeja Turka z biskupem tarnowskim Wiktorem Skworcem.
Ks. Andrzej Turek: Ksiądz Biskup przebywał prawie dwa lipcowe tygodnie w Norwegii. Był to bardziej urlop czy wyjazd duszpasterski?
Biskup Wiktor Skworc: – Głównym motywem mego wyjazdu do Norwegii nie było oglądanie fiordów, lecz spotkanie z tamtejszą Polonią, zapoznanie się z ich sytuacją życiową i potrzebami duszpasterskimi. Przed rokiem gościł w diecezji bp Bernard Eidsvig z Oslo. Moja podróż była w jakimś sensie rewizytą. Odwiedziłem polskojęzyczne ośrodki duszpasterskie w jego diecezji i nie tylko.
Dużo tam naszych rodaków?
– Nie ma statystyk. Liczbę Polaków szacuje się na 120 tys. na podstawie danych urzędów finansowych. W Norwegii każdy pracujący oficjalnie, a inaczej się tam nie da, podlega obowiązkowi uiszczania tzw. podatku kościelnego. Jeśli ktoś nie zadeklaruje, iż jest katolikiem, ten podatek automatycznie otrzymuje Kościół luterański. Księża uświadamiają to, prosząc wiernych, aby składali odpowiednie deklaracje. Więc na tej podstawie szacuje się tam liczbę naszych rodaków. Norwegowie to zazwyczaj luteranie, a tamtejszy Kościół katolicki jest mniejszościowy i wielonarodowy. Obecnie, według informacji biskupa Oslo, około połowy katolików w Norwegii stanowią Polacy, drugą grupą są Wietnamczycy, a Norwegowie to 10 proc. wiernych w Kościele katolickim.
Czy w tym kontekście nie ma jakichś obaw miejscowych ludzi, tarć z Norwegami czy rodzimymi katolikami?
– Absolutnie. Polacy w Norwegii są szanowani i cenieni jako niezwykle kompetentni fachowcy i rzetelni pracownicy. Nasi rodacy są grupą narodowościową, która najmniej wchodzi w kolizję z prawem. Stereotyp Polaka – pijaka, nieudacznika życiowego, przestępcy tam w ogóle nie funkcjonuje. Norwegowie mówią, że mamy wiele podobieństw w historii, choćby w zmaganiu się o niepodległość czy wolność religijną. Protestantyzm został narzucony Norwegii siłą przez Duńczyków; za bycie katolikiem groziła kara śmierci. Teraz Norwegowie niejako odkrywają te fakty i wielu wraca do Kościoła katolickiego. Norwegia to kraj konwertytów, także wśród duchownych. Na przykład bp Bernard był duchownym luterańskim. Został księdzem katolickim, potem biskupem.
Jest życzliwy Polakom?
– Nie spotkałem pasterza tak otwartego na emigrantów jak on. W Oslo nawet swą katedrę otwarł dla Polaków, a teraz zabiega o pozyskanie, może od luteran, świątyni, która stałaby się centrum polskojęzycznego duszpasterstwa. Jest taka potrzeba, ponieważ wielu Polaków chce swe dzieci przygotowywać do sakramentów św. i katechizować w języku ojczystym. Żywa jest wśród nich perspektywa powrotu do Polski.
Czy Polonia norweska różni się jakoś od zachodniej?
– Zasadniczo jest to świeża, zarobkowa i rodzinna emigracja. Owa rodzinność jest zjawiskiem pozytywnym, niweluje bowiem zagrożenia czyhające na samotnych migrantów, jak na przykład rozpad więzi małżeńsko-rodzinnych czy alkoholizm. Owszem, w Norwegii są też polscy robotnicy kontraktowi. Ale, jak zaświadcza choćby ks. Mączka posługujący wśród nich w miejscowości Mongstand, prowadzą się bardzo dobrze. Pierwszą Mszę św. sprawowałem właśnie tam dla pracowników rafinerii. Uczestniczyło w niej około stu mężczyzn. Podczas celebry Mszy św. w innych świątyniach łatwo zauważyć, że norweska Polonia jest młoda. W kościołach dużo małżeństw i dzieci. Po Eucharystii zawsze błogosławiłem dzieci oraz matki oczekujące potomstwa. Dzięki młodym Polakom odmłodniał tamtejszy Kościół, przede wszystkim rozrósł się i dziś nie jest w społeczeństwie norweskim na marginesie. Biskup Oslo wiąże z tymi faktami wielkie nadzieje na wzmocnienie katolicyzmu.
Co szczególnie zapadło w pamięć ze spotkań z rodakami?
– Najbardziej poruszał mnie widok diecezjan. Zawsze gorąco pozdrawiałem ich, a oni po Mszy św. podchodzili, przedstawiali się, z której części diecezji pochodzą. Pokaźnie reprezentowany był rejon limanowsko-sądecki oraz dębicki. Więc były i łzy wzruszenia.
Czy są już jakieś powizytacyjne decyzje?
– Tak. Od 1 września kapłan diecezji tarnowskiej podejmie posługę we Førde, w rejonie Bergen, gdzie przebywa wielu naszych diecezjan. To obowiązek Kościoła diecezjalnego troszczyć się o diecezjan wszędzie, gdzie są. Takie myślenie powinno towarzyszyć każdemu biskupowi diecezjalnemu. No i przydałaby się na poziomie Episkopatu Polski jakaś skuteczna i dynamiczna koordynacja duszpasterstwa tej nowej fali uczestników migracji zarobkowej.
«« | « |
1
| » | »»