– W Piura jest dzielnica bardzo oddalona od misji, jakieś 7 kilometrów. Pomysł na wybudowanie kaplicy zrodził się wraz z wybudowaniem tam oratorium – mówi Agnieszka Jaroszewicz, gdańszczanka, wolontariuszka salezjańska w Peru.
Po powrocie do Polski po rocznym pobycie w Peru Agnieszka wraz z przyjaciółmi ze studiów na UMK w Toruniu, którzy tworzą w mieście Kopernika koło misyjne, postanowili pomóc w budowie kaplicy. Do tej pory udało im się zebrać ok. 2000 zł.
– Decyzję o budowie kaplicy powziął tamtejszy misjonarz z Polski, ks. Piotr Dąbrowski, salezjanin – mówi Agnieszka. Wspomniane oratorium wybudowane zostało „na piaskach”, a sam budynek to plecionki zamiast ścian. W maleńkim pomieszczeniu odprawiana jest czasem Msza św. Częściej jednak odprawia się Mszę polową na zewnątrz, bo uczestniczy w niej do 3000 osób. – Gdy powstanie kaplica, można będzie stworzyć tam filię parafii. Zagospodarowany też zostanie cały piaszczysty teren wokół niej – podkreśla Agnieszka. A jak to z salezjanami bywa, w planach jest też budowa boisk i terenów do zabaw dla dzieci. W tej chwili nie ma tam nic.
Koszty budowy kaplicy w porównaniu do kosztów w Polsce nie są wielkie; raczej symboliczne. – Pieniądze przesyłamy za pośrednictwem Salezjańskiego Ośrodka Misyjnego – mówi Agnieszka. Zdobyte do tej pory środki pochodzą m.in. ze zorganizowanej w Toruniu loterii fantowej, była też zbiórka przy okazji tygodnia misyjnego, a ponadto wolontariuszka przeznacza na budowę kaplicy wszystkie swoje honoraria za artykuły napisane o Peru. Okazją do zbiórki był okres poprzedzający Wielki Post. – Zorganizowaliśmy z tej okazji specjalną „zabawę” misyjną, połączoną z prelekcją i loterią fantową – mówi Agnieszka.
Warto przy tym podkreślić, że prelekcje w wykonaniu gdańskiej wolontariuszki są naprawdę ciekawe. Udało jej się nie tylko „ujarzmić” młodzież gimnazjalną w Toruniu, ale także w Kartuzach, nie mówiąc o trudnej młodzieży ze świetlicy terapeutycznej. Oczywiście było też wystąpienie w rodzinnej parafii pw. św. Jadwigi w Gdańsku-Nowym Porcie.
Wyjęte spod Piura
Jeszcze nie tak dawno, bo rok temu, Agnieszka Jaroszewicz, gdańszczanka, a zarazem studentka Międzywydziałowego Indywidualnego Studium Humanistycznego na UMK w Toruniu, wyjechała jako wolontariuszka na salezjańską misję do Peru. Po rocznym pobycie w Ameryce Południowej nieco inaczej wygląda jej patrzenie na świat i życie.
Ks. Sławomir Czalej: Trudno się wracało do Polski?
Agnieszka Jaroszewicz: Bardzo. Zamierzam tam jednak wrócić pod koniec czerwca, jak tylko zdam egzaminy na studiach, na wakacje.
Rozumiem, że niejako „wsiąkłaś” w misje?
– Pierwsze trzy miesiące to było oswajanie się i szlifowanie języka hiszpańskiego, który znałam przed przyjazdem na poziomie podstawowym. Później było dosłownie wszystko. Od prac administracyjnych, archiwalnych, bo na misji wszystko jest uporządkowane. Nasz ksiądz przełożony Piotr Dąbrowski, salezjanin, bardzo tego pilnował. W segregatorach były np. listy obecności dzieci, które przychodziły do misji, żeby odrabiać swoje lekcje.
Misja jest na przedmieściach Piura na północy Peru. Czy nie było tam żadnego zagrożenia?
– Na misji panuje zasada, że Kościół wychodzi do ludzi. Chodziliśmy np. z ulotkami, które zapraszały dzieci na szkółkę wakacyjną, na zajęcia w oratorium, albo z informacjami o nowym trymestrze, który rozpoczyna się w szkole technicznej. Raz zdarzyło mi się, że odłączyłam się od grupy w jakiejś bocznej uliczce. Zobaczyłam grupę starszych chłopaków. Podeszłam, przywitałam się, bo pomyślałam, że może mają młodsze rodzeństwo, więc mogliby im przekazać informacje.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.