"Ujrzawszy raz ostrzyżoną owcę, święty powiedział: "Ta oto wypełniła rozkaz Ewangelii: miała dwie suknie i oddała jedną temu, kto jej nie miał. Tak też i wy winniście czynić" – czytamy o świętym Marcinie w "Złotej legendzie" Jakuba de Voragine.
Marcin Jakimowicz
Sen mara, Bóg wiara – wołamy. Święty Marcin, Józef i prorok Daniel nie ufali takim przysłowiom. Najważniejsze wskazówki otrzymywali we śnie.
Sen mara, Bóg wiara – mawiamy. Święty Józef nie ufał temu przysłowiu. Wszelkie polecenia od anioła otrzymywał właśnie we śnie. Przygarnął do domu Maryję, uciekł z rodziną przed nienawistnym wzrokiem Heroda. Jak bardzo musiał być wyczulony na Słowo, skoro uwierzył nocnemu rozkazowi Bożego wysłannika! Jego wielkiego poprzednika – Józefa egipskiego, zamkniętego na cztery spusty w więzieniu – również uratowały sny. Gdyby nie one, nie zostałby zarządcą Egiptu. A Daniel tłumaczący sny zdumionemu Nabuchodonozorowi? Święty Marcin, rzymski legionista, również otrzymał wskazówkę w czasie ciemnej nocy. W roku 338, gdy wraz ze swoim garnizonem przebywał w Galii, na drodze ujrzał żebraka. Bez wahania oddał mu połowę żołnierskiej opończy. W nocy miał we śnie zobaczyć odzianego w płaszcz Chrystusa, który mówił do aniołów: „Patrzcie, jak mnie Marcin, katechumen, przyodział”. Oczywiście, to tylko symbol, legenda. Ale gdzie dziś znajdzie się żołnierza ufającego jakimś sennym marzeniom?
Imię Marcin nie ma korzeni biblijnych. Nie zawiera żadnego błogosławieństwa Pana. Odwrotnie: jego rdzeń pochodzi od Marsa – rzymskiego boga wojny. Imię świętego z Tours świetnie pokazuje jego zawiłą życiową wędrówkę, drogę od boga wojny do Jahwe, który sam siebie nazywa pokojem.
Ojciec Marcina był rzymskim legionistą, doszedł nawet do godności trybuna. W domu panował wojskowy porządek. Gdy rodzina przeniosła się do Włoch, dziesięcioletni chłopak spotkał chrześcijan i... zaraził się ich radością. Od razu wpisał się na listę katechumenów, ale rodzina nie chciała zgodzić się na chrzest. Niechętny był nawet biskup, obawiający się gniewu ojca Marcina.
Piętnastoletni chłopak obrał stan żołnierski i został rzymskim legionistą. Natrętna myśl o przyjęciu wiary chrześcijan nie dawała mu jednak spokoju. Gdy w czasie Wielkanocy 339 roku Marcin przyjął chrzest, postanowił zrezygnować ze służby wojskowej. – Chrześcijaninowi nie godzi się być żołnierzem i przelewać krew – szeptali mu bracia.
Okazja do wystąpienia z wojska nadarzyła się w 354 r. Marcin towarzyszył ariańskiemu cesarzowi Konstansowi w wyprawie nad Ren. Wedle zwyczaju, w przeddzień bitwy żołnierzom dawano podwójny żołd. Marcin zrezygnował z niego, a w zamian poprosił o zwolnienie ze służby. Rozwścieczony dowódca kazał go aresztować. Marcin poprosił wtedy, aby pozwolono mu stanąć do bitwy w pierwszym szeregu... bez broni. – Będę walczył jedynie znakiem krzyża – wyjaśnił zdumionym strażnikom. Do bitwy jednak nie doszło, bo wróg poprosił o pokój. Dla chrześcijan był to wyraźny znak Boży.
Odtąd Marcin znany był jako apostoł pojednania. Bóg przez jego ręce czynił rzeczy niewyobrażalne. Jego pobożność była tak ceniona, że gdy zmarł biskup Tours, wierni siłą przywiedli Świętego do katedry, błagając o przyjęcie godności biskupa. Został wybrany przez aklamację. Był biskupem przez 26 lat, a gdy zmarł, na jego pogrzeb przybyły nieprzebrane tłumy.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).