O twardzielach w parafii, związkach z masonerią i przegranej z Obamą z Carlem Andersonem rozmawia Jacek Dziedzina.
Jacek Dziedzina: Najwyższy Rycerz, płaszcze, pióropusze, instalacja funkcjonariuszy Rady nr 14705... Brzmi jak zabawa w rycerzy dla dużych chłopców.
Carl Anderson: – Ceremonie i stroje Rycerzy Kolumba, szczególnie tych czwartego stopnia, są częścią naszej tradycji. Symbolizują nasze pragnienie obrony Kościoła, jeśli zajdzie taka potrzeba. Powstaliśmy w USA w XIX wieku w czasie, gdy katolicy byli bardzo dyskryminowani, przez co stanowili dość upośledzoną grupę. To były trudne czasy dla katolickich imigrantów, przybywających do Stanów w poszukiwaniu swojego miejsca w amerykańskim społeczeństwie. Założyciele Rycerzy Kolumba (Knights of Columbus – KofC) chcieli stworzyć organizację zabezpieczającą potrzeby tych, którzy popadli w jakąś trudną sytuację po utracie pracy lub śmierci żywiciela rodziny.
Co Pana przyciągnęło do Rycerzy Kolumba?
– Kiedy pracowałem jako specjalny asystent w administracji prezydenta Ronalda Reagana, byłem odpowiedzialny za organizację spotkań liderów KofC z prezydentem USA. I tam właśnie ich poznałem. Po spotkaniu Najwyższy Rycerz zaprosił mnie do wstąpienia do tej organizacji. Tak też zrobiłem.
Jak się zostaje Rycerzem Kolumba: trzeba mieć odpowiednią budowę ciała, wykształcenie, a może... odpowiedni stan konta w banku?
– Warunki są bardzo proste: trzeba być wierzącym, praktykującym katolikiem, ukończyć 18 lat i być poleconym przez jakiegoś członka KofC. Później udajemy się do proboszcza rekomendowanej osoby i pytamy, czy też by ją nam polecił. Jeśli tak, staje się członkiem organizacji.
Ja nie bez przyczyny pytam o te pieniądze, krąży bowiem legenda, że Rycerze Kolumba to elitarna grupa nadzianych facetów.
– Nie mam pojęcia, jak ta legenda się narodziła. Tak naprawdę Rycerze Kolumba to bardzo demokratyczna organizacja. W wyraźny sposób reprezentujemy profil danej parafii. Jeśli więc parafia znajduje się w dzielnicy robotniczej, taki też będzie profil Rady Rycerzy. Jeśli parafia jest blisko uniwersytetu, członkami rycerstwa będą studenci i profesorowie.
Szukacie porządnych facetów, dobrych katolików, o nienagannej opinii. Towarzystwo, w jakim obracał się Jezus – celnicy i grzesznicy – zapewne nie dostałoby się do tak ułożonej grupy. Żaden proboszcz by ich nie polecił.
– Szukamy mężczyzn, którzy traktują serio swoją wiarę, ale robią to z pokorą, bo – jak wiadomo – nie zawsze wszystko się udaje. Podkreślamy to, że świeccy mają swoją odpowiedzialność w Kościele. Dlatego KofC to zaproszenie dla mężczyzn, by tę odpowiedzialność na siebie przyjęli.
Każdy rycerz musi od czasu do czasu podnieść przyłbicę – tak lepiej wypatrzyć wroga. Kogo na horyzoncie widzą Rycerze Kolumba? Z kim walczą?
– Nie spoglądałbym na to w kategoriach walki. To raczej stawianie czoła wyzwaniom. Dla nas bardzo ważną rzeczą jest obrona prawa do życia. Pracujemy bardzo mocno w zakresie prawa chroniącego życie. Pomagamy kobietom, które są w trudnej sytuacji w związku z ciążą. Służymy im radą, wspieramy finansowo, a także jeśli chcą oddać dziecko do adopcji. Mamy też specjalne programy wsparcia dla kobiet, które dokonały aborcji. Próbujemy pomóc im przezwyciężyć poczucie winy i problemy psychologiczne. Czujemy się bardzo silni, walcząc ze złem aborcji. Ale nie traktujemy tego jako walki przeciwko ludziom.