Ugodzona siedmioma pociskami islamistów ostatkiem sił wyszeptała: „Przebaczam, przebaczam, przebaczam...”. Zamordowana w Somalii s. Leonella Sgorbati ze Zgromadzenia Matki Bożej Pocieszenia została ogłoszona błogosławioną.
Pewno gdzieś jest nabój z wyrytym moim imieniem, tylko Bóg wie, kiedy mnie dosięgnie – mawiała z charakterystycznym dla siebie poczuciem humoru s. Leonella, oddając cały trud sytuacji, w jakiej przyszło jej pracować. Kiedy zgodziła się wyjechać na misje do Somalii, Europejczycy – lekarze, pielęgniarki i położne – właśnie masowo opuszczali ten kraj, od dekady pogrążony w wojnie domowej. Był rok 2001. Władzę przejęły sądy islamskie, zaczęło obowiązywać prawo szariatu, a chrześcijanie byli uważani za zagrożenie dla miejscowej ludności. Żywa była wciąż pamięć męczeńskiej śmierci świeckich misjonarek Annaliny Tonelli i Grazielli Fumagalli z włoskiej Caritas oraz franciszkanina o. Pietra Turatiego i ostatniego rezydującego na stałe w tym kraju biskupa Mogadiszu Pietra Salvatore Colomba. W takich okolicznościach poproszono s. Leonellę, by wsparła współsiostry pracujące w jedynym działającym wówczas szpitalu w Mogadiszu oraz zorganizowała i poprowadziła szkołę dla pielęgniarek i położnych. „Mój wyjazd do Somalii jest odpowiedzią na wezwanie: Ty, Boże, tak bardzo umiłowałeś ten kraj, że dałeś za niego swego Syna… Ja powtarzam z Nim: to jest moje ciało, to jest moja krew, które oddaję za zbawienie Somalijczyków” – notowała w dzienniku.
– Męczeńska śmierć była konsekwencją jej życia. Ona poważnie traktowała słowa założyciela zgromadzenia, który w 1924 r., gdy posyłał do Somalii pierwszą grupę sióstr, powiedział: „Jedźcie, żyjcie wśród muzułmanów. Będzie to trudna, kamienista ziemia, ale nieważne. Służcie, siejcie, nie oczekujcie owoców przez całe dziesiątki lat, potem ziarno przyniesie owoc” – mówi s. Marzia Ferra, na której rękach zmarła s. Leonella.
Będę misjonarką
Rodzice – Giovannina i Carlo – zanieśli ją do kościoła, prosząc o chrzest w dniu jej urodzin – 9 grudnia 1940 r. Po latach wspominała ich silną, prostą wiarę. „Mama pokazała mi jedyny pewny punkt odniesienia, był nim Jezus ukryty w tabernakulum. Mimo ciężkiej pracy na roli codziennie znajdowała czas, by wstąpić do kościoła na modlitwę. Matce Bożej przynosiła kwiaty, a potem klękała do modlitwy przed Najświętszym Sakramentem, a my, dzieci, razem z nią” – wspominała s. Leonella. Była najmłodsza z trojga rodzeństwa. Z Rezzanello di Gazzola w regionie Piacenzy rodzina przeniosła się na peryferie Mediolanu, gdy ojciec zajął się hurtowym handlem owocami i warzywami. Mała Rosa (takie imię otrzymała na chrzcie) tęskniła za rodzinnymi stronami: „Mediolan był przerażającym miastem, ludzie w ciągłym pośpiechu i zabieganiu, chciałam stamtąd uciec” – pisała w dzienniku. Prości rodzice marzyli o lepszej przyszłości dla swych dzieci. Rosettę posłali do kolegium prowadzonego przez zakonnice. To właśnie wówczas jedna z jej ulubionych wychowawczyń podarowała jej Ewangelię i zachęciła do czytania. Dziewczyna zaczęła czytać ją codziennie, siedząc w szkolnej kaplicy pod dużym krucyfiksem. „Właśnie w kolegium pod wpływem czytanego Słowa zaczęła we mnie zachodzić wielka zmiana, która naznaczyła całe moje życie – wspomina. – W kwietniu 1952 r. poczułam się zamieszkana przez Boga, pociągnął mnie do siebie, zrozumiałam, że już nigdy nie będę sama”. Wtedy postanowiła zostać misjonarką.
Pielęgniarka na Czarnym Lądzie
Nowicjat w Zgromadzeniu Matki Bożej Pocieszenia rozpoczęła w 1963 r. Dwa lata później złożyła pierwsze śluby, a w 1970 r., po ukończeniu szkoły dla pielęgniarek i położnych w Wielkiej Brytanii, wyjechała do Kenii. W Afryce spędziła 36 lat. Pomogła przyjść na świat ponad 4 tys. dzieci, wykształciła wiele pielęgniarek i położnych, otwierała szkoły. – Zależało jej na tym, byśmy doskonale znały swój fach, uczyła nas jednak nie tylko zawodu. Swym życiem i pracą pokazywała, jak ważny jest każdy człowiek, że każdy zasługuje na nasz szacunek, a wyznawana religia nie może wprowadzać podziałów – wspomina jedna z jej uczennic s. Joan Agnes Njambi. – Była energiczna, zawsze uśmiechnięta i pełna marzeń. Kiedy została odpowiedzialną za nasze zgromadzenie w Kenii, nie bała się podejmować mało popularnych decyzji. Poszłyśmy pracować do slumsów – dodaje.
„Moje pierwsze lata w Afryce były jak udeptywanie nowych butów, które – choć ładne i eleganckie – cisną, dopóki nie dostosują się do stopy. Na szczęście z czasem stają się najwygodniejsze na świecie i całkowicie nasze” – pisała o swym pierwszym doświadczeniu Afryki, gdzie zderzenie z warunkami życia i miejscową kulturą nie należały do najłatwiejszych.
Po trzech dekadach spędzonych w Kenii musiała stawić czoło totalnie odmiennym wyzwaniom pracy w islamskim kraju. Zarzucano jej, że wykorzystuje prowadzoną przez siebie szkołę do tego, by przekonywać młodzież do Chrystusa. A wojna nie ułatwiała codziennego życia. – Nasz dom znalazł się w ogniu strzelaniny między zwalczającymi się ugrupowaniami. Chwyciłyśmy Najświętszy Sakrament i padłyśmy na podłogę na korytarzu bez okien. Kiedy wróciłam do swego pokoju, na mym łóżku widać było ślady po kulach – wspomina s. Marzia Ferra. Przed przybyciem s. Leonelli s. Marzia została porwana przez fundamentalistów islamskich. Kobiety muzułmańskie otoczyły dom, w którym była więziona przez wiele dni, i zmusiły bandytów do jej uwolnienia. Jeden z imamów ogłosił we wszystkich meczetach stolicy modły o uwolnienie „Białej Matki”. – Te kobiety i zwykli ludzie niezarażeni fundamentalizmem wiedzą, że służymy im całym sercem i bardzo nas cenią. Wiedzą, że bez naszej pomocy wiele ich dzieci nie przyszłoby na świat, a inne zmarłyby w wyniku chorób – podkreśla s. Gianna Irene.
Siostra Leonella była świadoma zagrożenia, ale starała się normalnie żyć. Codziennie pięciu ochroniarzy czuwało nad bezpieczeństwem sióstr. Dwóch stało przy bramie szpitala, dwóch strzegło domu zakonnic, a jeden towarzyszył im zawsze, gdy opuszczały klasztor.
Zabić krzyżowców
– Któregoś dnia s. Leonella powiedziała, że musimy bardzo modlić się za papieża i o pokój między religiami. Było to kilka dni po wykładzie Benedykta XVI w Ratyzbonie – wspomina s. Marzia Ferra. – Żyłyśmy w ciągłym zagrożeniu, ale nic nie wskazywało na to, że sytuacja ulegnie pogorszeniu – dodaje misjonarka. Po źle zrozumianych słowach papieża islamscy imamowie zaczęli także w Somalii wzywać do rozprawienia się z krzyżowcami. Przyjaciele ostrzegli siostry, żeby bardziej niż zwykle uważały na siebie. Włoski MSZ chciał je ewakuować. Odmówiły.
Była niedziela 17 września 2006 r. Siostra Leonella jak co dzień wyszła rano do szpitala. Gdy wracała do domu na obiad, towarzyszył jej ochroniarz Mohammed. Gdy wyszli na ulicę dosięgły ich kule. Misjonarka upadła na ziemię. Jeszcze żyła, gdy przeniesiono ją do szpitala. Siedem ran, przeszyte na wylot serce nie rokowały jednak dobrze. – Nie było w niej żadnego lęku, tylko wielki pokój. Widziałam, jak zależało jej na tym, by ostatnim tchnieniem wypowiedzieć słowa: przebaczam, przebaczam, przebaczam – wspomina s. Gianna Irene.
Zginął też ochroniarz, który próbował osłonić siostrę własnym ciałem. Był muzułmaninem, osierocił czworo dzieci.
Somalijczycy, którzy spotkali s. Leonellę, nazywali ją kobietą wysłaną przez Boga. W dniu, w którym zginęła, w kościołach w liturgii słowa czytano fragment Ewangelii: „Kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z powodu Mnie i Ewangelii, ten je zachowa”. A s. Leonella mawiała, że trzeba bardzo kochać, by oddać życie, i my, misjonarze, jesteśmy do tego wezwani. Na wieść o jej śmierci Benedykt XVI napisał: „Krew przelana tej wiernej uczennicy Ewangelii stała się ziarnem nadziei w budowaniu autentycznego braterstwa wśród narodów we wzajemnym uszanowaniu dla przekonań religijnych każdej grupy”.
12 lat po męczeńskiej śmierci s. Leonelli w szpitalu, w którym pracowała, wciąż na świat przychodzą dzieci, a jej wychowankowie w Kenii i Somalii służą najbardziej potrzebującym z miłością, oddaniem i szacunkiem, bez względu na wiarę. Tak jak ich uczyła. Została pochowana w Kenii. Bo w Afryce pragnęła pozostać na zawsze, jak ziarno wrzucone w ziemię.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Historyk prof. Jan Żaryn zeznawał w tej sprawie w Sądzie Okręgowym w Warszawie.
W imieniu papieża uroczystości beatyfikacyjnej we Fryburgu będzie przewodniczyć kardynał Kurt Koch.
W 1966 roku biskupi Stanów Zjednoczonych ograniczyli ten obowiązek do okresu Wielkiego Postu.
Formuła podjęta przez pomysłodawców i realizatorów od początku znalazła odbiorców.