Kto dzisiaj zaryzykowałby życie, żeby uchronić Jezusa przed profanacją? Ten Ślązak to zrobił, choć strzelali do niego Niemcy, a Sowieci przykładali mu do piersi pepeszę. Józef Oślizło żyje do dziś w Skrzyszowie.
To miejscowość pod Wodzisławiem Śląskim. Mało kto wie, jak bohatersko zachował się 73 lata temu jeden z jej mieszkańców, Józef Oślizło. Wtedy miał 16 lat, dziś – 89. Ta historia rozegrała się wiosną 1945 roku. Do Skrzyszowa, rodzinnej wsi Józefa, 27 marca wtoczyły się sowieckie czołgi, osłaniane przez piechotę. Czerwonoarmiści zaczęli plądrowanie domów. – O piątej rano wkroczyli do mie do piwnice Rusy – wspomina Józef. – Mój ręczny, czterokątny zegarek schowołech przed nimi do piecyka, bo sie w nim nie polyło. Myślołech se: „tam je pewne”. A oni wszyndzi zajrzeli... I już mieli zegarek – śmieje się dzisiaj.
Płonące probostwo
Okazało się, że uciążliwe towarzystwo sowieckich żołnierzy utrzyma się dłużej, bo front w Skrzyszowie zatrzymał się. Niemcy utrzymali pagórki nad wsią, skąd mieli doskonałe pole ostrzału. Sowieci zaczęli więc ewakuować mieszkańców. Jako jednego z pierwszych czerwonoarmiści wygonili proboszcza, księdza Roberta Wallacha, jednocześnie podpalając plebanię. W popiół zamieniły się w niej między innymi wiekowe, cenne księgi parafialne. Proboszcz zdążył wziąć tylko dwie walizki.
– Ksiądz polecioł jeszcze do chlewa, bo mioł konia i bryczka. Myśloł, że naładuje więcej bagaży na bryczka. Ale już tam nie było ani konia, ani bryczki... – relacjonuje Józef Oślizło. Żołnierze nie wpuścili też proboszcza do kościoła, skąd zamierzał zabrać Najświętszy Sakrament. Ksiądz spojrzał po raz ostatni na ogarnięte płomieniami probostwo, po czym zaraz ruszył piechotą do sąsiedniej wsi Mszana. Przygarnęli go tam miejscowi gospodarze, państwo Parzychowie.
Odwaga i zdecydowanie
Rodzinie Oślizłów Sowieci pozwolili zostać w Skrzyszowie parę dni dłużej. Już wtedy Józef zaryzykował swoje życie po raz pierwszy, stając w obronie swojej siostry. Sowiecki żołnierz próbował wyciągnąć ją z piwnicy na parter. Zrezygnował, gdy 16-letni Józef okazał zdecydowanie i odwagę. Lidia Wiśniewska, córka Józefa, zna to wydarzenie z opowiadań rodzinnych. – Żołnierz ciągnął dziewczynę za rękę w jedną stronę, a mój tata w drugą. Rosjanin krzyczał, że tata ma ją puścić i już przykładał mu pepeszę do piersi. W końcu zrezygnował, pewnie też dlatego, że w tej piwnicy było więcej ludzi – mówi. Tatę Józefa Sowieci wzięli na przesłuchanie do pokoju na parterze. Okazało się, że znaleźli tam zdjęcia trzech starszych braci Józefa w mundurach Wehrmachtu. Chłopcy ze Śląska byli przymusowo wcielani do niemieckiego wojska. Sowieci nie orientowali się jednak w zawikłanych losach mieszkańców pogranicza. Za zdjęcia „Gjermańców” ojciec Józefa został wywieziony do obozu w Mysłowicach. Miał szczęście, że przeżył i po siedmiu miesiącach wrócił do domu.
My momy dzieci
Po kilku dniach od wkroczenia Sowietów także rodzina Oślizłów została ewakuowana ze Skrzyszowa. W przeciwieństwie do księdza parafianie mieli czas na spakowanie się. Józef i jego bliscy zabrali nawet pierzyny, a do swojego wozu zaprzągli krowę. W Mszanie zatrzymali się w tym samym domu, co proboszcz – u państwa Parzychów. Wygnany ks. Wallach odprawiał Msze święte w kościele w Mszanie. Józef chodził z nim na te Msze jako ministrant. Proboszcz nie zapomniał jednak o pozostawionym w Skrzyszowie Najświętszym Sakramencie. Żeby uchronić Go przed profanacją, starał się o pozwolenie na udanie się do opuszczonego kościoła. W końcu uzyskał je w biurze NKWD, urządzonym w czerwonym domu naprzeciwko Parzychów. Ksiądz Robert chciał jednak, żeby ktoś mu pomógł w wyprawie do Skrzyszowa, czyli na linię frontu. Zapytał kilku mężczyzn, czy pójdą z nim, ale odmówili. – Powiedzieli mu: „Proboszczu, my momy baby i dzieci” – wspomina Józef. W końcu ksiądz poprosił o pomoc 16-letniego Józefa. Chłopak zgodził się. Ks. Wallach zapytał jednak o zgodę także matkę Józefa, Franciszkę Oślizło. Pomimo że miała już trzech starszych synów na froncie, odpowiedziała: „Niech idzie, bele przidziecie z powrotym”. – Ksiądz na to: „Bydymy sie modlić całom drogom, żeby my zaszli szczynśliwie”. Ale w przepustce było napisane, że idymy po szaty liturgiczne – wspomina Józef.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nie było ono związane z zastąpieniem wcześniejszych świąt pogańskich, jak często się powtarza.
"Pośród zdziwienia ubogich i śpiewu aniołów niebo otwiera się na ziemi".
Świąteczne oświetlenie, muzyka i choinka zostały po raz kolejny odwołane przez wojnę.
Boże Narodzenie jest również okazją do ponownego uświadomienia sobie „cudu ludzkiej wolności”.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.