Kościół jako pierwszy powinien rozliczyć się z przestępstw pedofilskich, nie oglądając się na innych. Ale popełnimy niewybaczalny błąd, jeżeli problem ograniczamy wyłącznie do Kościoła.
Niestety zdarza się, że automatyczną reakcją ludzi Kościoła na doniesienia o pedofili jest zaprzeczanie, a wręcz sugerowanie, że to ofiara zachowywała się prowokacyjnie. Bądź powtarzanie, że znowu mamy do czynienia z perfidnym atakiem na Kościół, co w efekcie tylko pogłębia ból pokrzywdzonych. To zresztą szerszy problem. W ilu homiliach słyszałem, w ilu artykułach czytałem, że Kościół ma tylu wrogów, bo jest znakiem sprzeciwu.
Na ogół nie rozumiemy, o co chodzi z tym znakiem sprzeciwu. Dlatego trzeba sięgnąć do źródła, czyli do Ewangelii według świętego Łukasza. Kiedy Maryja z Józefem ofiarowują Niemowlę w świątyni, starzec Symeon zwraca się wprost do Matki: „Oto Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, i na znak, któremu sprzeciwiać się będą. A Twoją duszę miecz przeniknie, aby wyszły na jaw zamysły serc wielu”. Zauważmy: znakiem sprzeciwu jest Jezus. I to właśnie z Jego powodu cierpienie spada na innych, począwszy od Maryi.
Natomiast dziś często słyszę, że to my mamy być znakiem sprzeciwu. To znaczące i brzemienne w skutki przeniesienie akcentu. Są katolicy, którzy wręcz tak usiłują definiować swoją tożsamość: jeżeli nie prowokujesz sprzeciwu, krytyki czy niechęci — znaczy, że z twoją wiarą coś nie tak. Musi być płytka, letnia, skażona duchem tego świata i polityczną poprawnością, skoro nie doświadczasz nieprzyjemności, obelg i opluwania. Taka logika często prowadzi do obsesyjnego cierpiętnictwa, które z prawdziwym chrześcijaństwem nic nie ma wspólnego. Karmi podejrzliwą mentalność zaszczutego przez wszystkich nieszczęśnika, jedynego sprawiedliwego, którego otaczają zepsuci grzesznicy. No właśnie - mówiąc o samych sobie jako o znaku sprzeciwu, często tak naprawdę usiłujemy się wywyższyć albo usprawiedliwić własne błędy, słabości i niedociągnięcia. Na zasadzie: inni mnie krytykują tylko dlatego, że należę do wiernych synów Kościoła. Tak zagłusza się sumienie, zabija pokorę i uniemożliwia nawrócenie.
Katolik powinien w ramach szczerego rachunku sumienia zadać samemu sobie pytanie: czy krytyka ze strony innych, także spoza Kościoła, wynika z odrzucenia i sprzeciwu wobec Jezusa i Jego nauki, czy może wiąże się wyłącznie z moim działaniem i stylem postępowania? Parafrazując słowa Mistrza skierowane do apostołów - jako chrześcijanin mam rozeznać, czy ludzie mają mnie w nienawiści ze względu na Jezusa, czy sam się przyczyniam do ich niechęci. W pierwszym przypadku powinienem pozostać bezkompromisowym świadkiem Chrystusa - nie zapominając jednak o zobowiązaniu do braterskiego upomnienia, a przede wszystkim o nakazie miłowania nieprzyjaciół.
Trudno kochać, gdy szydzą i opluwają.
Nie chodzi o gorące uczucie, ale o postawę miłości, która jest cierpliwa i łaskawa. Nie unosi się gniewem i nie odpowiada pięknym za nadobne. Tyle razy słyszymy w kazaniach, w mediach, nawet w wystąpieniach polityków odwołania do błogosławionego męczennika, księdza Jerzego Popiełuszki, i jego dewizy, żeby zło dobrem zwyciężać. A patrząc na życie społeczne w Polsce — nie ma pan, jak sądzę, poczucia, żebyśmy chcieli postępować według tych słów.
Trzeba się jednak bronić również przed postawą przeciwną. Kościół nie jest gwarantem bezproblemowego życia, a głównym zadaniem katolika nie jest strachliwie unikać wszelkich kontrowersji i być lubianym przez wszystkich. Nasza wiara prowadzi aż na Golgotę. Kiedy przyjdą rzeczywiste prześladowania, powinniśmy być gotowi cierpieć razem z Chrystusem i dla Chrystusa, mając na względzie życie wieczne. Kardynał Stefan Wyszyński mówił, że patrząc na Kościół atakowany za wierność Ewangelii, może się wydawać, że zmierza ku zagładzie, ale on po trzech dniach zmartwychwstaje. Bo w chrześcijaństwie nie chodzi o sprzeciw dla samego sprzeciwu i cierpienie dla samego cierpienia, lecz o zbawienie.
O tym już mówiliśmy: Ewangelia jest Dobrą Nowiną, ale nie chodzi o jakiś good news, jakąś generalnie pomyślną wiadomość. To jest Dobra Nowina o zbawieniu. O wyzwalaniu się z grzechu dzięki łasce Boga i o happy endzie, który ostatecznie nastąpi w wieczności, dopiero po przekroczeniu progu śmierci.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.