Tam jest mój brat. Nawet nie "ludzie", tym bardziej nie "tłum". Trzeba zdobyć się na spojrzenie w oczy jednego człowieka.
Ostatnie dni przyniosły wysyp takich informacji. O cierpieniu całego Bliskiego Wschodu, nie tylko Syrii czy Iraku, ale także strefy Gazy czy zapomnianego Jemenu. O prześladowaniach chrześcijan w Indiach czy zamachu w Pakistanie. O porwaniu księdza (dla okupu?) w DR Konga. O Ukrainie, w której rozejm świąteczny trwał - jak pisano - 10 minut...
Nie chodzi jednak tylko o to, że ludzie giną. Chodzi o to, że nie mają co jeść. Chodzi o to, że nie mają dostępu do leków czy wody. Chodzi o to, że nie mają pracy, nie są w stanie się utrzymać. Chodzi o to, że jest wiele dzieci, które w wyniku wojen potraciły rodziców. To przecież nie koniec: wojny nie ustają.
W orędziu wielkanocnym papież Franciszek wołał o pokój dla Syrii, Ziemi Świętej i całego Bliskiego Wschodu, dla Afryki, w tym szczególnie Sudanu Południowego i DR Konga, w której nawet pomagać jest coraz trudniej i niebezpieczniej. Mówił o Korei, o Ukrainie, w Wenezueli... Jeśli popatrzeć na mapę: płonie nam cały świat.
W rozważaniu przed modlitwą na Anioł Pański usłyszeliśmy słowa o braterstwie. "Braterstwo jest bowiem owocem Paschy Chrystusa, który przez swoją śmierć i zmartwychwstanie pokonał grzech oddzielający człowieka od Boga, człowieka od siebie samego, człowieka od swoich braci." - mówił papież. Myślę, że tym, czego najbardziej brakuje w naszym patrzeniu na problemy świata jest słowo "brat".
Tam jest mój brat. Nawet nie "ludzie", tym bardziej nie "tłum". Tłum może przytłoczyć wielością, jak moglibyśmy pomóc tłumowi? Tłum jest zdepersonalizowany, nie budzi współczucia. Trzeba zdobyć się na spojrzenie w oczy jednego człowieka. Trzeba go zobaczyć w jego sytuacji. Tak, jakbym patrzył /patrzyła na własnego brata. Trzeba spotkać człowieka, jak ja, który ma marzenia, dążenia, obawy. Człowieka, który ma rodzinę, dzieci... i chce dla nich jak najlepiej. Co ja bym zrobiła, gdybym była na jego miejscu? Czego bym potrzebowała? Czego oczekiwała? Co mogę zrobić, by choć odrobinę ulżyć mu w jego cierpieniach? Czego powinnam zaniechać? O co się postarać, o czym pamiętać?
To myślenie niebezpieczne: wyrywa z poczucia, że nic nie mogę, więc nic nie muszę. Twarz człowieka, który potrzebuje pomocy, budzi sumienie. Nie pozwala pozostawać w bierności. Pomoc jednemu człowiekowi zwykle przecież nie przekracza moich możliwości.
Co to zmienia? Czasem wszystko. Z okruchów dobra składają się wielkie dzieła. Wszystkie zaczynają się od zobaczenia "po drugiej stronie" twarzy mojego brata.
Obyśmy w świetle Zmartwychwstałego potrafili dostrzec człowieka i chcieli wyciągnąć do niego rękę. Obyśmy przynieśli owoc zmartwychwstania.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.