O patrzeniu w oczy Boga i o mistyczce modlącej się za misję Krzyżaków z dr. Wincentym Łaszewskim rozmawia Jakub Jałowiczor.
Jest grupa mistyków, których życiu towarzyszy niedostrzegana przez nich nadprzyrodzoność. Ale mnóstwo świętych mistyków prowadziło życie zupełnie zwyczajne. Zmarły w 2005 r. świecki apostoł Anatol Kaszczuk uświadomił mi, że Matka Boża, mówiąc o nabożeństwie pięciu pierwszych sobót miesiąca, tak naprawdę nie prosiła, żebyśmy odprawiali wtedy 15-minutowe rozmyślanie. To Ona zaprasza nas do swojego rozmyślania. Pierwsza sobota to szczególny czas, kiedy Matka Najświętsza pozwoli mi przeżyć doświadczenie mistyczne. Diabeł boi się tego bardziej niż wody święconej, bo będzie bezpieczny tak długo, jak długo będziemy myśleli, że doświadczenie mistyczne jest dla świętych, papieża i biskupów. Mistyka jest dla wszystkich. Przechodzimy dzięki niej z wiary, która może się załamać, do wiary, która pozwoliła Wyszyńskiemu powiedzieć: „Ja nie wierzę, ja wiem”. Gdyby pan na własnej skórze doświadczył świętości Boga, mógłby pan iść jak św. Wawrzyniec na rozpaloną kratę i nie wyrzekłby się Go pan. Zacząłem sprawdzać w samej Fatimie, jak wyglądają pierwsze soboty, i okazało się, że pan Anatol miał rację. Pierwsza sobota może być dla nas początkiem przygody mistycznej.
Doświadczył Pan czegoś takiego?
Tak. Znam ludzi, którzy doświadczyli tego samego.
Czyli jest Pan mistykiem?
Nie, mogę powiedzieć, że w tamtym momencie przeżyłem doświadczenie mistyczne. Jeśli ktoś powie, że jest święty, to na pewno nim nie jest. Jeśli powiem, że jestem mistykiem, to niech pan wstanie i wyjdzie, bo to znaczy, że wszystko, co mówię, jest bzdurą. Nie jestem nim na pewno, ale jestem gotów zrobić w moim życiu wszystko, żeby moja wiara była pewnością. Nie mam takiej pokory, żeby otworzyć się na Boga w pełni, jak święci mistycy, ale uczę się tego codziennie. I mam doświadczenie namacalnego prowadzenia mnie przez Boga przez całe życie. Moje doświadczenie mistyczne polega na tym, że wiem, iż Pan Bóg mnie popycha, ja nie idę przez życie sam. Gdyby to zależało ode mnie, byłbym zupełnie gdzie indziej, byłbym kimś innym. Przykładem jest mój synek, który ma zespół Downa i pokrzyżował nam wszystkie doczesne plany, a jednocześnie okazał się największym, genialnym darem Pana Boga. Tylko człowiek musi umieć to dostrzec.
Wincenty Łaszewski
Boży Szaleńcy. Niezwykłe losy polskich mistyków
wydawnictwo Fronda,
Warszawa 2018
W Pana książce jest opisany Anatol Kaszczuk, ale znajdziemy tam też osoby żyjące nawet w XIII w., jak Juta z Chełmży. Życie którego z mistyków do Pana przemawia?
Ojciec Wojciech Męciński, jezuita z przełomu XVI i XVII w. Nie mogłem o nim nie napisać. Fascynuje mnie nieprawdopodobnie, choć nie zrobił nic poza tym, że umierał śmiercią męczeńską przez pół roku. A mógł być kimś. Człowiek błękitnej krwi, bogaty, niezwykle zdolny, mający koneksje. Mógł dużo zrobić dla Kościoła i dla ojczyzny. A on wszystko rzuca, wstępuje do jezuitów. Zamiast zrobić tam wielką karierę (o. Męciński mógł na przykład bez większego wysiłku obalić tezy protestanckie, szerzące się wówczas w Europie), on widzi, że ma jechać do Japonii i umrzeć śmiercią męczeńską. W zasadzie nic nie będzie robił poza tym, że zostanie złapany i zabity.
I tak się stało?
Tak. Życiorys o. Męcińskiego pokazuje, jak Pan Bóg go prowadzi, podczas gdy znaki dawane przez świat przeczą jego wyborowi (czyli wyborowi Boga, który on odczytał). Na początku drogi jezuita miał wizję – dostał od Matki Bożej złote jabłko. Do końca nie wypuścił go z ręki. To piękna postać, która ukazała mi, jak Pan Bóg każdego z nas prowadzi zupełnie innymi drogami, niż nam i otoczeniu się wydaje. Może spotkanie z o. Męcińskim było mi potrzebne, dlatego że moja droga też jest nietuzinkowa. Każda taka jest, ale ja tego bardzo doświadczam.
Wspomniałem o bł. Jucie. W książce o polskich mistykach opisał Pan kobietę modlącą się za Krzyżaków, którzy Polakom kojarzą się z największym złem.
Historyk powiedziałby, że najwyższa pora, żeby wśród Polaków zdemitologizować wizję Krzyżaków. Wśród nich byli także święci. Mistrz z Kwidzyna, opiekun wizjonerki bł. Doroty z Mątowów, był wybitnym teologiem. Nie wszyscy Krzyżacy byli jak ci z Sienkiewicza. Jednak Brygida Szwedzka i polskie mistyczki przepowiadały upadek tego zgromadzenia. Widziały w oczach Bożych, że zakon noszący imię Maryi i nawracający ogniem i mieczem nie ma prawa zadomowić się w Kościele.
Dlaczego atrybutem bł. Anieli Salawy powinna być, Pana zdaniem, szczotka do sprzątania?
Salawa odczytała jako swoje powołanie bycie służącą. Miała 100 innych możliwości, w tym dobre, bogate małżeństwo, ale pozostała służącą do końca życia. Uznała, że Bóg tak chciał. I spędziła całe życie z Bogiem, trzymając szczotkę.
Wincenty Łaszewski, doktor teologii, tłumacz, specjalista w zakresie antropologii mariologicznej. Zajmuje się historią kultu maryjnego i objawieniami Matki Boskiej. Autor wielu książek.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
„Trzeba doceniać to, co robią i dawać im narzędzia do dalszego dążenia naprzód” .
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).