Dzieci mówią na nią babcia Lucia. Opiekuje się nimi, pomaga mamie i czasem widuje się z tatą. One rzadko go spotykają. Tata siedzi w więzieniu, bo kilka lat temu zabił męża babci Lucii.
Spodziewałam się potwora, a zobaczyłam chłopca – tak Lucia Montanino wspominała spotkanie z człowiekiem, który zamordował jej męża. – Nigdy nie widziałam w oczach człowieka tyle bólu.
Antonio, młody kamorysta, który trafił za kraty przed ukończeniem 18 lat, długo zabiegał o rozmowę z żoną swojej ofiary. Dziś przestrzega innych młodych ludzi przed wyborem złej drogi życia. I jak mówi, to właśnie spotkanie z Lucią go zmieniło.
Nie oddali broni
Wszystko zaczęło się w 2009 r. W sierpniową noc dwaj ochroniarze z agencji „La Vigilante”, 45-letni Gaetano Montanino i młodszy o 20 lat Fabio De Rosa, patrolowali targowisko na neapolitańskim placu Mercato. Gaetano był żonaty i miał córkę. W pewnym momencie samochód, którym jechali strażnicy, otoczyło czterech młodych mężczyzn, w tym dwóch nastolatków. Wymierzyli w Montanino i De Rosę broń i zażądali, by ochroniarze oddali swoją. Napadnięci mieli świadomość, że ich pistolety posłużyłyby bandytom do kolejnych napadów. Gaetano zaprotestował. Doszło do strzelaniny. De Rosa został trafiony sześć razy. Rany odniósł też jeden z bandytów. Obaj przeżyli. Mniej szczęścia miał Gaetano. Uderzyło w niego siedem pocisków. Zginął.
Dzieci Camorry
Pierwszy wpadł najstarszy z bandytów. 28-letni Davide Cella był ranny w ramię i brzuch. Razem z kolegą pojechał skuterem do szpitala Loreto Mare. Tam aresztowała go policja. Wkrótce potem śledczy złapali Vincenzo De Feo. 19-latek natychmiast zaczął zeznawać. Dzięki uzyskanym od niego informacjom funkcjonariusze wpadli na trop 20-letniego Salvatore Panepinto oraz najmłodszego z zabójców, Antonia. Chłopak nie ukończył jeszcze 17 lat. Jego dziewczyna na tydzień przed napadem na ochroniarzy zaszła w ciążę. Został schwytany po kilku miesiącach na należącym do hiszpańskiego armatora statku w Civitavecchia niedaleko Rzymu.
Jak się okazało, młodzi mordercy pracowali dla Camorry. Broń, którą chcieli odebrać ochroniarzom, miała trafić do ludzi z rosnącego w siłę, znanego z handlu kokainą i przemycanymi papierosami, klanu Mazzarella. Sąd nie miał wątpliwości co do winy młodych neapolitańczyków. Cella i Panepinto w 2012 r. usłyszeli wyrok 20 lat pozbawienia wolności. De Feo, który poszedł na współpracę z prokuraturą, także znalazł się za kratami. Antonio został skazany na 22 lata i trafił do zakładu dla nieletnich na wyspie Nisida.
Wzór dla świata?
„Wszyscy doświadczyli życia na ulicy i zbrodni. Jest tu sprawca rozbojów, który jeszcze może się uratować, i taki, który przynależność do Camorry wyniósł z domu” – tak o penitencjariuszach Nisidy pisała „La Repubblica”. Wulkaniczna wyspa leżąca u wybrzeży Neapolu jest przymusowym domem dla prawie 60 młodych przestępców. Zdecydowana większość pochodzi z Włoch, ale są i Rumuni oraz przybysze z Bliskiego Wschodu. Nie wszyscy osadzeni są nieletni, ale żaden nie skończył 25 lat. W 2014 r. trzech z nich miało na koncie wyrok przynajmniej 10 lat pozbawienia wolności. Do tej grupy należał Antonio.
Pomimo rygoru warunki życia na Nisidzie są dość dobre. Młodzi przestępcy mają lekcje i kursy zawodowe. Uczą się malowania ceramiki i pracy ogrodnika. Są też zajęcia sportowe, kluby filmowy i polityczny. Włoscy politycy chwalą się wynikami pracy resocjalizatorów, a prasa podkreśla, że Nisida jest stawiana przez Komisję Europejską za wzór do naśladowania. W zeszłym roku penitencjariuszy odwiedził ówczesny premier Włoch Matteo Renzi, a 5 lat wcześniej prezydent Giorgio Napolitano.
Nie wszyscy podzielają zachwyt tym, że w jednym ośrodku zamknięci są odsiadujący kilkumiesięczne wyroki sprawcy drobnych przestępstw oraz członkowie Camorry, którzy już jako nastolatkowie brali udział w krwawych wojnach ulicznych. W zeszłym roku sprzeczka dwóch więźniów na boisku przerodziła się w bójkę, w której wzięło udział 12 osób. Kilka z nich trafiło z niezbyt groźnymi obrażeniami do szpitala.
Antonio spędza dnie, zmywając naczynia. Czasem pracuje jako kelner. Ze względu na wiek powinien już trafić do zakładu karnego dla dorosłych – Poggioreale, uchodzącego za najcięższe więzienie we Włoszech. Nie został tam przeniesiony dzięki Lucii Montanino, wdowie po człowieku, którego zamordował. – Zacząłem się zmieniać – mówił podczas spotkania z premierem Renzim. – Uderzyło mnie spotkanie, które miało miejsce miesiąc temu. Spotkałem żonę tego ochroniarza, Lucię, która powiedziała mi, że jeśli prowadzę teraz nowe życie, to wszystko to, co się stało... nie było bezsensowne.
Zraniony złem
Młody kamorysta przez długi czas zabiegał o spotkanie z wdową po Gaetano. Ta odmawiała. – Sama myśl sprawiała mi ból – tłumaczyła dziennikowi „La Repubblica”. – Nie chciałam stawać naprzeciw zabójcy. Minęły lata. Za każdym razem powtarzano mi, że ten chłopak chce się ze mną zobaczyć.
Władze więzienne przekonywały ją. Spotkali się w marcu 2016 r. – Spojrzałam na niego. Spodziewałam się potwora, a zobaczyłam chłopca. Trzęsłam się i płakałam. Nie widziałam nigdy w oczach człowieka tyle bólu. Był jak zwierzę zranione przez zło, które sam popełnił. Przybliżyłam się. Antonio mnie objął. Prosił o przebaczenie – wspominała Lucia. Młody zabójca ledwie trzymał się na nogach ze wzruszenia. – To się już stało. Teraz obiecaj mi, że zmienisz swoje życie – powiedziała wdowa. Antonio obiecał i dotrzymał słowa. Niekiedy bierze udział w spotkaniach z trudną młodzieżą i opowiada swoją historię. – Popełniłem w życiu wiele błędów – mówi. – Ale obiecałem Lucii, mojemu aniołowi stróżowi, że wyjdę spomiędzy złych ludzi. Pracuję z niepełnosprawnymi i nie ma na świecie piękniejszej rzeczy niż pomoc najbardziej potrzebującym. Lucia pomogła mi wiele zrozumieć. Zanim podejmę jakikolwiek krok, choćby najmniejszy, zawsze z nią rozmawiam. Jestem jej bardzo wdzięczny.
Ból, który towarzyszy rodzinie Gaetana, z pewnością jest wciąż silny. Lucia razem z córką Veronicą uczestniczyły w kilku uroczystościach upamiętniających zastrzelonego strażnika. Mimo to Lucia Montanino pomaga dziewczynie Antonia i dwójce ich dzieci. Doradza im. Maluchy nazywają ją babcią. – Nie jestem matką tego chłopaka ani terapeutą. Ale biorę na siebie duże zobowiązanie. Bardzo kochałam mojego męża. Za każdym razem, kiedy widzę Antonia, widzę swój ból. Ale świadomość, że z krwi Gaetana rodzi się coś dobrego, pociesza mnie. Czasem myślę, że to cud – opowiada Lucia.
Konfitura
Sytuacja Antonia nie jest prosta. Pokazuje to los innego z czwórki zabójców Gaetana, Vincenza De Feo. Młody gangster, który poszedł na współpracę z policją, przez kilka lat składał zeznania, które pomogły uderzyć w klan Contini. Obciążył m.in. Ettore Bostiego, syna szefa Continich, który zamordował człowieka. Pod koniec września br. Vincenzo De Feo nagle zmarł. Tuż przed przesłuchaniem – częścią wielkiego procesu klanu Contini. Nie wszyscy uwierzyli, że przyczyną była choroba.
Na Antonia nie wydano wyroku śmierci, ale kamorystom zapewne nie podoba się działalność chłopaka, który przekonuje młodzież, że nie warto być gangsterem. Jednak on sam podjął już decyzję. Jeśli w niej wytrwa, śmierć Gaetana Montanina nie pójdzie na marne.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.