Jeżeli ktoś chce napisać ikonę, która będzie mówiła, bez wiary, nie uczyni tego. Bo choć niektórym dziś kojarzy się ona bardziej z celebrytami niż z oknem do nieba, bardziej z obrazkiem na pulpicie komputera niż z Chrystusem Pantokratorem, jest czymś nie z tego świata.
– Całymi dniami siedziałam w klasztorze. I to było mocne doświadczenie. Miałam również wrażenie, że tam przeżyłam ponowny chrzest... – mówi pani Małgorzata. Wspomina Wtorek Wielkanocny. Plac na środku wyspy Patmos. Ludzie przynoszą ikony, te z domów i cerkwi. Jest tam zwyczaj, że tego dnia są one ponownie święcone. Bo świętuje się Zmartwychwstanie, wszystko się odradza, ponownie uświęca. Pani Małgorzata miała ze sobą niewielką ikonę św. Mikołaja. „Weź ją, idź tam” – nalegał mąż. Weszli na plac. Tłumy ludzi.
– Okazało się, że nie jest tak, jak myślałam, że ikony stawia się i są one święcone. Każdy stoi ze swoją ikoną w dłoniach. I ja stoję z tą moją ikonką św. Mikołaja. A tłum ruszył. Wszyscy podchodzili do każdej ikony, żegnali się, całowali je. I podchodzili do mnie, i mówili: „O, Hagios Nicolaos!”, i żegnali się, całowali. Ze wzruszenia i zaskoczenia łzy płynęły mi po policzkach, a pot po całym ciele. Te moje łzy jawiły mi się niczym chrzest, obmycie. Wówczas pierwszy raz poczułam, że pisanie ikony to ogromna odpowiedzialność...
Swoiste misterium
Warsztaty prowadzi również Ewa Grześkiewicz. – Ważne są wiedza, reguły pisania ikon. Ale modlitwa i kroczenie drogą ikony są niezbędne – mówi. Ikona jest bardzo wymagająca. – Na początku wydaje się, że można pisać ją przy okazji, że to deska, pędzel, farby i nic więcej. Że usiądę na chwilę, pomaluję, później coś zrobię. Okazuje się, że ikona zaczyna organizować całe życie, krąg znajomych i życie rodziny. Pisanie ikony wymaga ciszy albo muzyki sakralnej. Nie wyobrażam sobie sytuacji, że gra telewizor, mówią o wojnie, wypadkach, śmierci, a ja w tym czasie oddaję Boży pokój. Więc zaczęło się od tego, że rodzina zgodziła się na ciszę w domu – opowiada.
– Pisanie ikony to swoiste misterium. Tylko to się liczy i nic więcej. Czasami rozmawiam ze swoimi ikonami – uśmiecha się pani Lida. Jest już na szóstych warsztatach. Napisała już kilkanaście ikon. – Nie mam ich w domu. Okazało się, że każda z nich miała swoje powołanie – mówi. – Pisząc ikonę, wchodzi się w lepszy świat. Wybierając kolejną ikonę, którą chcę napisać, szukam informacji o świętym, zgłębiam jego życie. Ikona to modlitwa, rozmawiam ze świętym i czuję, że on mi pomaga. Ikona to niezwykła sztuka, bo to nie jest jedynie działanie ludzkiej ręki. Ewidentnie jest to działanie Ducha Świętego. Są przeszkody, coś się zniszczy. A jednak na koniec i tak światło z niej bije. Bo ważniejsze jest pragnienie serca niż talent. Znam osoby, które po raz pierwszy trzymały pędzel w ręku, a napisały piękne, dojrzałe ikony. To jest ta tajemnica – mówi Małgorzata Marszałek.
To już nie jest moja ikona
Na zakończenie warsztatów odbywa się poświęcenie ikon. To przepiękny rytuał, któremu towarzyszy śpiew. Zapraszani są tego dnia bliscy, ale nade wszystko ci, którym chce się podarować ikonę. – Pisząc ikony, jakby kształtujemy je, nadajemy imię choćby przez to, że podpisujemy je imieniem Chrystusa czy Matki Bożej. Ale tak naprawdę nadać im imię, czy odesłać do pierwowzoru może tylko Kościół. Stąd obrzęd poświęcenia ikon. Są poświęcane znakiem krzyża, pokropione wodą święconą, okadzone kadzidłem. One stają się własnością Kościoła i dopiero wówczas z rąk kapłana mogą być darowane wyznaczonej osobie, która będzie się przed nią modlić. To jest trudne, bo twórca musi zerwać więź ze swoim dziełem, to już nie jest moja ikona, Staje się własnością Kościoła, by służyć innym – wyjaśnia pani Małgorzata.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).