– Nie wiem, jak to jest, ale gdy człowiek czegoś potrzebuje, znajdzie to na drodze – mówi o Camino Dariusz Brosig. Jego trwało 15 miesięcy, przeszedł dokładnie 9628 km.
Długodystansowcy spotykają się z wyjątkową gościnnością. W jednym z francuskich schronisk na Drodze św. Jakuba, nazywanych albergue, kiedy powiedział, że idzie aż z Polski, zapadła cisza. A potem właścicielka poprosiła go o wyjęcie wszystkich rzeczy z plecaka. Kiedy wrócił kilka godzin później, jego uprane ubrania suszyły się już na sznurku, a na stole czekał obiad. Potem zawieźli go jeszcze do innej wioski na Mszę w języku polskim.
We Włoszech trafił do klasztoru w Ponticeli. Piękna pogoda, zaczął rozkładać się na placu przy ołtarzu polowym. Nagle zerwał się porywisty wiatr. – Wtedy szedłem do Asyżu, więc już zapytałem św. Franciszka, jaki mamy plan na dzisiaj – śmieje się. Za chwilę zobaczył biegnącego w jego kierunku zakonnika. Odpowiedź Franciszka była taka: darmowy pokój gościnny, kolacja i śniadanie oraz długa serdeczna rozmowa.
Tu autobus – tam Asyż
O tym, że idzie do Asyżu, zdecydował w Rzymie. Miał już bilet powrotny za ostatnie euro. Zadzwonił do Polski, że wraca. – O, mam tu jeszcze ten bilet – pokazuje. – Rano stanąłem na dworcu i patrzę: tu autobus – tam Asyż. W końcu pomyślałem: będziesz głupi, jeśli tych 300 kilometrów nie pójdziesz. „Nie wiem jak, ale prowadź, Franciszku” – zwróciłem się do świętego.
Stamtąd szlakiem św. Antoniego skierował się na północ do Padwy.
– Do Santiago człowiek szedł jak z nut, bo to przecież wymarzona pielgrzymka, główny cel. Z powrotem już szło się inaczej. Musiałem ciągle wyznaczać sobie kolejny cel, bo bez niego trudniej się idzie, nie ma takiej motywacji – zauważa.
Potem było jeszcze sanktuarium w Altötting w Bawarii i Rosenheim, gdzie zatrzymał się u ks. Ignacego Zająca, polskiego salezjanina, spotkanego w drodze do Santiago. Zawsze cieszył się, kiedy na trasie usłyszał polski język. Na przykład we włoskiej piekarni, kiedy sam głośno zastanawiał się, jak poprosić o pieczywo. Czy w niemieckim kościele, kiedy usłyszał „Czarną Madonnę”, bo to był polski dzień w tej parafii. W Pfarrkirchen spotkał polskich paulinów z Jasnej Góry, którzy dali mu nocleg i załatwili kolejny w Passau. Ale najbardziej zaskoczyło go, kiedy po polsku zwrócił się do niego Hiroshi, Japończyk, który dwa lata był już w drodze do Santiago. W Polsce spędził 8 miesięcy, bo odwiedzał wszystkie miejsca związane z Chopinem. Po spotkaniu z tym ponad 70-letnim pielgrzymem oprócz wspomnień pozostał też portret, który mu narysował.
5 par butów i 26 kilogramów
– Te różne miejsca, spotkania, rozmowy z księżmi czy siostrami zakonnymi – to bardzo pomaga w drodze. Ładuje się akumulatory i cały następny tydzień inaczej się idzie. Kiedy miałem kryzys, byłem chory czy były straszne upały, czasem myślałem: „Na co ci to było?”. Wtedy zwykle za dwa, trzy dni trafiło się jakieś sanktuarium, klasztor, jakaś dobra rozmowa… To mnie budowało, żeby iść dalej. Kiedy miałem kryzys, św. Jakub zawsze mi kogoś dobrego podesłał – wspomina.
Najtrudniejszy był moment, kiedy zachorował po ukąszeniu przez kleszcza, które zbiegło się z kontuzją nogi, i nie rozpoznał objawów. Po miesiącu trafił do szpitala. Po krótkim leczeniu poszedł dalej, ale nie czuł się dobrze. W końcu był tak osłabiony, że robił po 5–6 km dziennie. – Jednego dnia resztkami sił dotarłem do schroniska. Kiedy gospodarz mnie zobaczył i dowiedział się, że idąc cały dzień, zrobiłem 5 km, od razu zawiózł mnie na ostry dyżur – wspomina. Tam kroplówka, lekarstwa. Po czterech dniach mógł ruszyć dalej.
W drodze zdarł cztery pary butów, w piątych doszedł do domu. Kiedy wychodził, ważył 90 kilogramów, po 13 miesiącach waga pokazała 64. Co jeszcze zmieniła ta droga, co w sobie odkrył? – Dobre pytanie. Pokonałem różne trudności, wytrzymałem fizycznie, ale przede wszystkim psychicznie. I wiary na pewno jest trochę więcej, bo w takiej drodze trzeba zaufać – wymienia.
Z pokonywanymi kilometrami uczył się Camino, a właściwie to szlak sam go uczył. – Jak człowiek o czymś ważnym zapomina, to droga przypomni. Spotka się jakichś ludzi albo droga sama coś pokaże – mówi.
Mijał różnych pielgrzymów. – Tych bardziej duchowych, i tych turystycznych. Ale u niektórych z tej drugiej grupy zanim doszli do Santiago, widziałem przemianę. Bo Camino to więcej niż zwykła droga.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.