Czasem mówimy o sensie. O niesieniu krzyża. To za mało, jeśli brakuje podstawowego doświadczenia wartości, piękna życia mimo wszystko.
Dziś Dzień Świętości Życia. Ustanowił go w całym Kościele 22 lata temu Jan Paweł II w encyklice Evangelium Vitae (przypominamy dziś ten fragment). Punkty 84-85 to wielki hymn na cześć życia, wezwanie do kontemplacji, zachwytu życiem i jego Stwórcą. Trzeba, byśmy w tym zachwycie trwali. Trzeba, byśmy kontemplowali życie, także w modlitwie i liturgii. Stwierdzenie: życie jest święte z tego zachwytu właśnie wynika. To zachwyt mówi o jego świętości – i o Stwórcy.
Zastanawiam się, jak często słyszałam wypowiedzi ludzi, którzy życia doświadczają jako ciężaru. Ludzi, którym bardzo daleko do zachwytu życiem, w jakiejkolwiek formie. Ludzi, którzy żyją przytłoczeni codziennością, żyją z dnia na dzień, żyją z poczuciem sensu albo i nie, ale bez radości. A przecież bez tej radości nie sposób dostrzec świętości życia.
Zastanawiam się nie bez powodu. W Dniu Świętości Życia mówimy – zgodnie z wolą Jana Pawła II – o tym, jak wielkim złem jest aborcja i eutanazja. Dwa potężne uderzenia w życie. Mówimy o tym dlatego, że to zło wielu ludziom umyka, co więcej, czasem nazywają je dobrem. Trzeba jednak dobrze usłyszeć, co mówią: otóż mówią, że czasem lepiej jest nie żyć niż żyć.
Lepiej jest nie żyć, niż chorować.
Lepiej jest nie żyć, niż cierpieć.
Lepiej jest nie żyć, niż... tu można podstawić bardzo wiele okoliczności.
„To śmiertelne życie - mimo jego trudów, jego niezbadanych tajemnic, cierpień i nieuniknionej przemijalności - jest czymś niezwykle pięknym, cudem zawsze nowym i zachwycającym, wydarzeniem godnym tego, by opiewać je z radością i uwielbieniem” - pisał Paweł VI. Te słowa zacytował Jan Paweł II w encyklice. Jak wielu ludzi tego nie dostrzega?
Jak wytłumaczyć tym, których nie cieszy ich własne życie, że żyć warto? Także wtedy, gdy to życie nie będzie wzorcowe, także wtedy, gdy dotknie nas cierpienie, może nawet dramatyczne cierpienie? Jak wytłumaczyć, że lepiej się urodzić niż nie? Lepiej przeżyć życie do końca niż je skracać?
Czasem mówimy o sensie. O niesieniu krzyża. To za mało, jeśli brakuje podstawowego doświadczenia wartości, piękna życia mimo wszystko.
Niedawno pojawiły się informacje o wstrząsających badaniach. Udało się skomunikować z ludźmi żyjącymi w stanie zamknięcia z powodu stwardnienia zanikowego bocznego - leżącymi, bez kontaktu od lat, ludzi za których nawet oddycha respirator. Zbadano cztery osoby, trzy z czterech na pytanie, czy są szczęśliwe, odpowiedziały „tak”. Czwartej pacjentce nie zadano – na prośbę rodziny – tego pytania.
- Może trudno w to uwierzyć, ale są zadowoleni z życia nie mniej niż ja czy pan. Oceniają jego jakość niewiele gorzej niż większość zdrowych, a na pewno lepiej niż ludzie dotknięci depresją. Za to zanim nastąpi paraliż, wszyscy, ale to wszyscy deklarują, że chcą umrzeć. Uważają, że życie w wiecznym unieruchomieniu, ze sztucznym oddychaniem i odżywianiem będzie potworne, nie do zniesienia – mówił już kilka lat temu prof. Niels Birbaumer, autor badań.
Co jest kluczem do szczęścia, nawet w takiej sytuacji? Doświadczenie miłości. Co jest zatem być może powodem braku poczucia, że warto żyć, nawet jeśli pojawią się cierpienia?
W kwestii ochrony życia robimy bardzo wiele. I dobrze. Ale w znacznie większym stopniu zajmujemy się jego zagrożonym początkiem i końcem, gubiąc jakoś środek, który powinien sobie sam poradzić. Problem w tym, że wszyscy jesteśmy w tym „środku”. My – ludzie ze „środka” - mamy szansę decydować. Tylko my. Jeśli my nie będziemy widzieli w życiu dobra, jeśli my nie powiemy, że życie jest piękne, że jest warte życia mimo wszystko, nie uznamy go za dobro należne każdemu. Wręcz przeciwnie. I żadna teoria tego nie zmieni, osobiste doświadczenie jest silniejsze niż wszelkie teorie.
Od przywrócenia zachwytu życiem "ze środka" zależy życie tych, którzy są na początku lub na końcu drogi. A kluczem do jego przywrócenia wydaje się doświadczenie miłości.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.