Arkadiusz Biały do swojej pracowni RTG, a Włodzimierz Galicki do biblioteki nie przychodzą w habitach dominikańskich. Ale w duchu są tercjarzami trzeciego zakonu tego zgromadzenia.
Naucz mnie kochać
Włodzimierz, zastępca przełożonego fraterni w Gidlach i jej skarbnik, nie trafiłby do tercjarzy, gdyby nie zmienił mieszkania. Po śmierci mamy wrócił do rodzinnej parafii pw. Najświętszego Zbawiciela w Łodzi. W starej wspólnocie z żoną Heleną należeli do Domowego Kościoła. Tu nic się nie działo, więc z kilkoma rodzinami założyli koło Stowarzyszenia Rodzin Katolickich. Na jedno ze spotkań zaprosił tercjarza brata Gundysława – Krzysztofa Napieralskiego, który otworzył mu oczy na to, czym jest trzeci zakon. Sam, szukając większej wewnętrznej ciszy, przeszedł kilka lat temu do tercjarzy kartuzów.
– To był trudny okres w moim życiu – opowiada Włodzimierz. – Mam córkę Urszulę i syna Adama. Zaczęły się kłopoty w naszych relacjach. Uciekałem w pracę, a tam pojawiały się różne pokusy. Gdybym nie wstąpił do tercjarzy, posypałoby mi się małżeństwo. Przez kilka lat krzyczałem do Boga: „Naucz mnie kochać!”. Także dlatego, że bliscy dawali mi do zrozumienia, że tego nie umiem. Kiedy pojechałem na pierwsze spotkanie tercjarzy do sanktuarium w Gidlach, klęknąłem przed 9-centymetrową figurką Maryi i poprosiłem: „Pomóż!”. Wstając, czułem, że zostałem wysłuchany. Do domu wracał na skrzydłach. Do Gidel zaglądał często, żeby popatrzeć z dystansu na dominikanów. Przełom nastąpił podczas procesji Bożego Ciała. Szedł z braćmi w albie, pośród sypiących kwiatki dziewczynek, i nagle poczuł wielką odpowiedzialność za to, kim jest i co tu robi. – Wtedy zdecydowałem, że w to wchodzę – wspomina.
Helena i Berenika
Włodzimierz wybrał imię zakonne Hadrian. – Ten święty żył w czasach Tomasza More’a – opowiada. – Został ścięty za wiarę, bo nie chciał zgodzić się z Henrykiem VIII. Był przykładnym ojcem rodziny, a ja często miałem wrażenie, że nie jestem dobry dla bliskich.
Ciekawe, że Włodzimierza poznałam z powodu mojej książki o Wojciechu Kilarze „Takie piękne życie. Portret Wojciecha Kilara”. Fragment o miłości kompozytora do ukochanej żony Barbary odniósł do swoich relacji z żoną i postanowił mi to powiedzieć. – Moją Helenkę też, jak on, kocham nad życie – usłyszałam. Poznali się w Klubie Inteligencji Katolickiej. Zobaczył w jej oczach takie ciepło i akceptację, że odpłynął w rejony znane tylko zakochanym. – Teraz wkraczam w etap miłości dojrzałej – zdradza. – W żonie podoba mi się wszystko, nawet to, co powinno mnie drażnić. To dlatego, że patrzę na nią w prawdzie, nie jak na senne marzenie.
Berenika, żona Arkadiusza, też jest tercjarką dominikańską i nosi imię zakonne Róża. – Długo szukaliśmy swojego miejsca Kościele – opowiada jej mąż. – W końcu niezależnie od siebie podjęliśmy decyzję o zostaniu tercjarzami dominikańskimi. Arkadiusz usłyszał o istnieniu tercjarzy w czasie studiów, pod koniec lat 90. Razem z kolegą założyli Międzywydziałowe Koło Filozoficzne. – Kiedy je tworzyliśmy, zauważyłem, że kolega podpisywał się jako świecki dominikanin – wspomina. Był to ten sam brat Gundysław, który zainspirował Włodzimierza. Parę osób z tamtego koła zostało potem tercjarzami.
Jak baranek
Przyznaje, że miejsce pracy pomaga mu w realizowaniu reguły: – Mam ten luksus, że moja pracownia rentgenowska jest pod kościołem i w te dni, kiedy tu przychodzę, idę przed pracą na Mszę Świętą. Brewiarz odmawia w przychodni i w szpitalu między kolejnymi pacjentami. Różaniec zwykle w drodze – jadąc samochodem albo idąc pieszo. Łapie się na tym, że kiedy odmawia go w domu, z przyzwyczajenia chodzi po pokoju.
– Przez 750 lat nasz zakon nosił nazwę św. Dominika od pokuty – mówi. – W życiu codziennym ten nasz rys pokutny sprawia, że przeciwności, kłopoty staram się przyjmować w duchu pokuty. Sama specyfika mojej pracy jest taka, że to pacjenci decydują, kiedy mam czas dla siebie. Ofiaruję to Panu Bogu. – Widziałem, jak Arek dojrzewał w wierze, przejmując się powołaniem – opowiada Włodzimierz. – Wcześniej ustawiał ludzi po kątach, był radykalny do bólu, a teraz zachowuje się jak baranek. – Z tym barankiem przesadzasz – uśmiecha się Arkadiusz. – Ale coś w tym jest, bo długo byłem przewodniczącym Związku Zawodowego w szpitalu. Jednak kiedy stałem się zbyt ugodowy wobec przełożonych, też przecież naszych bliźnich, musiałem z tego zrezygnować.
Bardzo ważna jest również modlitwa, nadająca życiu rytm. – To rozmowa z ukochanym, nie przymus, ale potrzeba serca – mówi Włodzimierz. – Najważniejsza jest moja relacja z Panem Bogiem. Gdybym przestał trzymać Go za rękę, rozsypałbym się w drobny mak.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Archidiecezja katowicka rozpoczyna obchody 100 lat istnienia.
Po pierwsze: dla chrześcijan drogą do uzdrowienia z przemocy jest oddanie steru Jezusowi. Ale...
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.