– Czemu powinniśmy z tobą rozmawiać? Za każdym razem dziennikarze przyjeżdżają, robią swoje materiały, na których zarabiają, i nas zostawiają… – mówili Bartoszowi Rutkowskiemu w marcu uchodźcy i ofiary islamskich terrorystów w obozach w irackim Kurdystanie. – Przyjechałem jako dziennikarz, żeby do was dotrzeć. Ale wrócę z pomocą – obiecał.
40 kopert
Jedną z najważniejszych kwestii podczas pierwszego pobytu było zdobycie zaufania. Ofiary terrorystów, przyzwyczajone do częstych wizyt dziennikarzy, które nie przynosiły jednak efektów, powściągliwie podchodzą do przyjeżdżających Europejczyków. Bartoszowi Rutkowskiemu udało się ich przekonać, że nie jest tylko jednorazowym gościem w miejscu, gdzie żyją. Po pierwszym wyjeździe na początku tego roku okazało się, że grupą, która najbardziej potrzebuje pomocy, są jazydzi, uważani przez terrorystów islamskich za czcicieli szatana. Pomocy – materialnej, ale i psychologicznej – potrzebują zwłaszcza kobiety, mające za sobą traumatyczne przeżycia po tym, jak były katowane i traktowane przez islamistów – m.in. jako niewolnice seksualne. Pierwszym wyzwaniem było zapakowanie po 50 dolarów w czterdzieści kopert. 50 dolarów to kwota potrzebna rodzinie na 1,5-miesięczne podstawowe utrzymanie. – Mówi się, że trzeba dawać wędkę, a nie rybę – opowiada B. Rutkowski. – Tylko kto wymyśli taką magiczną wędkę, która już, teraz, pomoże w obozie dla uchodźców samotnej kobiecie z siedmiorgiem dzieci (męża zamordowano). Albo rodzinie, która wydała wszystkie swoje pieniądze na wykup najbliższych z niewoli Państwa Islamskiego? Jak tłumaczył B. Rutkowski, tysiące ludzi żyją także poza obozami, bo z mniej lub bardziej kuriozalnych powodów nie należy się im status uchodźcy. Jak choćby kobiecie, której w ciągu jednego dnia zamordowano męża, porwano dwie najstarsze córki jako niewolnice seksualne, a najmłodszym dzieciom kazano obejrzeć zwłoki ojca. Ponieważ była porwana „tylko przez jeden dzień”, nie należy się jej status uchodźcy. Dzięki pieniądzom gromadzonym przez fundacje od darczyńców udało się pomóc finansowo rodzinom jazydzkim z obozów dla uchodźców pod Dahuk, rodzinom żołnierzy poległych w walce przeciw terrorystom z ISIS, a także żołnierzom trzech jednostek chrześcijańskich i jednej jednostki Peszmergi. Fundacje przekazały także sprzęt medyczny i przeszkoliły żołnierzy w zakresie ratownictwa pola walki. To pomoc o wartości ok. 30 tys. zł. – Zostawiliśmy tam też radiostację, a na sam koniec daliśmy im to, co mieliśmy na sobie, czyli nasze kamizelki kuloodporne – mówi B. Rutkowski.
Szwalnia
Kolejnym wyzwaniem dla trzech fundacji jest pomoc psychologiczna dla kobiet jazydzkich. Jak dotrzeć do nich, jak sprawić, by chciały opuścić namioty, w których chowają się przed światem? Jak mówi Krzysztof Błecha, pomysłem będzie psychoterapia pozawerbalna – terapia przez sztukę, zajęcia artystyczne, by kobiety poczuły własną wartość. Ten rodzaj terapii znakomicie sprawdza się w codziennej pracy żywieckiej fundacji. Przeniosą ją więc i na Bliski Wschód. – Jesteśmy przekonani, że to prawdopodobnie najlepsza metoda wyrwania ich z izolacji, zachęty do wyjścia na zewnątrz, z namiotów – tłumaczy K. Błecha. – W ich świecie są uważana ze zbrukane. Część z nich popełniła samobójstwo. W większości mają za sobą próby samobójcze. Dlatego chcemy dotrzeć do nich poprzez tę terapię, by one same stworzyły we własnych oczach dobry obraz samych siebie. Muszą robić coś, co będzie im dawać satysfakcję. Dla kobiety robienie czegoś pięknego już jest powodem odczuwania jakiegoś zadowolenia. Chcemy ten pozawerbalny kontekst podkreślić i pomóc im w powrocie do życia. Pieniądze, które fundacje przekazały jazydom, już pracują. Organizacje charytatywne na miejscu, w Sindżarze, przygotowały szwalnię, kupują maszyny, materiały, zatrudniają instruktorki. Kobiety będą się uczyły wykonywać biżuterię, szyć stroje. Będą mogły je sprzedać – zysk zostanie przeznaczony na pomoc humanitarną – Na ile nam się uda zrealizować cel – jeszcze nie wiemy – mówi żywiecki lekarz. – Nikt tego przed nami tam nie robił. Terapię będą prowadzić pracownicy naszej fundacji, m.in. Anna Polok, która pracowała także z kobietami w stresie pourazowym w Kambodży.
Biało-czerwona
Krzysztof Błecha i Bartosz Rutkowski uśmiechają się, że zbiegiem okoliczności okazało się, iż logo każdej z trzech fundacji projektu „Pomoc ofiarom terroryzmu islamskiego” powstało w barwach biało-czerwonych. – Chcielibyśmy, żeby te kolory dobrze się kojarzyły uchodźcom, żeby się kojarzyły z Polską i Polakami jako ludźmi, którzy sensownie i konkretnie pomagają im na miejscu – mówią. Jak dodają, sto procent pieniędzy, które przelewają darczyńcy na konta fundacji, trafia bezpośrednio do potrzebujących. Fundatorzy opowiadają o sytuacji, kiedy jeden z uchodźców sprawdzał przy nich wiarygodność miejscowych organizacji charytatywnych. Zapytał, jaką sumę pieniędzy Polacy jej przekazali na pomoc dla ofiar islamistów. Porównał ją z tą, którą otrzymali w rzeczywistości. Sumy okazały się zgodne. Jak dołączyć do pomagających fundacji? Szczegóły na facebookowym fanpage’u: „Pomoc ofiarom terrorystów islamskich”, a także na stronach trzech fundacji: „Orlej Straży”, Fundacji Pomocy Dzieciom w Żywcu i „Estery”.
Co motywuje Bartosza Rutkowskiego do wyjazdów i czy nie czuje, że pomoc trzech fundacji to za mało? Mówi otwarcie: – Jestem bardzo dobrze dowodzony. Mój dowódca ma dwa tysiące lat ciągłości służby. Kiedy zaczynał, miał dwunastu ludzi. Jeden z nich okazał się zdrajcą. A mimo to daliśmy radę. Damy i teraz.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.