Bp Grzegorz Ryś był gościem KUL, gdzie mówił o miłosierdziu i wolontariacie.
"Miłość bliźniego a asertywność. Wolontariat - potrzeba służby czy przygoda?" - to temat wykładu, jaki na KUL w ramach sympozjum: "Miłosierdzie Boże w nauczaniu św. Jana Pawła II i Papieża Franciszka" wygłosił bp Grzegorz Ryś.
Zwracając się do licznie zgromadzonych słuchaczy, mówił, że pójcie do człowieka z uczynkami miłosierdzia Kościół zawsze obejmował całościowo. Nie chodzi o to, by dać kawałek podłogi do spania, ale zobaczyć rzeczywiste potrzeby potrzebującego człowieka.
- Wyjście do innych jest odpowiedzią, którą udzielamy nie człowiekowi, tylko Bogu. To fundament tego, co nazywamy miłosierdziem. Jestem przekonany, że jeśli człowiek nie odkryje, że wychodząc do drugiego, odpowiada Bogu, to lepiej go do nikogo nie posyłać - uważa bp Grzegorz Ryś.
Syntezą wolontariusza jest postać dobrego Samarytanina, który całe swoje działanie, by pomóc pobitemu, podjął z własnej woli. Kościół interpretował to tak, że każdy z nas jest pobitym, a Chrystus jest dobrym Samarytaninem. Kto nie ma doświadczenia obdarowania, może mieć trudności w pomaganiu innym.
- Niedawno rozmawiałem z jednym z kapłanów bardzo zaangażowanych w głoszenie miłosierdzia, współautorem aplikacji o miłosierdziu. Podzielił się ze mną rozmową z jednym ze swych kolegów, któremu mówił o miłosierdziu, na co usłyszał "ja już rzygam tym miłosierdziem". To oznacza, że uczynki miłosierdzia traktował jako obowiązki ciągle nowe i niekończące się, a nie jako odwdzięczanie się Bogu za to, że tak wiele otrzymaliśmy - opowiadał bp Ryś.
- Dlaczego masz wyjść do przybysza? - pytał biskup. - Bo sam kiedyś byłeś przybyszem i Pan jest przybyszem. Cóż takiego dałeś, czego wcześniej nie otrzymałeś od Boga? Chrystus jest Tym, który karmi i dla twojego dobra jest głodny. Oczekuj Chrystusa, gdy leży pod mostem, oczekuj Go, gdy jest głodny, oczekuj, gdy jest przybyszem. Najpierw jestem obdarowany, a potem proszony o wzajemność. To się dzieje wtedy, gdy przede mną staje ubogi, a w nim Chrystus. W historii Kościoła jest wiele przykładów ludzi, którzy te słowa traktowali dosłownie.
Św. Franciszek, który nawrócił się jako dorosły mężczyzna, pisze w swym testamencie, że dawniej w jego życiu nie było nic bardziej obrzydliwego niż widok trędowatego, a kiedy spotkał Pana, On sam wprowadził go między nich i razem z nimi posługiwał. Franciszek podróżując po nawróceniu, nosił w sobie słowa Chrystusa, by dokonać odwrócenia porządku. To, co słodkie, ma być gorzkie, a co gorzkie, ma stać się słodkim. Po wyjściu na drogę po modlitwie widzi od razu trędowatego. Dla niego było oczywiste, że ten gorzki do tej pory widok ma zamienić w słodki. Podszedł więc i pocałował trędowatego w usta. Oznaczało to: "Jesteś mi równy".
Wolontariat należy przeżywać jako podjęcie dzieł Bożych. To nie jest tak, że mamy robić coś dla Pana Boga, ale mamy podjąć dzieła Boże. Powinniśmy pytać, co Bóg chce ofiarować ludziom, którzy są wokół nas. Należy rozeznać działanie Boga i podporządkować się temu. To jest wejście w wolontariat w duchu chrześcijańskim - mówił biskup.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.