By uznać autorytet mistrza potrzebna jest pokora. Ta zaś wzrasta w miarę zdobywanej wiedzy i doświadczenia.
Podziwiam piszących komentarze pod cudzymi tekstami. Najczęściej za tupet. Odwrotnie proporcjonalny do wiedzy. Dla przykładu. Księdza profesora Grzegorza Strzelczyka to ja, ze swoim długoletnim doświadczeniem teologicznym, mogę jedynie słuchać. Niekiedy zadać pytanie czy prosić o korektę błędnego myślenia. Bo on – mówiąc językiem sportowym – gra w innej lidze, prezentuje teologiczną ekstraklasę. Wymieniłem akurat najczęściej w tym tygodniu komentowanego, ale tę listę można swobodnie rozszerzać, szukając przy okazji klucza do odczytywania cudzych tekstów. Nie tylko teologicznych.
Pierwszy warunek dziś jest bardzo trudnym do spełnienia. Chodzi o autorytet mistrza. Więcej, o relację mistrz i nauczyciel. Skąd trudność? Edukacja stawia na partnerstwo; prawo do swobodnego wyrażania opinii podniesiono zostało niemalże do rangi pierwszego przykazania (podobno wolność jest pierwszą, choć nieoficjalną, religią Stanów Zjednoczonych); modny relatywizm i subiektywizm wszystkie opinie czyni równoznacznymi według zasady uznającej, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.
By uznać autorytet mistrza potrzebna jest pokora. Ta zaś wzrasta w miarę zdobywanej wiedzy i doświadczenia. Trochę jak z górskimi wędrówkami. Nowicjusz wszędzie wejdzie, zawsze da radę, może nie spać i nie odpoczywać. Na pierwszej wycieczce dziwi się, gdy przewodnik czy odpowiedzialny za grupę zarządza odwrót na kilka minut przed szczytem. Podczas kolejnej odkryje wartość poprzedzającego wyjście w góry snu. Na trzeciej już będzie podpatrywał jak stawiać stopę przy podejściu a jak przy zejściu. To będzie znaczyło, że uznał autorytet przewodnika i chce jak najlepiej wykorzystać rodzące się ze wspólnego wędrowania doświadczenie.
Na marginesie tych refleksji dwa przykłady.
Gdy Benedykt XVI mówił w katedrze Notre-Dame o psalmach stopni napisałem w tym miejscu o komentarzu Orygenesa do Księgi Pieśni nad Pieśniami. Rozważanie psalmów stopni było jednym z ostatnich etapów, poprzedzających wejście do komnaty Króla, czyli do lektury wspomnianej Księgi. Wielu czytelników pytało później o ten komentarz, chcąc dotrzeć do źródła, które zainspirowało papieską refleksję.
Gdy papież Franciszek mówi o rozeznaniu podnosi się fala krytyki. A może warto zapytać na czym polega rozeznanie według świętego Ignacego, jak w tę duchową sztukę wprowadzają cztery tygodnie rekolekcji, co jest istotą ignacjańskiego rachunku sumienia. Być może wówczas łatwiej będzie nam uznać autorytet mistrza i wyzbędziemy się lęku przed mającymi niewiele wspólnego z Ewangelią rozwiązaniami i decyzjami. Bo rozeznanie w rozumieniu świętego Ignacego zawsze prowadzi do nawrócenia rozeznającego.
Być może na tym polega trudność wielu internetowych komentatorów. Oczekują nawrócenia od wszystkich, tylko nie od siebie, z nadętego do granic wytrzymałości ego czyniących jedyny i ostateczny punkt odniesienia.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wychowanie seksualne zgodnie z Konstytucją pozostaje w kompetencjach rodziców, a nie państwa”
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.