O nowej wojnie domowej w Sudanie Południowym opowiada pracujący w tym kraju werbista o. Andrzej Dzida.
Beata Zajączkowska: Jest źle, żołnierze zabijają naszych parafian. Tutaj robi się druga Rwanda. Często leżymy na podłodze, bo kule latają wszędzie. Proszę, módlcie się za nas! – ta dramatyczna wiadomość pojawiła się niedawno na Twitterze...
O. Andrzej Dzida: Tak napisał o. Wojciech Pawłowski, przebywający ze mną na misji w Sudanie Południowym, o tragedii i bezradności wobec otaczającej nas sytuacji. Porównanie do Rwandy miało zwrócić uwagę na problemy etniczne w tym kraju. Tam może dojąć do takiej sytuacji, jaka miała miejsce między Hutu a Tutsi w Rwandzie. Sudan Południowy jest skomplikowaną mieszanką etniczną ok. 100 grup i 12 ważnych plemion. Dominuje plemię Dinka, reprezentowane przez prezydenta Salva Kiira, i plemię Nuer, reprezentowane przez głównego opozycjonistę i do niedawna wiceprezydenta Rieka Machara. W naszej misji w Lainya dochodzi jeszcze problem respektowania danej grupy w parlamencie i w lokalnych władzach. W tej sytuacji może dojść do czystek etnicznych. Już przeżyliśmy ostrzał z dwóch stron – żołnierzy rządowych i rebeliantów. Nasze miasteczko opustoszało, a 20 tys. mieszkańców Lainya schroniło się w buszu.
Wasza misja stała się dla wielu ludzi z okolicy schronieniem, jednak żołnierze jej nie uszanowali…
Wiele domów zostało spalonych. Dużo osób zginęło, ale jeszcze więcej cierpi w buszu z powodu braku żywności i lekarstw. Na terenie Domu Nadziei, który właśnie wybudowaliśmy, schroniło się 165 osób. Po dwóch tygodniach walk większość z nich uciekła do buszu. Pewnego dnia żołnierze wtargnęli na teren naszej misji. Niektórzy byli pod wpływem alkoholu i narkotyków. Przeszukiwali chatki, w których mieszkamy, oraz dom, w którym schronili się uchodźcy. Wyprowadzili dwóch mężczyzn. Murarza z Ugandy, Geralda, pracującego przy budowie jednej z naszych kaplic, i Akima, nauczyciela z miejscowej szkoły. Po jakimś czasie usłyszeliśmy strzały obok kościoła. Gerald jakimś cudem przeżył. Akim zginął. Zostawił żonę i małego synka Vidala.
studio gn Kiedy 5 lat temu powstawał Sudan Południowy, mówiło się, że jego mieszkańcy zaznają wreszcie pokoju i lepszego życia. Stało się inaczej.
Rzeczywiście po referendum, w którym prawie 100 proc. mieszkańców opowiedziało się za niezależnością od Sudanu, był wielki entuzjazm. Ogłoszenie niepodległości 9 lipca 2011 r. było wielkim wydarzeniem, gdyż po II wojnie światowej interesy ludności afrykańskiej z Południa nie zostały zauważone. Koniec kolonizacji brytyjskiej przyniósł niepodległość Sudanowi, który został zdominowany przez Arabów i islam. Chrześcijańska ludność z Południa była źle traktowana i zmuszana do przechodzenia na islam. Utworzenie w 2011 r. nowego państwa przyniosło nowe problemy. Na terenie Sudanu Płd. jest wiele grup etnicznych, które nigdy nie były razem w ramach jednego kraju. Jednoczył je tylko opór przeciw arabizacji, ale okazało się, że to za mało, by stworzyć jeden naród. Nie było niczego, co mogłoby zjednoczyć mieszkańców Południa. Każdy podkreśla tu raczej przynależność do własnego klanu, plemienia. Obecnie więcej dla mieszkańców Sudanu Płd. oznacza identyfikacja z plemieniem niż powiedzenie, że jest się Południowosudańczykiem. Nie ma też rządu, który służyłby wszystkim obywatelom. Chęć dominacji nad innym plemieniem, wewnętrzne konflikty, dbanie o swoje własne rodzinne, plemienne interesy doprowadziły w kraju do poważnego kryzysu i początków anarchii.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).