O nocnym życiu, smrodzie grzechu, nawróceniu i tańcu dla Boga mówi siostra Anna Nobili ze Zgromadzenia Sióstr Robotnic Świętego Domu z Nazaretu.
Ks. Rafał Skitek: Rozmawiam z najsłynniejszą tancerką w habicie?
Siostra Anna Nobili: Chyba przesadzasz. Ale coś jest na rzeczy.
Tańczyłaś już w dzieciństwie?
Moje dzieciństwo nie było usłane różami. W domu było sporo kłótni, wulgaryzmów i przemocy. Nie doświadczyłam prawdziwej miłości. Poza tym bardzo często przeprowadzaliśmy się. Raz na południe, innym razem na północ Włoch. W nowych miejscach zamieszkania bardzo często doznawałam przemocy i agresji, zwłaszcza ze strony chłopców. Wewnętrznie byłam bardzo poraniona. Przez wiele lat nie zdawałam sobie z tego sprawy. Potem moi rodzice się rozwiedli. Ojciec zniknął z naszego życia na zawsze. Musiałam sobie to jakoś poukładać. Byłam nastolatką. Dorastałam. Zaczęłam kraść w supermarketach.
Poważnie?
Tak, to był mój najcięższy grzech w tamtym okresie. W pewnym sensie byłam dzieckiem ulicy. We wnętrzu odczuwałam wielką pustkę. Chciałam ją czymś wypełnić, więc chwytałam się różnych rzeczy. Do tego byłam nieśmiała, jąkałam się, pozwalałam sobą pomiatać. Stawałam się kimś innym, niż byłam w rzeczywistości. A był to czas podejmowania ważnych decyzji: praca, pierwsze związki. Nie darzyłam siebie szacunkiem. Inni mogli robić ze mną to, co im się podobało.
Byłaś już wtedy pełnoletnia?
Skończyłam 19 lat. Sposobem komunikacji ze światem stał się dla mnie taniec. To przychodziło mi znacznie łatwiej niż rozmowa. Przez taniec, gesty i ruch mogłam krzyczeć i wołać o pomoc. Tak, to było rozpaczliwe wołanie o miłość. W szkole tańca szło mi doskonale. Często występowałam publicznie. Ale sama uważałam się za beznadziejną. Poczucie pustki wzrastało. Pojawiał się coraz silniejszy bunt.
Jak się buntowałaś?
Postanowiłam prowadzić nocne życie. Zaczęłam odwiedzać kluby i dyskoteki. Spędzałam tam całe noce, aż do 8 rano. Dzisiaj wiem, jak diabelskie i przeklęte były to miejsca: narkotyki, alkohol, taniec go-go.
Krótko mówiąc – używałaś życia?
Moją dewizą było Carpe diem. Dużo piłam. Nie byłam jednak alkoholiczką. Upijałam się po to, by móc się bawić i robić to, czego bym nie zrobiła na trzeźwo. Znałam wszystkie techniki uwodzenia. Zrozumiałam, że wszystko funkcjonuje w określony sposób. Tak pogrążałam się w grzechu i żebrałam o miłość. W nocy robiłam wszystko, co tylko było możliwe. Kiedy wracałam do domu, często pijana, nawet jeśli się myłam, to i tak czułam się brudna. Brałam prysznic, ale pozostawałam cały czas brudna. Paskudne uczucie!
A co z Twoją mamą? Pozwalała Ci na takie życie?
Ona pracowała w dzień, a ja w nocy. Nie widywałyśmy się. Dom był dla mnie jedynie hotelem. Ale pewnego dnia się nawróciła. Zachęcała mnie do modlitwy psalmami i do uczęszczania do kościoła. Buntowałam się. Wściekałam. Pamiętam, że wyładowałam wówczas na niej całą moją złość. Powiedziałam jej: „Skoro nie prosiłam cię, abyś w taki sposób żyła, to nie masz prawa wtrącać się w moje życie”. Jednocześnie coś mnie od wewnątrz niszczyło. Dzisiaj wiem, że mama zaatakowała moją największą wadę: próżność. Wtedy zaczęłam bluźnić.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.
To doroczna tradycja rzymskich oratoriów, zapoczątkowana przez św. Pawła VI w 1969 r.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).