O ŚDM w Krakowie i wnioskach dla duszpasterstwa młodzieży mówi bp Edward Dajczak.
Ks. Tomasz Jaklewicz: Księże Biskupie, czy ten piękny obraz młodego Kościoła, który zobaczyliśmy na ŚDM, nie uśpi duszpasterzy, nie sprawi, że spoczniemy na laurach?
Bp Edward Dajczak: Zobaczyliśmy rzeczywiście piękny świat, bo człowiek, który spotyka Jezusa, staje się piękny. W jakimś sensie jest to także zasługa Kościoła w Polsce, ale ten świat został nam podarowany. Otrzymaliśmy wielki dar, który jest bardziej zobowiązaniem niż powodem do świętowania sukcesu. Musimy być pokorni i wdzięczni. Powinniśmy zauważyć niepokojące sygnały, począwszy od przyjrzenia się liczbom i zaangażowaniu parafii, wspólnot, duszpasterzy.
Zarejestrowanych polskich uczestników było 78 tysięcy, podczas gdy Włochów 63 tysiące, Francuzów 33 tysiące. Jeśli uwzględnimy, że liczba praktykujących w tych krajach jest znacznie niższa niż w Polsce, to wydaje się, że tej zaangażowanej polskiej młodzieży nie było zbyt wiele. Drugie niepokojące zjawisko to duszpasterze, którzy przyjechali na ŚDM bez młodzieży.
Byli młodzi kapłani, którzy przyjechali bez młodzieży. Były też polskie grupy bez duszpasterza. W wypowiedziach uczestników ŚDM akcentuje się rolę papieża Franciszka oraz świadectwo wiary innych uczestników. Nie słyszę jednak ani o biskupach, ani o księżach. Mało jest opowieści, w których pojawia się „nasz ksiądz”, który nam pomógł, zorganizował, opiekował się. Polacy masowo dojechali dopiero na finał, nie było ich wcześniej. Trzeba sobie postawić pytanie, czy w przygotowaniach nie popełniliśmy jakiegoś błędu, może zabrakło odwagi. W świadectwach młodzieży pojawia się zdanie: „Baliśmy się przyjechać”. Dlaczego się bali? Czytałem świadectwo dziewczyny, która pisze, że nie była na ŚDM, ale przed ekranem telewizora płakała, słowa papieża Franciszka poruszyły jej serce. Nie mam wątpliwości, że ten końcowy zryw był zasługą przekazu medialnego. Brakuje mi także refleksji w diecezjach, w parafiach na temat, co dalej, co z tym wielkim darem zrobimy. Może jest jeszcze za wcześnie, ale myślę, że nie wolno z tym długo zwlekać, bo zapał gaśnie szybko.
Czyli polski Kościół powinien jak najszybciej wyciągnąć wnioski dla duszpasterstwa młodzieży?
Ciągle mamy system uczenia młodych doktryny. W przeciętnym wydaniu to lekcja religii jest przekazem doktryny. Uczymy ich i uczymy, i niewiele z tego wynika. Rozmawiam o tym z młodymi i z księżmi. Jeśli w klasie na religii jest dwadzieścia parę osób, to z tego w niedzielę w kościele są dwie, trzy osoby. Cały rok chodzą na religię i nie wybudzają się. Szukając klucza do tego, uderzyło mnie słowo papieża, które padło na spotkaniu z biskupami – bliskość. Powinniśmy być blisko Ludu Bożego. Bez bliskości mamy tylko słowa bez ciała. Myślę, że ciągle rozumiemy nauczanie jako przekaz informacji. To jest problem, który doskonale rozszyfrował wiele lat temu sługa Boży ks. Franciszek Blachnicki – trzeba zbierać ludzi, być z nimi, być blisko, pociągnąć ich. Jeśli młodzi mówią, że żałują, iż nie byli na ŚDM, bo zabrakło im odwagi, to znaczy, że gdyby ktoś tych ludzi pozbierał, dodał im odwagi, zachęcił, dał im swój czas, byłoby inaczej. Nasz błąd polega na tym, że zaszeregowaliśmy młodych ludzi jako trudne pokolenie. Mówimy ogólnie „młodzi dzisiaj”. A różnorodność młodego pokolenia jest większa niż kiedykolwiek. ŚDM pokazuje, że młodzi chcą być razem, że Bóg ich pociąga. Ale widać też, że miejsc w parafiach, w których młodzi mogą realizować te pragnienia, jest w Polsce za mało.
Dla młodzieży czymś ważnym było doświadczenie rówieśników, którzy podzielają tę samą wiarę. Zobaczenie, że nas jest tak wielu. Na co dzień czują się bowiem osamotnieni jako wierzący.
To młode pokolenie potrzebuje masowych doświadczeń. Kiedyś na naszym diecezjalnym spotkaniu młodych w Skrzatuszu zaczęło brakować już miejsca, więc mówię: „Podzielmy diecezję na pół i zróbmy to w dwóch turach”. Zapytałem o to młodych, a oni wszyscy krzyknęli: „Nie! Nam potrzebna jest mocna wspólnota, nam potrzebne jest doświadczenie mocy”. ŚDM było doświadczeniem mocy. Oni sobie wzajemnie to podarowali. Ktoś mi opowiadał o zdumieniu jakiegoś księdza, że młodzież jest taka dobra. Trudności, które mamy z młodym pokoleniem, powodują, że księża, a zwłaszcza słabsze osobowości, mówią, że nic nie da się zrobić. To nie jest prawda. Tylko dziś nie wystarczy powiedzieć „ruszcie się” i oni przyjdą. Nie przyjdą, bo musi być coś jeszcze. Coś, co widzimy w papieżu Franciszku. Nauczanie musi być konkretne i bliskie życia. To jest pokolenie, które ma kłopot z myśleniem o bardzo odległych celach. Oni żyją chwilą obecną, szukają bliskości, impulsu, światła z dnia na dzień. Musimy przeorientować nasz sposób przekazu, musimy otwierać nasze domy.
Czy można sformułować bardziej konkretne wnioski na przykład dotyczące katechezy? Bo odnoszę wrażenie, że pewne rzeczy powtarzamy od lat.
Tak, mówimy w kółko to samo… i ciągle robimy tak samo.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.