– W świecie doświadczającym licznych dramatów potrzeba naszego przebudzenia i modlitwy. Pokoju nie buduje się karabinami i czołgami. Buduje się go na kolanach – mówi znany gdański artysta Mariusz Drapikowski.
Chrystus na taborecie
W początkowym zamyśle powstać miał tylko jeden ołtarz adoracji. Właściwie nawet nie ołtarz, ale monstrancja przeznaczona do bazyliki Grobu Bożego w Jerozolimie. Za sprawą jasnogórskich paulinów do Drapikowskiego zgłosił się mieszkający w Radomiu Piotr Ciołkiewicz, który taką monstrancję zamierzał ufundować. Z czasem okazało się, że ani atmosfera, ani status świątyni pozostającej we władaniu różnych wyznań chrześcijańskich nie sprzyjają temu, by powstało tam miejsce adoracji. Zaproponowano im należącą do katolickiego kościoła obrządku ormiańskiego kaplicę IV stacji Drogi Krzyżowej. Spotkali się z przychylnością sprawującego tam władzę egzarchy. Podczas rozmowy powiedział on jednak do przyszłych darczyńców: – Przekażę wam tę kaplicę. Ale przecież nie postawimy Najświętszego Sakramentu na taborecie. Trzeba przygotować miejsce wystawienia.
Zaczęli budować ołtarz. Inspiracją projektu stała się praca dyplomowa Kamila, który właśnie kończył gdańską ASP. Z czasem postanowili też wraz z Piotrem założyć stowarzyszenie. Piotr został prezesem, Mariusz zajął się projektowaniem. Tak powstała Communita Regina della Pace (Wspólnota Królowej Pokoju). Ze spokojem pokonywali piętrzące się trudności. Także wtedy, gdy gotowy już ołtarz przywieźli do portu w Hajfie.
– Mariusz chodził do bazyliki Grobu Bożego na długie godziny. Kiedy doszło do punktu kulminacyjnego, poszedł tam na całą noc. Mówił: „Panie Jezu, to jest dla Ciebie. Jeśli zechcesz, to przyjmiesz. Jak nie, pogodzę się z tym” – opowiada Bogusław Olszonowicz, katolicki dziennikarz, członek Communita Regina della Pace. Po powrocie z nocnej modlitwy w bazylice egzarcha oznajmił krótko: „Wpuścili ołtarz”.
Bóg ciągle zaskakuje
Takich zbiegów okoliczności w całej pracy artysty jest bez liku. Wpisują się w nie czasami zupełnie mimowolne działania pojawiających się w jego życiu ludzi. Jedna z katolickich dziennikarek, już po instalacji ołtarza w Jerozolimie, podczas wywiadu zapytała o kolejne, stojące przed artystą wyzwania. Zaczął snuć luźne rozważania o tym, że teraz to można by stworzyć takich ołtarzy dwanaście, na wzór dwunastu gwiazd w koronie Matki Bożej. Ale poprosił, by tych słów nie publikować. Ze zdziwieniem odnalazł je jednak w kolejnym wydaniu gazety.
Niedługo później do stowarzyszenia zapukał abp Tomasz Peta z Kazachstanu. Po przeczytaniu tekstu zapragnął, by podobny ołtarz znalazł się w jego diecezji. To był początek nowej drogi. Ołtarz, przed którym modlić się będą pielgrzymi podczas ŚDM, jest już czwarty z kolei. Pojedzie do Kibeho, maryjnego sanktuarium położonego w doświadczonej wojnami domowymi Rwandzie. Oprócz jerozolimskiego i tego, który znalazł swoje miejsce w Kazachstanie, powstał jeszcze jeden. Znajduje się w największej na świecie katolickiej świątyni – bazylice Matki Boskiej Królowej Pokoju w Jamasukro na Wybrzeżu Kości Słoniowej. Na realizację czekają już zamówienia z Korei i Filipin. Mają być wykonane w przyszłym roku.
Jak twierdzą członkowie Wspólnoty Królowej Pokoju, to Boża Opatrzność ukierunkowała ich działania. – Dwanaście ołtarzy – gwiazd w koronie Matki Bożej – to ma być dwanaście głównych miejsc, stanowiących centra modlitwy o pokój. Mają być tak rozlokowane, aby tą modlitwą otoczyć cały świat – wyjaśnia Bogusław Olszonowicz. Przed umieszczeniem w miejscu przeznaczenia każdy z ołtarzy odbywa swoistą pielgrzymkę po świecie. Wystawiany jest w różnych kościołach. To rodzi duchowe owoce.
– Każdy z nich traktowany jest jako swoiste naczynie. Zanim dojedzie na miejsce przeznaczenia, jest napełniany modlitwą – wyjaśnia Olszonowicz. – Mimo że ołtarz wyjeżdża, w ludziach pozostaje pragnienie adoracji Najświętszego Sakramentu. Te ołtarze budzą głód Boga – ocenia Kamil Drapikowski, syn artysty. – Ta sztuka ma być teocentryczna. Ona nie ma kierować uwagi na autora, na człowieka. Tylko wtedy, gdy pomaga w modlitwie, daje satysfakcję – zaznacza Kamil.
Praca jak ikona
Powstawaniu ołtarzy towarzyszy nieustanna modlitwa artystów. – Te prace trzeba tworzyć jak ikonę. To nie są tylko poklejone rzemieślniczo kawałki bursztynu. Wówczas nie prowadziłyby do Boga – stwierdza M. Drapikowski. – To nie jest kwestia doboru techniki artystycznej, która ma wydać jakiś efekt wizualny. Każdy z tych elementów jest wynikiem modlitwy – zaznacza Olszonowicz, podkreślając jednocześnie, że tworzeniu dzieła towarzyszą liczne konsultacje z teologami i biblistami. Drapikowski stanowczo podkreśla też znaczenie zespołu w powstaniu efektu finalnego. – To, co powstaje, nie jest emocją jednego człowieka. To emocja ludzi, którzy tu pracują. Uzupełniamy się wzajemnie. Dopingujemy siebie nawzajem. To zespół artystów, którzy w pracowni Mariusza i Kamila Drapikowskich tworzą te dzieła. Kiedy mówi się, że jest to ołtarz Drapikowskiego, jest to oczywista nieprawda – stwierdza.
Początkowo przeznaczony dla Kibeho ołtarz miał być eksponowany podczas ŚDM w Świątyni Opatrzności Bożej. Kiedy jednak okazało się, że papież nie przyjedzie do Warszawy, postanowiono, że posłuży podczas jednego z centralnych z nim spotkań.
– Spotkanie odbywać się będzie na Polach Miłosierdzia. Chcemy przed Najświętszym Sakramentem wypraszać pokój i miłosierdzie dla całego świata, bo jedno z drugiego wynika. W tym ołtarzu mamy świadków miłosierdzia: św. Faustynę i św. Jana Pawła II. Wpisuje się on w modlitwę o pokój i miłosierdzie Boże, tak jakby był do tego miejsca zaprojektowany. Ktoś powie: przypadek. A ja nie wierzę w przypadki – podsumowuje Mariusz Drapikowski.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wychowanie seksualne zgodnie z Konstytucją pozostaje w kompetencjach rodziców, a nie państwa”
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.