Ks. dr hab. Jan Kochel, profesor Uniwersytetu Opolskiego, mówi o Szkole Słowa Bożego kard. Martiniego, zainteresowaniu Pismem Świętym i internetowym projekcie.
Klaudia Cwołek: Czy szkoła pod adresem ssb24.pl to jest rzeczywistość tylko wirtualna, czy działacie też w inny sposób?
Ks. dr hab. Jan Kochel: Nasza Szkoła Słowa Bożego powstała jako próba wprowadzenia w lectio divina – w „Boże czytanie”, czyli modlitewne czytanie Pisma Świętego. W połowie lat 90. XX w. byłem na stypendium we Włoszech i w Mediolanie spotkałem się z kard. Carlo Maria Martinim. To on jest twórcą nazwy Szkoły Słowa Bożego (Scuola della Parola), którą od lat 80. prowadził na żywo w swojej diecezji i która wydała piękne owoce. Kiedy miałem okazję z nim rozmawiać, poprosiłem o możliwość realizowania tego pomysłu na terenie Polski. Zgodził się i dał mi placet na rozpowszechnienie idei w naszym kraju. Później, razem z naszym biskupem Janem Wieczorkiem, napisaliśmy do niego list z prośbą o opinię na temat takiej szkoły w internecie. Dostaliśmy piękną odpowiedź, którą można przeczytać na naszej stronie. I tak to się wszystko zaczęło.
Początkowo szkoła działała w miejscach, gdzie byłem duszpasterzem. Pierwsza edycja na żywo była w Laskach pod Warszawą, z którymi jestem związany od lat studenckich. Potem robiłem takie spotkania na Giszowcu, w Strzybnicy, Gliwicach i Bojkowie.
Jak rozwijała się idea kard. Martiniego?
Szkoła jest wprowadzeniem w lectio divina w formie, jaką zaproponował kardynał, odpowiadając na potrzeby młodzieży. Młodzi ludzie sami przyszli do niego, krótko po wyborze na stolicę arcybiskupią w Mediolanie, i poprosili, aby uczył ich czytać Pismo Święte. On ich zaprosił i zaproponował im typową lectio divina, która polegała na tym, że czytano fragment Biblii, później było wprowadzenie kardynała, zakończone pytaniami, a potem młodzież zostawała na dłuższą chwilę w ciszy, żeby medytować słowo Boże. Wszystko kończyło się wspólną modlitwą. W tej praktyce ciekawym momentem jest adoracja Słowa. Na własne oczy widziałem we Włoszech młodzież z Pismem Świętym, skupioną, która z ołówkiem w ręku podkreślała sobie coś w tekście swojego egzemplarza.
W latach 80. i 90. w diecezji mediolańskiej Szkoła Słowa Bożego miała ogromną popularność, to był piękny czas jej rozwoju. Później powoli przenosiła się także do innych krajów. Kiedy rozpocząłem pracę na Uniwersytecie Opolskim i w seminarium duchownym, zaprosiłem kleryków i studentów świeckich do internetowej formy tej szkoły. Ma ona być zachętą albo do indywidualnej lectio divina, albo do tworzenia małych grup.
Czy prowadzi Ksiądz dalej także spotkania szkoły w realu?
Obecnie mam grupę w parafii na Trynku w Gliwicach, która działa w ramach Ruchu Czystych Serc. Spotykamy się dwa razy w miesiącu. Jedno spotkanie jest formacyjne, a drugie modlitewne, właśnie w tym duchu. Po Mszy Świętej, przed Panem Jezusem wystawionym w Najświętszym Sakramencie, robimy lectio divina do tekstu biblijnego przeznaczonego na dany dzień. Na stronie internetowej wyróżnione są wyraźnie cztery części, które odpowiadają etapom lectio divina, czyli: czytaj, rozważ, módl się i żyj Słowem! Zwykle jako czwarty krok podaje się kontemplację, a potem czasami jeszcze działanie.
Skąd ta różnica? To nie jest różnica. Od samego początku tzw. actio, czyli zachęta, by żyć Słowem, była obecna w klasycznym, średniowiecznym lectio divina. Kardynał Martini mówi nawet o ośmiu etapach, nawiązując do ośmiu filarów mostu. Starożytny rzymski most był tak zbudowany, że były cztery filary dojścia do szczytu i cztery filary zejścia. A więc lectio, meditatio, oratio, contemplatio – to jest wspinanie się na szczyt. Ale potem trzeba zejść do codzienności tak, żeby słowo Boże wcielić w życie. Taka jest biblijna idea. Bo nie jest sztuką jedynie zagłębić się w Słowo, ale trzeba to Słowo wprowadzić w konkret. Jak mówił Pan Jezus, błogosławiony jest ten, kto słucha słowa Bożego i wypełnia, wciela je – tak jak Matka Boża. Więc actio – działanie musi być finałem lectio divina.
Metafora mostu na ośmiu filarach kard. Martiniego najbardziej mnie przekonuje, bo to jest bliskie współczesności. Średniowieczny mnich mógł bardziej trwać w kontemplacji, a dzisiejszy człowiek musi od słowa przejść do życia, wcielić je, żyć nim. To jest najważniejsze. Na naszej stronie internetowej te osiem filarów sprowadzamy do czterech – trzy są modlitewne, a jeden praktyczny, który nazywamy „Żyj Słowem!”. Zawsze dajemy podpowiedź, jak można to zrobić. Na przykład w jednym z rozważań kleryk zaproponował, żeby na modlitwie poszukać z Jezusem, co najpilniej powinienem dobrego zrobić w moim środowisku. Ma to być konkretny czyn, który będzie wypływał ze słowa Bożego.
Czy wiadomo, kto korzysta z Waszej strony?
Jakieś informacje zwrotne pojawiają się na Facebooku i Twitterze. Dla mnie najcenniejsze jest to, że mamy wiele odsłon, około 2 tysięcy wejść dziennie. Jak na tego typu stronę to dużo i ten poziom mniej więcej się utrzymuje. Od początku uruchomienia mamy prawie 2 miliony wejść. Ale nie ma poczucia wspólnoty, bo nie znacie się… To prawda, nie jest to realna wspólnota. Jest to jednak krąg ludzi, którzy są zainteresowani Pismem Świętym, którzy je czytają, chcą się nim modlić. I w tym znaczeniu jest to jakaś żywa wspólnota, bo ktoś, kto nie ma takiego zainteresowania i potrzeby, nie wchodzi na naszą stronę. Ile osób zaangażowanych jest w jej tworzenie? Są to głównie trzej księża: ks. Artur Sepioło, ks. Franciszek Koenig i ja oraz grupa około dziesięciu stałych współpracowników, w której są klerycy, siostry zakonne i osoby świeckie. Jedna niewidoma osoba skontaktowała się ze mną z prośbą, żeby było więcej tekstów nagranych. Dlatego wprowadziliśmy też taką formę.
Obecnie proponujemy cykl „Bramy miłosierdzia”, dostępny w formie tekstowej i audio, nagranej przez zawodowego aktora. Na naszej stronie mamy też strefę muzyczną. Zajmuje się nią jeden z naszych współpracowników – organista, który co niedzielę dobiera muzykę do tekstu biblijnego.
Wspomniał Ksiądz, że jesteście powiązani z Facebookiem i Twitterem, gdzie interakcja jest zwykle bardziej intensywna. Czy w związku z tym ktoś zgłaszał potrzebę spotkań także w realu?
Do mnie taka prośba nie dotarła. A czy Ksiądz widzi taką potrzebę? Myślę, że dzisiaj jest tyle propozycji różnych grup i kręgów biblijnych, że jeśli ktoś szuka czegoś takiego, to znajdzie. Nasza strona może być pomocą dla osób, które już są w nie zaangażowane, a potrzebują pogłębienia formacji biblijnej. To jest jeden z celów tej strony – służyć pomocą grupom, które już funkcjonują, które chcą czegoś więcej. Stale proponujemy dwa zasadnicze cykle: liturgiczny z rozważaniami na niedziele i święta oraz tematyczny. Co tydzień są one uaktualniane. W tej wersji, jaką teraz mamy, działamy od 2011 roku, a w ogóle w internecie szkoła z błogosławieństwem kard. Martiniego obecna jest już 14 lat.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.