O budowie miasteczka pod Krakowem, specjalnych pociągach, spotkaniu na 5 tys. osób i rekolekcjach zmieniających życie z Olgą Ciechańską, rzecznikiem prasowym Biura ŚDM diecezji łowickiej, i Arkadiuszem Nalejem z sekcji ewangelizacyjnej przygotowań do ŚDM w diecezji rozmawia Agnieszka Napiórkowska.
Czy na koniec możecie opowiedzieć o Waszej drodze wzrostu. I o tym, co sprawiło, że zaangażowaliście się w przygotowania do ŚDM?
O.C.: Właśnie mija rok od czasu, kiedy ks. Tomasz Staszewski podczas kolędy zaprosił mnie na rekolekcje „Młodzi na maxa”. Wcześniej zapraszała mnie na nie moja mama. Odpowiedziałam jej, że „na maxa”, to się można tylko zjarać i że w takie rzeczy to ja nie wierzę. Odpuściła. Muszę przyznać, że przed „Młodymi na maxa” moje życie było poukładane. Zostałam wychowana w rodzinie, w której chodziło się codziennie do kościoła. Miałam wrażenie, że wiara mojej babci i mamy była pogłębiona. Moja zaś – płytka i powierzchowna. Jako dziecko śpiewałam w scholi. Moje drogi z Panem Bogiem zaczęły się rozjeżdżać, gdy poszłam do liceum w Warszawie. Tam pojawiły się nowe znajomości i pokusy życia doczesnego. Jeszcze gorzej było na studiach. Dziś wiem, że przez te lata Pan Bóg był blisko mnie, tylko ja tego nie zauważałam. Pewnego dnia, gdy przeżywałam rozstanie ze swoim chłopakiem i snułam się po domu jak pies, po kolędzie przyszedł wspomniany już ks. Tomasz. Przyszedł z kościoła, z którego księża wcześniej nie przychodzili. Mój dom leży na pograniczu dwóch parafii, dlatego śmiejemy się, że nie wiadomo, do której należy. Dziś przyjście ks. Tomka traktuję jak mały cud. Podczas rozmowy przybliżył mi idę ŚDM i zaprosił na rekolekcje, mówiąc, że nie może mnie na nich zabraknąć. Walka trwała do końca. Były różne przeciwności. Na szczęście udało się. Pojechałam.
Na rekolekcjach moje drogi z Panem Bogiem się spotkały. To było niezwykłe doświadczenie miłości, której do tej pory nie miałam szansy zaznać. Miłości prawdziwej i za darmo. Uświadomiłam też sobie, że bez względu na to, ile błędów bym nie popełniła, On zawsze będzie mnie kochał. Po tym odkryciu przeryczałam trzy godziny. To było błogosławione uświadomienie. Podczas rekolekcji zawierzyłam się Jezusowi. Od tamtego momentu czuję Jego obecność zarówno w chwilach radości, jak i porażek, upadków. Wiem też, że ma On wobec mnie plan. I że wszystko, co najlepsze w moim życiu, dopiero przede mną. Po rekolekcjach w czasie podsumowania zdecydowałam się na służbę w sekcji medialnej. Tam mnie złowiła Agata Michalak. I tak zostałam rzecznikiem prasowym.
Doświadczenie bycia we wspólnocie z młodzieżą ŚDM, która jest bardzo zaangażowana, jest niesamowitym i bardzo radosnym czasem. Ogromnym szczęściem jest dla mnie uświadamianie młodym, jaki potencjał w nich tkwi i jak wiele mogą w swoim życiu osiągnąć – bez względu na to, gdzie są dzisiaj. Jeszcze przeszło rok temu, gdyby ktoś mi powiedział, że więcej szczęścia jest w dawaniu niż w braniu, to bym mu powiedziała: „No to daj mi”. Dziś, powiedziałabym: „No to masz”. Obecnie ciągle się zastanawiam, co będzie po ŚDM. Czy to wszystko rozejdzie się po kościach czy może powstanie coś nowego? Na pewno będzie to koniec pewnego etapu. Ale jednocześnie początek czegoś nowego, niesamowitego.
A.N.: W nawiązaniu do tego, co powiedziała Olga, muszę przyznać, że czas niepokoju o to, co dalej, mam już za sobą. Ufam, że nasze przygotowanie i ŚDM będą boomem i eksplozją duchową, która wyda owoce. Mam przed oczami tę perspektywę. A to, że tutaj jestem, że angażuję się w przygotowania do ŚDM, jest historią nie z tej ziemi. Pan Bóg mnie złapał w 2008 roku. Wtedy żyłem w grzechu, w totalnej ciemności i uzależnieniach. On mnie zaprosił na rekolekcje Odnowy w Duchu Świętym, na których doświadczyłem, że On jest Osobą, że mnie kocha. To doświadczenie i uwolnienie od nałogów tak zmieniło moje życie, że zapragnąłem o tym mówić. To było szaleństwo. Robiłem to na szkolnych korytarzach i wszędzie tam, gdzie byłem. W szkole ciągle modliłem się za ludzi. Oni najpierw się ze mnie śmiali, ale potem na osobności przychodzili i dopytywali o Jezusa. Tak posługiwałem przez kilka lat. Ze wspólnotą prowadziłem kursy ewangelizacyjne dla młodzieży przy parafii. W końcu rozeznaliśmy, że chcemy coś zrobić dla młodych w naszej diecezji. Próbowaliśmy nawet robić w Żyrardowie jakieś spotkania dla młodzieży, ale jakoś to nie wypalało.
Nasze poszukiwania woli Bożej zbiegły się z ŚDM w Rio. Wtedy powstał pomysł zrobienia „Rio w Żyrardowie”. Poszliśmy do ks. proboszcza, do ks. dziekana. Propozycja im się spodobała. Inicjatywę poparł także biskup ordynariusz. Od tego wszystko się zaczęło. Dla mnie to jest czyste działanie Pana Boga. Dziś rozumiem, że ŚDM nie są celem. One są dla ewangelizacji. Dlatego mam nadzieję, że dalej coś z tego powstanie. Zresztą już przy parafiach powstało wiele wspólnot. To jest ogromny owoc. Mam też nadzieję, że w przyszłym roku także będą rekolekcje „Młodzi na maxa”, na które wszystkich zapraszamy.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.