– Dziesięć lat jestem kapłanem, ale modlitwę z żołnierzami przeżywam jako coś zupełnie wyjątkowego. Jakbym uczył się modlić od nowa – mówi ks. Lubomyr Jaworskij, greckokatolicki ksiądz, który od wielu miesięcy jest kapelanem na wschodniej Ukrainie. W ciągu ostatniego roku kilkuset kapłanów z różnych Kościołów pojechało ochotniczo na front do Donbasu.
Na Ukrainie służba kapelańska nie ma uregulowanego statusu. To ciągle jest wolontariat. Kapelani nie mają stopni wojskowych, nie otrzymują żołdu. Nie są nawet ubezpieczeni na wypadek ran, kontuzji czy śmierci. Do tej pory żaden z nich nie zginął, ale kilku było już rannych. Leczyli się później na koszt swej parafii bądź diecezji, która zapewnia im także mundur, kamizelkę kuloodporną oraz organizuje pomoc przy wyjazdach. Przebywają wśród żołnierzy przez kilka czy kilkanaście dni albo kilka tygodni. Wielu z nich po powrocie utrzymuje łączność z żołnierzami. Jeśli w jednostce jest jakaś sytuacja wymagająca obecności kapelana, dowódca dzwoni po niego, a on wyrusza w drogę. Kapelani przywożą ze sobą żywność, ciepłą odzież oraz listy od najbliższych. Sprawują liturgię w polowych namiotach, adaptowanych na cele kultu. Udzielają sakramentów, a także prowadzą katechezę. W przypadku kapelanów prawosławnych bądź greckokatolickich, którzy mają rodziny, zgodę na ich posługę w strefie działań wojennych musi wrazić nie tylko biskup, ale także żona.
Bliżej podejść się nie dało
Najwięcej kapelanów, ponad 120, poszło służyć w rejon tzw. Operacji Antyterrorystycznej (ATO) z Kościoła greckokatolickiego. Jednym z pierwszych był o. Lubomyr Jaworskij ze Lwowa, który dzisiaj w Kijowie koordynuje pracę kapelanów. On się już do tego przyzwyczaił, rodzina mniej. Każdy wyjazd na front jest dla jego najbliższych wyzwaniem. – W tym roku w czasie Wielkanocy brakowało kapłanów, którzy mogliby spędzić święta wśród żołnierzy – wspomina. – Księża mają swoje parafie, musieli tam pozostać. Musiałem więc wybrać się do jednostek sam. Żona nie była tym pomysłem uszczęśliwiona. „Niech jadą zakonnicy, którzy nie mają rodzin” – przekonywała. W końcu jednak pogodziła się z tym, że na święta zostanie sama z dziećmi. Ja zaś spędziłem je z żołnierzami w Krymskoje, miejscowości położonej na tzw. Bachmuckiej Trasie, ciągnącej się od granicy ukraińsko-rosyjskiej, gdzie wówczas toczyły się zaciekłe walki. Znalazłem się na pierwszej linii. Bliżej już podejść się nie dało.
Widziałem pozycje separatystów niemal na wyciągnięcie ręki. Nasi żołnierze mówili, że nigdy w tych miejscach nie widzieli kapelanów. Kiedy odprawiałem polową Mszę św., ostrzał nie ustał. Jednak żaden z żołnierzy nawet na moment nie opuścił tego terenu. Bałem się tak bardzo, że nawet nie włożyłem szat liturgicznych. Na szczęście nic nam się nie stało. Bardzo mocno jednak wtedy poczułem, że złe siły nie chciały, abym sprawował tam Eucharystię. Uważam, że była to najpiękniejsza Wielkanoc w moim życiu. Dla żołnierzy także było ważne, że kapłan był z nimi w czasie świąt. Sprawdzianem wiarygodności kapelana jest to, czy zostaje z żołnierzami na ich pozycjach na noc. Ma być z nimi w schronie, kiedy ich pozycje są ostrzeliwane przez artylerię przeciwnika. Ma być obok, kiedy wszystkich ogarnia strach, że kolejny pocisk uderzy właśnie w ten schron czy okop. Jeśli w takiej chwili nie uciekasz, modlisz się, żołnierz wierzy w twoją modlitwę – opowiada ks. Lubomyr. – Oczywiście nie udaje nam się trafić do wszystkich. Ale nawet jeśli nasza posługa jest potrzebna tylko jednemu żołnierzowi, warto przyjechać dla tego jednego, który później mówi, że bardzo czekał na księdza, bo chciał się wyspowiadać, a potem przystąpić do Komunii św. I wtedy wiesz – mówi ks. Lubomyr – że byłeś temu jednemu żołnierzowi bardzo potrzebny. Pokrzepiłeś go, spowodowałeś, że przestał się bać.
Oczekują od nas świadectwa
Za przykładem grekokatolików na front pojechali kapłani prawosławni z Patriarchatu Kijowskiego oraz Ukraińskiego Kościoła Autokefalicznego. Obecnie w strefie ATO pracuje ponad stu kapelanów z Patriarchatu Kijowskiego. Ich przyjazdy koordynują tzw. kapelani sektorowi, którzy są przydzieleni do czterech sektorów ATO. Ks. Igor Michaliszyn pochodzi z Zakarpacia, ale od dawna pracuje w Kijowie. Ma żonę i trójkę dzieci. Rodzina bardzo przeżywa jego wyjazd na front, ale wszyscy rozumieją, że taka jest jego powinność.
Najtrudniejsze chwile przeżywał wśród żołnierzy batalionu Kijowska Ruś, walczącego m.in. pod Debalcewem. – Trzeba tam było towarzyszyć żołnierzom na posterunkach, które znajdowały się pod ogniem. Ale nie było innego wyjścia – wspomina. – Najważniejszym zadaniem kapelana jest troska o życie religijne żołnierza, ale aby ta posługa była efektywna, kapelan musi być blisko niego. Wielu z nas stale przebywa z żołnierzami na pierwszej linii frontu. Towarzyszymy im w czasie służby na posterunkach, co jest często niebezpieczne, gdyż człowiek wystawiony jest na ostrzał. Śpimy razem z nimi w schronach, dzielimy z nimi wszystkie trudne chwile. Służymy wszystkim chrześcijanom, niezależnie od wyznania, i to także jest ważne doświadczenie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.