Reguła karczmy

O historii pewnej nocy w gospodzie, dialogu z heretykami i mitach o wędrownym kaznodziejstwie z o. Tomaszem Gałuszką OP, z okazji jubileuszu 800-lecia dominikanów rozmawia Jacek Dziedzina.

Reklama

Tak samo dla Dominika był to moment przekroczenia pewnego obrzydzenia, które mogło wynikać z tego, że ktoś tkwi w kompletnych fałszach i gada głupoty. Od tego momentu Dominik zrozumiał, że potrzeba w Kościele ludzi, którzy będą całkowicie oddani rozmowie, którzy będą przekraczali to obrzydzenie, które może sprawiać, że się nie chce rozmawiać z inaczej myślącymi i od razu się ich odrzuca. O wiele łatwiej jest takich odrzucić, a trędowatych zamknąć w obozach. Dominikanie są powołani do takich ludzi. I takich ludzi mamy wokół siebie. W naszych kościołach jest wiele osób, które nie pojawią się w innych miejscach, wiedząc, że wzbudzają obrzydzenie z powodu niewłaściwych poglądów. My mamy to w naturze, nas ciągnie do ludzi inaczej myślących. Ale jednocześnie Dominik był człowiekiem Kościoła.

Obracał się wśród biskupów, nigdy nie porzucił Kościoła dla inaczej myślących. Był w stanie skutecznie wychodzić do tych ludzi tylko dlatego, że był zakorzeniony w Kościele. Świetnie znał teologię, był hiperortodoksyjny, bo tylko wtedy działalność duszpasterska jest skuteczna, kiedy nie głosimy siebie, ale Chrystusa, i to, co Kościół podaje. Nas będzie ciągnąć do tych ludzi zawsze. Jak wilka do lasu – tak dominikanina do heretyka.

Dominikanom łatwej poszło z uzyskaniem akceptacji papieża niż franciszkanom. Czy nie dlatego właśnie, że nadawali się do rozprawiania się z heretykami, podczas gdy franciszkanie uwierali trochę swoim radykalnym ubóstwem?

Nasz zakon nie powstał, aby walczyć z heretykami. Spotkanie w karczmie nie było walką. Dominik był tam w mniejszości i to on mógł być atakowany. Dominikanie powstają jako odpowiedź na wykluczonych oraz na brak kaznodziejów. Sobór Laterański IV w 1215 roku wprowadził kanon 10., który nakładał na wszystkich biskupów obowiązek wyznaczenia kaznodziejów. To był przełomowy, proroczy kanon, bo wtedy Kościół nie miał takiej liczby księży, żeby wypełnić własny przepis. To pokazuje też proroczą mądrość synodów i soborów: ustalają przepis, lecz nikt nie wie jak go zrealizować. Rok później pojawiają się dominikanie oficjalnie i nagle Bóg daje ludzi, którzy konkretnie realizują kanon 10. soboru. My jesteśmy dziećmi Soboru Laterańskiego IV. Jesteśmy dziećmi proroctwa, wielkiego marzenia Kościoła, żeby wszędzie byli kaznodzieje.

A franciszkanie cieszyli się podobną estymą jak dominikanie. Dominikanie i franciszkanie byli jak dwaj synowie papieża, szczególnie Grzegorza IX, który był bliskim przyjacielem i Dominika, i Franciszka. Na Dominika patrzył jak na starszego syna, bardzo rozważnego, a na Franciszka jak na młodszego syna, który jest umiłowany. Ojciec też nie mówi, którego syna bardziej kocha, każde dziecko traktuje inaczej. Ja patrząc na historię, widzę, że dominikanie to był ten starszy syn, który potrafił zająć się sam swoimi problemami, był roztropny, zdyscyplinowany, a młodszemu synowi trzeba było czasami pomóc. To dlatego Grzegorz IX mocno interweniuje przy ustawodawstwie franciszkańskim, a później musi co chwila korygować i wzywać syna.

Zakonny humor: w kościele zgasło światło, wołają franciszkanina i dominikanina – franciszkanin śpiewa pieśń pochwalną na cześć siostry ciemności, a dominikanin zastanawia się, skąd się wzięła ciemność… Co jest ważniejsze u dominikanów: duchowość czy życie intelektualne?

To o tyle trudne pytanie, że tu wychodzi kolejny stereotyp, gdzie studium, poznanie intelektualne stało się domeną nauki, odbywa się przy biurku, w laboratorium, w sali wykładowej. Natomiast w średniowieczu studium było traktowane jako miejsce, w którym człowiek ma dostęp do Boga, do prawdy, jako forma pobożności, rozwoju życia duchowego, nigdy to nie było oddzielane. Dopiero XIV wiek wprowadza mocne oddzielenie religijności od pracy naukowej. W XIII wieku wszyscy studiując, jednocześnie się modlili. Studium zatem było formą życia duchowego. I jeśli ktoś w zakonie to oddziela, to jest jakaś patologia. Dominikanin studiując, robi to samo, gdy odmawia Różaniec. Życie naukowe, intelektualne to jest forma duchowości. To jest wpisane w naszą naturę, to też forma naszego poznawania Boga, uczestniczenia w całym poznawaniu rzeczywistości. Dlatego u nas bracia studiują do samej śmierci.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

TAGI| KOŚCIÓŁ

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama