– Bóg nie wiąże sobie rąk sakramentami, a moc Eucharystii jest tak duża, że jest w stanie oczyszczać i zmieniać każde życie – mówił o. Jacek Szymczak OP.
Dziś uważają, że ich małżeństwa nie opierały się na prawdzie i Bogu. – Na pierwszym miejscu był mąż, nie Bóg. Teraz wiem, jakie to złudne. A wówczas wydawało mi się to takie cudowne. Bo ślub kościelny, niby wszystko w porządku, a człowiek z czasem odszedł od Boga. Nie wiem, dlaczego tak się stało. Kościół nie był tak ważny. Dziś to widzę, wszystko zepsuło się, bo nie było Boga. Zastanawiam się, jak to przekazać dzieciom. Bóg musi być na pierwszym miejscu. Zrozumiałam to, przechodząc przez trudne, bolesne chwile – wyznaje Bożena.
Mirosław dodaje, że wiele par uczestniczących w rekolekcjach na pierwszym miejscu stawia właśnie Boga, że potrafią wzajemnie się motywować, wydobywać to, co w drugiej osobie jest najlepsze. – One głębiej żyją w Kościele niż wcześniej. Nawet o. Jacek poprosił nas, abyśmy zastanowili się i porównali siebie dawniej i dziś, w kontekście głębi przeżywania wiary, bliskości z Jezusem. Kiedyś Kościół był daleko, we mnie byle jaka religijność, a w tej chwili jest wiara... Zmieniło się – uważa Bożena.
Docierać do źródła
Duszpasterstwo osób niesakramentalnych w Polsce nieustannie się rozwija. Powstaje coraz więcej wspólnot. – W Kościele nie jest to niczym nowym. Gdzieś u podstaw leży papieski dokument z 1981 r., adhortacja „Familiaris consortio”, która mówi o potrzebie otoczenia osób żyjących w sytuacji innej niż małżeństwo sakramentalne opieką duszpasterską. Oczywiście, nie mam tu na myśli osób, które nie mając przeszkód, zwlekają ze ślubem lub żyją na kocią łapę – mówi o. Jacek, który prowadzi wspólnotę w Warszawie.
Opowiada o różnych historiach życia, wyjaśniając, że związki niesakramentalne to przeróżne historie życia, często pełnie zranień, przemocy, poniżenia, i lęku i łez. Co para to inna historia. – Oni, mimo strachu, wchodzą w nowe relacje, wierzę, że oparte na miłości, odpowiedzialności, zaufaniu i wierności. Ale czyniąc to, biorą na siebie konsekwencje braku dostępu do sakramentów. Zawsze tłumaczę, że to, co dzieje się dzisiaj, jest konsekwencją ich wcześniejszych decyzji. Często za rozpadem ich małżeństwa sakramentalnego stał grzech, czasem żyli w ogóle bez Boga. Oni muszą docierać do źródła, skąd się to wszystko wzięło. Czy odeszliście od Boga po rozpadzie małżeństwa, czy wcześniej? Co było przyczyną? – opowiada o. Jacek.
Swoje duszpasterstwo porównuje do postawy Dobrego Pasterza, który opuszcza stado owiec, by poszukać tej zagubionej. Ale tylko po to, aby przyprowadzić ją do stada. – Pragnę przyprowadzać tych ludzi do Kościoła, ale tak naprawdę nie z zewnątrz, bo oni nigdy poza Kościołem nie byli. By oni uświadomili sobie, że są w jego centrum – podkreśla. Przypomina myśl ks. Pasierba, który stwierdził, że Kościół jest niczym szpital i widok chorych, cierpiących i niedomagających w szpitalu nie powinien nikogo razić. – Jezus nie przyszedł do sprawiedliwych. „Pasterze, gdzie jesteście? Dlaczego nie idziecie po owce?” – pyta Bóg w Księdze Ezechiela – cytuje o. Jacek.
Podczas rekolekcji podkreślał, że sakramentem, który daje im prawo do życia z Jezusem, jest chrzest. To brama do wszystkiego. – Myślę, że fundamentem jest to, czy trwasz blisko Jezusa, czy karmisz się słowem Bożym. Bóg nie wiąże sobie rąk sakramentami, a moc Eucharystii jest tak duża, że jest w stanie oczyszczać i zmieniać moje życie, nie ja, moje gesty i działania, ale łaska Boga, której logika nie ma nic wspólnego z logiką człowieka – dodaje.
Wszystko przez Matkę Boską
– Chcieliśmy dowiedzieć się, jak być bliżej Boga w związku niesakramentalnym – mówi Krzysztof. – Umocnić się, choć czujemy się tak mocni, że nikt nas od Boga nie oderwie. Pragniemy bliskości Boga – dodaje Hanna. Opowiadają o swojej codzienności, że odczuwają, iż Bóg ich kocha, że ich nie opuścił. Mimo tego, kiedy inni idą do Komunii, a oni muszą pozostać w ławkach, czują ból. – Niejednokrotnie mówiłam, że nie odczuwam pełni, jest jakiś ciężar, tęsknota – wyznaje Hanna. Uśmiecha się: – Ale my spotkaliśmy wspaniałych kapłanów, oni nas prowadzą ku Bogu – dodaje.
Kiedy ks. Tomasz wyjechał na studia do Warszawy, poznali ks. Janusza, jechali do Gietrzwałdu na Mszę św., a on zatrzymywał samochody, by ktoś go podwiózł. – Przyjaźnimy się do dziś – uśmiecha się Hanna. Później ks. Krzysztof, ks. Karol. – Kiedy księża chodzili po kolędzie, długo z nimi rozmawialiśmy, pytaliśmy i pytaliśmy. Drążyliśmy, chcieliśmy usłyszeć coś na temat związków niesakramentalnych. My łaknęliśmy. Początkowo czułam się zagubiona, a kapłani otwierali nam oczy. Ks. Janusz zawsze tłumaczył: „Ależ dziecko, przecież Pan Bóg ciągle cię kocha, On ciebie nie odrzucił. A Matka Boska, jak Ona ciebie kocha. A ty? Ty jesteś w Nią wpatrzona. Widzę to”. Teraz o. Jacek powiedział, że najważniejszy jest chrzest i żeby nie odchodzić od Boga – mówi Hanna. I opowiada, że kiedy wyjeżdżają, zawsze zajeżdżają do Gietrzwałdu, by pożegnać się z Matką Boską, kiedy wracają, zajeżdżają, by się z Matką przywitać. – W tym roku, ciarki mam, szłam szczęśliwa przez cały kościół, uklękłam przed obrazem i wzruszona byłam, że jestem u Mamy, że jestem w domu. Jak wcześniej cały czas płakałam, tak teraz patrzę na Matkę Boską i się uśmiecham, jestem szczęśliwa – wyznaje.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.