O kuszeniu Pana Boga, powołaniach w Kraju Słońca i małej franciszkańskiej trzódce z o. Dariuszem Mazurkiem OFMConv rozmawia Jędrzej Rams.
Jędrzej Rams: To, że Ojciec pracuje dzisiaj w Ameryce Południowej, jest podobno owocem obejrzenia filmu o naszych męczennikach...
O. Dariusz Mazurek OFMConv.: W styczniu 1992 r. zupełnie przypadkowo, jak się wydawało, natrafiłem na dokument o franciszkańskich misjonarzach, o. Zbigniewie Strzałkowskim i o. Michale Tomaszku, którzy w sierpniu 1991 r. zostali w Peru zamordowani przez terrorystów z lewicowej organizacji „Świetlisty Szlak”. Po obejrzeniu filmu zapragnąłem natychmiast pojechać na misje, ale pracowałem wówczas w służbie zdrowia i nie zarabiałem tyle, żeby po prostu kupić bilet i polecieć. Ale pragnienie było i można powiedzieć, że choć wokół panowała zima, w moim sercu zapanowała pełna radości wiosna.
To był łatwy wybór? Rzucić wszystko ze względu na film o „jakichś tam” męczennikach?
Powiedziałem Panu Bogu (takie mam radosne myśli o tych misjach): „Jeśli chcesz mi coś powiedzieć, Boże, to mi mów, ale codziennie”. Pewnego dnia poszedłem na Mszę św. i zacząłem „kusić” Pana Boga: „Chcę, żeby ten ksiądz zaczął teraz mówić o misjach”. I chwilę później słyszę kazanie o ojcach Tomaszku i Strzałkowskim!
Łatwa była więc droga na te misje...
Nie do końca. Pamiętałem, że św. Franciszek miał problem, gdy przyszli do niego pierwsi bracia. Co wówczas zrobił? Pomodlił się i otworzył Pismo Święte na chybił trafił. Zrobiłem podobnie. Trafiłem na zdanie: „Jakże mieli słyszeć, skoro im nikt nie głosił, jakże mieli głosić, skoro nikt im nie został posłany... Jak piękne są stopy tych, którzy zwiastują Dobrą Nowinę”. Piękna odpowiedź Boga! Zacząłem planować, jak się wybrać na misje. Ubzdurałem sobie, że chcę pojechać studiować do Hiszpanii, by tam przygotować się, jak niegdyś czynili to pierwsi misjonarze. Dlatego spytałem Boga i znów otworzyłem Pismo Święte. W 15. rozdziale Listu św. Pawła do Rzymian trafiłem na słowa o Hiszpanii! Nie wiedziałem, że w Piśmie Świętym jest o niej mowa! Po wielu ciekawych perypetiach, przez Rzym, w końcu trafiłem do Hiszpanii, a po roku byłem już w Peru na misiach. Jeszcze jako osoba świecka. Dopiero przede mną była decyzja o wstąpieniu do zakonu franciszkanów konwentualnych.
Nie wszyscy wiedzą, że nasi ojcowie męczennicy byli tak naprawdę pierwszymi franciszkanami w Peru. Oni tworzyli dopiero zręby waszego tam istnienia.
Idea wyruszenia do Peru dla naszego zakonu była tematem, o którym zaczęto konkretniej rozmawiać w roku 1970. Sprawa nabrała jednak rumieńców dopiero w 1983 r., kiedy to poważnie myślano o Chile i Peru. Ponieważ ten pierwszy kraj ze względu na panującą wtedy sytuację polityczną nie został wzięty pod uwagę, skierowano się do drugiego. Po pierwotnych próbach wyboru miejsca, zapoznaniu się z terenem, zainteresowani bracia z Prowincji św. Antoniego ze Stanów Zjednoczonych odstąpili od zamiaru pracy misyjnej w Peru. I tak oto propozycja założenia nowej palcówki misyjnej trafiła do Polski, do krakowskiej Prowincji św. Antoniego i bł. Jakuba Strzemię, która na kontynent Ameryki Łacińskiej wysłała Jarosława Wysoczańskiego, Zbigniewa Strzałkowskiego i Michała Tomaszka. Pierwsi dwaj do Kraju Słońca zawitali już pod koniec 1988 r., natomiast Michał dołączył do nich w połowie roku 1989. Sercem tej misji stało się Pariacoto.
Jak wyglądała praca naszych ojców? Czym „zawinili” wobec komunistycznych morderców ze „Świetlistego Szlaku”?
Otworzenie tej misji w Peru miało zainicjować specyficzną pracę pastoralną w Andach wśród mieszkańców gór, a przede wszystkim wśród ludności wiejskiej Departamentu Ancash. Brano nawet pod uwagę możliwość utworzenia centrum teologiczno-pastoralnego dla tamtejszej ludności. Było to odpowiedzią na tzw. wyzwania inkulturacji, czyli procesu stopniowego wrastania religii w kulturę otaczającego ją społeczeństwa, a także samej służby na rzecz ubogich. Jednak przede wszystkim miano się troszczyć o miejscowe powołania i dlatego też myślano o otwarciu domu formacyjnego. Ojcowie zdecydowali się na organizowanie kursów dla katechistów oraz nauczycieli religii, rekolekcji dla różnych grup z terenów parafii. Współpracowano z siostrami zakonnymi, z miejscową Caritas. Rozdzielano też żywność i zorganizowano kurs dotyczący zainstalowania wody pitnej, zaprojektowano system nawadniający. Ojcowie odwiedzali wiernych rozmieszczonych w przeszło 70 wioskach. Właśnie w niektórych z nich miało miejsce budowanie lub odbudowywanie kaplic.
A ilu dzisiaj żyje franciszkanów w Peru? Są nowe powołania?
Nadal jesteśmy jak mała trzódka, jest nas bowiem 11 franciszkanów na stałe (9 kapłanów i 2 braci zakonnych), podczas gdy kleryków jest 4. Trzeba pamiętać, że nasza obecność w tym kraju liczy tylko ponad 25 lat. Inni franciszkanie są tu bardziej znani i liczniej obecni. Dlaczego? Bo kiedy prawie pięć wieków temu miała miejsce ewangelizacja, król Hiszpanii zabronił braciom z naszego zakonu (franciszkanów konwentualnych) wyjazdu do nowo odkrytych lądów. Przybyli tu bracia mniejsi. •
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.