O tym, jak krakowski zmartwychwstaniec trafił na daleką atlantycką placówkę, z ks. Wiesławem Śpiewakiem CR, biskupem nominatem diecezji Hamilton na Wyspach Bermudzkich, rozmawia Bogdan Gancarz.
Bogdan Gancarz: Papież mianował Księdza biskupem na bardzo dalekich Wyspach Bermudzkich na Atlantyku. Nie jest jednak Ksiądz Bermudczykiem, lecz krakowianinem z Woli Duchackiej.
Bp nominat Wiesław Śpiewak: Sprawdziły się – jak widać – po raz kolejny słowa Bogdana Jańskiego, założyciela naszego zakonu zmartwychwstańców: „Dziwnymi drogami prowadzi nas Bóg do swoich celów”. Urodziłem się w Krakowie 19 października 1963 r. Spędziłem tu niemały kawał swojego życia. Nie zapominam jednak również o głębszych korzeniach. Moi rodzice przyjechali na Wolę Duchacką z gminy Czermin pod Mielcem. Tam zaczęło się ich życie małżeńskie, tam urodziła się również dwójka mego rodzeństwa – starszy o 12 lat brat i starsza o 11 lat siostra.
Czy mały Wiesław już w dzieciństwie marzył o tym, by zostać księdzem?
W dzieciństwie chciałem być ornitologiem. Nasz dom rodzinny jest położony w parku, gdzie pełno było ptaków. Wraz z kolegą z podstawówki Tomkiem Kordulą, który teraz jest profesorem genetyki w Stanach Zjednoczonych, obserwowaliśmy je przez długie godziny. Miałem również duże zacięcie historyczne. W rezultacie jednak, za radą starszego brata, wylądowałem w krakowskim Technikum Energetycznym, choć – po prawdzie – nie miałem żadnych inklinacji elektronicznych.
Czy na decyzję o wstąpieniu do zmartwychwstańców miał wpływ fakt, że prowadzili oni duszpasterstwo w rodzinnej parafii na Woli Duchackiej?
Od II klasy szkoły podstawowej do V klasy technikum byłem ministrantem, pod koniec jako prezes ministrantów parafialnych. Byłem też związany z oazą. W 1978 r. pojechałem pierwszy raz na oazę zmartwychwstańczą do Mszany Górnej. Przeszedłem wszystkie stopnie oazowe, do animatora włącznie. Prowadziłem m.in. oazy przed wstąpieniem do nowicjatu. Gdy już dopuszczałem myśl o obraniu drogi kapłańskiej, nie miałem żadnych dylematów co do tego, że chcę być księdzem zakonnym. Bywałem w ośrodkach powołaniowych paulinów na Jasnej Górze i franciszkanów w Niepokalanowie, by zdobyć informacje. Odmiennością nazwy intrygowali mnie orioniści. Wybrałem jednak w końcu dobrze znanych zmartwychwstańców.
Co działo się potem?
Najpierw był nowicjat w Radziwiłłowie Mazowieckim i pierwsze śluby 15 września 1984 r. Potem 2 lata filozofii w krakowskim Instytucie Teologicznym Księży Misjonarzy, gdzie kształcili się także członkowie innych zakonów. Później moi przełożeni zakonni posłali mnie na studia teologiczne do Rzymu. 11 lipca 1986 r. odleciałem z Warszawy do Wiecznego Miasta, na studia na Uniwersytecie Gregoriańskim. Studiowałem tam przez 3 lata, uzyskałem bakalaureat i wróciłem do Polski. 19 maja 1990 r. zostałem wyświęcony przez bp. Stanisława Smoleńskiego w krakowskim kościele zmartwychwstańców przy ul. Łobzowskiej. Po święceniach pojechałem do naszego Niższego Seminarium Duchownego w Poznaniu. Objąłem tam funkcję wicerektora. W 1992 r. prowincjał o. Kazimierz Wójtowicz przeznaczył mnie do duszpasterstwa powołaniowego. Zostałem równocześnie sekretarzem prowincjała. Zajmowałem się sprawami administracyjnymi prowincji. W 1994 r. wraz z całym prowincjalatem przeniosłem się do Krakowa, do nowej okazałej siedziby przy ul. ks. Pawlickiego. Byłem tu do 1996 r. Potem pracowałem przez rok w naszym ośrodku powołaniowym w Mszanie Górnej.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.