Świadectwo wiary przedstawiają ewangelizatorki Fiona Biggs z Kuala Lumpur i Maja Madej z Nowego Jorku.
Na woodstockowym polu trwają koncerty, ponad 400 tys. osób uczestniczy w festiwalu. Wśród nich można spotkać ewangelizatorów z Przystanku Jezus, jest ich 791 i łatwo rozpoznać ich po pomarańczowych koszulkach, na której widać twarz Jezusa. Przystanek Jezus oferuje przede wszystkim modlitwę oraz wiele ciekawych spotkań, warsztatów, wystawę o prześladowanych chrześcijanach i prezentacje filmów. Wśród ewangelizatorów są siostry zakonne, księża, klerycy oraz misjonarze świeccy z całego świata.
Z czytelnikami „Gościa Niedzielnego” swoim świadectwem wiary dzielą się ewangelizatorki z Malezji i USA.
– Jestem w grupie modlitewnej, której liderem jest John Paul, był w Polsce w ubiegłym roku. Opowiadał nam o Przystanku Jezus i zaproponował, żebyśmy we wspólnocie zrobili coś nowego, żebyśmy pozwolili, by Bóg postawił nam wyzwanie, żebyśmy wyszli z naszej strefy bezpieczeństwa. Przez długi czas zmagałam się z podjęciem decyzji o przyjeździe do Polski i przed miesiącem zdecydowałam się. Nie było to łatwe, mam 8-letnią córkę, którą musiałam zostawić w domu, bałam się tego, to wymagające. Ale Bóg pokazał mi, że moja wspólnota jest jak rodzina i teraz opiekują się córką. Po 10 miesiącach walki poczułam pokój i zdecydowałam się na wyjazd, zaczęłam zbierać pieniądze. Bóg pobłogosławił i zostałam wyposażona we wszystko, co było mi potrzebne – mówiła Fiona Biggs z Malezji.
Ewangelizatorka z Malezji opowiadała również o tym, jak żyje się chrześcijanom w kraju, gdzie większość stanowią muzułmanie. – Władze stosują czasami bardzo sprytne sztuczki, żeby chrześcijanie przeszli na islam, np. przyjeżdża do miasta ktoś z prowincji, jest biedny. Od razu znajduje się mieszkanie, rodzina, która zaopiekuje się przybyszem i „przypadkowo” okazuje się, że gospodarz ma na wydaniu córkę, więc warto się ożenić, przyjmując, oczywiście, islam. Albo kiedy chrześcijanka ma dziecko z muzułmaninem, to musi automatycznie przejść na islam, dziecko również. Kolejną trudną sprawą jest używanie imienia Boga - Allah. Przedstawicie islamu podali do sądu chrześcijan, ponieważ bezprawnie używają imienia Boga Allah, chociaż imię to ma korzenie arabsko-żydowskie i oznacza Boga. Tłumacząc Biblię na język bahasa, użyto imienia Allah. Muzułmanie zarekwirowali egzemplarze Biblii i kazali zmienić imię Boga. Sąd nie uznał tych roszczeń, ale zakazał chrześcijanom używania słowa Allah w czasopismach. Próbowano wyeliminować imię Boga Allah z liturgii, ale kapłani sprzeciwili się temu bardzo jednoznacznie. „Anak Domba Allah” oznacza Baranek Boży – opowiadała Fiona.
O swoim doświadczeniu Boga i ewangelizacji opowiedziała również mieszkająca od 16 lat w Nowym Jorku Maja Madej.
– O Przystanku Jezus dowiedziałam się na kursach ewangelizacyjnych prowadzonych przez ks. Artura Godnarskiego, które odbywały się w naszej wspólnocie Odnowy w Duchu Świętym „Lew Judy” na Manhattanie. W trakcie spotkań dowiadywaliśmy się o ewangelizacji na PJ. Przez jakiś czas zastanawiałam się nad możliwością przyjazdu do Kostrzyna nad Odrą, bo, wiadomo, wiąże się to z czasem i kosztami. Zdecydowałam się w tym roku, bo w 2016 r. będą ŚDM w Krakowie, więc wydawał się to najlepszy moment.
– Kiedy rozmawiam na placu z młodymi ludźmi, to widzę czasami pewien opór, obawę, żeby przyjąć to co jest darmowe, co może przemienić życie. Wiele spraw jest jakby poprzekręcanych, biegamy za czymś, co wydaje się nam, że zapełni pustkę serca, to jakby wyścig szczurów w szukaniu szczęścia. A tak naprawdę jedyną osobą, jedyną relacją, która zaspokoi ten głód jest sam Bóg, Jezus Chrystus. Oczywiście, nie jest łatwo wyjść do ludzi i mówić o tym, bo to jest przekraczanie samego siebie, czasami odczuwam wręcz lęk, ale z drugiej strony czuję mocne wewnętrzne przynaglenie, które uświadamia mi, że każda minuta, którą spędzam na Przystanku Jezus na czymś innym niż rozmowa z ludźmi, jest po prostu zmarnowana. Przecież w tym czasie ktoś mógłby usłyszeć o Miłości Boga i ta Miłość mogła by całkowicie zmienić jego życie – mówiła Maja.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).