Życie w Polsce jest jakie jest. Trudno jednak godzić się z sytuacją, gdy znikają z niego podstawowe dla mnie wartości.
Społeczeństwo zaczyna się nam powoli budzić. Tak przynajmniej wydaje się, gdy spojrzeć na wyniki ostatnich wyborów. Frekwencja wprawdzie mizerna – znak, że połowa Polaków, pewnie nie wierząc w sensowność wyborczego wysiłku, śpi w najlepsze. Ale wynik ciekawy. Widać, że większość tych, którzy zdecydowali się pójść do urn, chce zmian. Co im przeszkadza? Nie wiem. Wiem za to, co mnie w tej naszej Polsce ostatnich lat męczy. Zarówno ze strony obozu władzy, jak i szeroko rozumianej opozycji.
Po pierwsze to stosunek do wiary i wierzących. Nieustannie boli mnie, gdy religia bywa traktowana instrumentalnie. Gdy zamiast być oddawaniem czci Bogu służy jako oręż do walki o jakieś sprawy. Dla chrześcijanina Bóg musi być zawsze święty. I kiedy o coś walczy powinien uważać, by sprzeciw wobec jego pomysłu nie stwarzał okazji do plucia na Boga. Po prostu nie wolno mu używać Boga jakby był parasolem. Raczej dla obrony świętego Boga, powinien zgodzić się na znieważanie samego siebie.
Ale jest i druga strona tego medalu. To próba budowania pozycji na programach antychrześcijańskich. A przy tym wmawianie wierzącym, że swoje religijny poglądy powinni schować gdzieś głęboko w swoich sumieniach i pod żadnym pozorem ich nie ujawniać. Dlaczego nie? W czym światopogląd niewierzących jest lepszy? Czy np. pogląd, że zastępowanie prokreacji produkcją rodzi niebezpieczeństwo urzeczowienia człowieka jest tak niebezpieczny, że jego głoszenie powinno być zakazane?
Druga wśród tych męczących spraw to podejście do człowieka. I znów, są tacy „politycy” (w cudzysłowiu, bo to też politycy domorośli, występujący tylko na internetowych forach), którzy uważają, że o swoim przeciwniku politycznym można powiedzieć wszystko co najgorsze, bo nie prawda i jego godność się tu liczą, ale sprawa. Jako chrześcijanin próbujący codziennie powtarzać Bogu swoje „tak” nie mogę w czymś takim uczestniczyć. Jednocześnie jednak nie zgadzam się na szufladkowanie bliźnich jako „oszołomów” czy „pieniaczy”, na wzywanie do zgody i jednoczesne obrażanie tych, którzy myślą inaczej. Co to za pokój, zbudowany na upokorzeniu i narzuceniu swojej woli? Cmentarny? Aż ciśnie się na usta Psalm 137. Łącznie z jego złorzeczącą końcówką...
No i ostatnia spośród tych męczących mnie w ostatnich latach spraw. Pogarda dla demokracji. To panoszenie się różnych wodzów i ich przybocznych i jednoczesne sprowadzanie demokratycznie wybranych posłów do roli maszynek do głosowania. To lekceważenie społecznych inicjatyw, a opieranie wszystkiego na zakulisowych przepychankach różnych grup interesów. I ta arogancja ośmielająca się wmawiać ludziom, że jak zagłosują nie po myśli tego czy innego polityka, są po prostu ciemnym motłochem....
Czy te i kolejne wybory coś zmienią? Zobaczymy...
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nie było ono związane z zastąpieniem wcześniejszych świąt pogańskich, jak często się powtarza.
"Pośród zdziwienia ubogich i śpiewu aniołów niebo otwiera się na ziemi".
Świąteczne oświetlenie, muzyka i choinka zostały po raz kolejny odwołane przez wojnę.
Boże Narodzenie jest również okazją do ponownego uświadomienia sobie „cudu ludzkiej wolności”.
Życzenia bożonarodzeniowe przewodniczącego polskiego episkopatu.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.