Z Chrystusem w puderniczce

Była cicha i niepozorna jak myszka. Mimo strachu i grożących niebezpieczeństw niemal każdego dnia ryzykowała życiem, niosąc materialną i duchową pomoc więźniom Pawiaka. Była jedną z kilku „sacharynek”, czyli przenoszących Komunię św. za mury więzienia.

Reklama

Więzienna myszka

„Z Lusią zetknęłam się w czasie okupacji w więzieniu na Pawiaku, gdzie, jako podkomisarz straży więziennej, byłam komendantką oddziału kobiecego, tzw. »Serbii«, i tym samym przełożoną »Myszki«, bo tak ją tam nazywano” – zapisała we wspomnieniach Wanda Gawryło-Jankowska. Większość personelu więziennego na polecenie władz okupacyjnych pozostała na swoich stanowiskach, jednak charakter więzienia zmienił się. Już nie było to więzienie polityczne, lecz areszt śledczy gestapo, policji okupanta. Ludwika od razu zrozumiała sytuację i błyskawicznie oceniła możliwość niesienia pomocy więźniom, którzy trafiali tu już w pierwszych dniach po kapitulacji stolicy. „Była jedną z pierwszych, która zaczęła bezinteresownie pomagać aresztowanym. Podejmowała próby kontaktów z rodziną uwięzionych. Przenosiła żywność i grypsy – opisuje pani Wanda. – »Myszka« weszła w każdą norę” – pisze we wspomnieniach Stefania Rosa, koleżanka Ludwiki jeszcze z czasów studiów i również strażniczka na Pawiaku. „Pracowała w szpitalu kobiecym, stamtąd był dostęp do każdego więźnia z informacją, grypsem czy ostrzeżeniem. Bo albo lekarz wzywał zainteresowanych, albo zaufana dentystka, a Myszka zawsze im towarzyszyła z urzędu i miała kontakt niemalże z wszystkimi więźniami. Pomagała więźniom materialnie, podnosiła na duchu, dodawała hartu i mocy do wytrwania. Przynosiła im wiadomości z domu, co najbardziej wzmacniało i kazało żyć, by przetrwać” – opowiada pani Stefania. Jej praca była nieustannie narażona na niebezpieczeństwo, bo w razie „wsypy” groziły jej straszne przesłuchania i znęcanie fizyczne. „Skupione, przestrojone wewnętrznie, spokojnie czekamy na najgorsze. Mijają długie godziny. Znowu podnosi się zasuwka wizjerki – tym razem strażniczka Lusia Uzarówna wzywa Wandę Wilczyńską. Coś jej szepce. Wanda się uśmiecha i przekazuje nam informacje »Myszki«: »Jesteście pilnowane bardzo« i zalecenie: »Trzymajcie się« i zapewnienie: »Będzie dobrze«. Zawsze ufałyśmy Lusi – zapisała we wspomnieniach Anna Czuperska-Śliwicka, lekarka z Pawiaka, która w październiku 1943 roku wraz z całym personelem szpitala została umieszczona w celi śmierci. Podobne wspomnienia zapisała Jadwiga Bodziewiczówna. Skatowana podczas przesłuchań przez gestapo, otrzymywała nocą od „Myszki” środki opatrunkowe i leki łagodzące ból.

Choroba pawiacka

Mimo że w gestapowskim więzieniu panował nieludzki terror i niepewność jutra, a pracujący tam Polacy byli dokładnie inwigilowani i sprawdzani przez niemieckie służby, na terenie więzienia działały dwie konspiracyjne organizacje, których członkiem była Ludwika Uzar-Krysiakowa. To właśnie dzięki działalności tych zakonspirowanych komórek więziennych możliwe było udzielanie pomocy uwięzionym i komunikacja między osadzonymi i ich rodzinami oraz organizacjami podziemnymi. Lusia została zaprzysiężona w grudniu 1939 roku jako członek Związku Walki Zbrojnej i pracowała w komórce więziennej aż do momentu wybuchu powstania w 1944 roku.

Kiedy w 1942 r. powstała komórka zewnętrzna Delegatury Rządu, która utrzymywała łączność konspiracyjną z Pawiakiem, a w jej działalność została włączona także Ludwika. „Uzarówna mówiła mi zawsze, że się boi. Widziałem lęk na jej twarzy i nerwowe drżenie rąk, gdy idąc wspólnie, mijaliśmy patrole żandarmerii. Nie mieliśmy przy sobie nic, a ona mimo to i tak drżała. Mówiła wtedy lękliwym szeptem »Co ja na to poradzę, kiedy się boję. Ciągle mi się wydaje, że zaraz zaaresztują ciebie i mnie. Boję się, bo one tam na Pawiaku także się boją. Wy nie wierzycie, ale do tego nie można się przyzwyczaić. To jest taki dziwny chorobliwy strach«” – zapisał we wspomnieniach Witold Bieńkowski, ówczesny bezpośredni zwierzchnik Ludwiki z ramienia Delegatury Rządu. W swoich wspomnieniach opisuje także, jak Lusia niemalże codziennie pakowała w swoją torbę zasmażone ciasto, w którym ukryte były grypsy dla poszczególnych więźniów. „Usiłowała ominąć moje spojrzenie, gdy dodatkowo kładła za bluzkę numery prasy konspiracyjnej, której nie wolno jej było przenosić przez niemieckie warty. Najbardziej bała się wtedy, gdy szła bez niczego. Nazywała to chorobą pawiacką” – dodaje we wspomnieniach Witold Bieńkowski.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

TAGI| KOŚCIÓŁ

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
1 2 3 4 5 6 7