Co dwie minuty na świecie ktoś zaraża się trądem. Warto pamiętać, że w Indiach to Polacy byli pionierami w walce z tą chorobą wykluczenia. Dziś przypada 62. Światowy Dzień Trędowatych.
Cała wiedza przeciętnego Europejczyka na temat trądu to mieszanka strachu i ignorancji, której często towarzyszy pełne zdziwienia pytanie: to trąd wciąż istnieje? Jeszcze 60 lat temu była to choroba nieuleczalna, na którą cierpiało co najmniej 20 mln ludzi. Od momentu wynalezienia antybiotyków trąd jest całkowicie do pokonania. Mimo to, jak informuje Światowa Organizacja Zdrowia, w 2014 r. zanotowano na świecie ponad 215 tys. przypadków nowych zachorowań. Ponad połowa z nich dotyczy Indii, gdzie żyje 70 proc. wszystkich trędowatych. Od samego początku Kościół znajduje się na pierwszej linii walki z tą chorobą wykluczenia. Aktualnie prowadzi na całym świecie 648 leprozoriów. To o 81 więcej niż przed rokiem. Tylko w Indiach działa 258 kościelnych leprozoriów.
System kastowy w Indiach nie zna współczucia. Jeśli jesteś trędowaty, to znaczy, że na to zasłużyłeś. Paradoksalnie jednak w tej samej kulturze ci, którzy pomagają najbardziej pogardzanym, uznawani są przez Hindusów za ludzi Boga. Wśród nich nie zabrakło i Polaków, którzy w Indiach stali się pionierami rehabilitacji trędowatych. Ks. Adam Wiśniewski zapragnął służyć trędowatym po lekturze książki o życiu św. Damania de Veustera, apostoła trędowatych na wyspie Molokai. Był grudzień 1969 r. Misjonarz i lekarz w jednej osobie w ciągu dnia jeździł po okolicy i często z ulicy zbierał trędowatych, karmił ich, dawał dach nad głową i opatrywał rany, a wieczorami siadał i przy świeczce pisał listy do przyjaciół na całym świecie z prośbą o pomoc materialną. I tak przynajmniej tysiąc rocznie. Zresztą na dom żebrał już od wielu lat. Ośrodek powstał głównie dzięki składkom Polaków na wychodźstwie, którzy w ten sposób uczcili Sacrum Poloniae Millenium.
Trzy ustawione na początku namioty – dla mężczyzn, kobiet i na kaplicę, z czasem zastąpiło kilkadziesiąt budynków w których mieszczą się internat, szkoła, przychodnia, różne pracownie dające zatrudnienie, kościół z prawdziwego zdarzenia i domy dla pracowników. „Jeevodaya ma być domem dzieci trędowatych, a nie domem do którego przyjmuje się dzieci trędowate. To ich dom” – powtarzał często ks. Wiśniewski. Tę jego dewizę realizuje od ponad ćwierć wieku doktor Helena Pyz, która po śmierci zasłużonego misjonarza przejęła po nim pałeczkę. Misjonarka z Instytutu Prymasa Wyszyńskiego z uporem powtarza, że trąd już od lat nie jest problemem medycznym, tylko społecznym. Łatwiej byłoby go wyleczyć gdyby udało się przezwyciężyć wszelkie bariery istniejące w naszych głowach i społeczeństwie. Prowadzony przez nią Ośrodek Rehabilitacji Trędowatych jest pięknym przykładem dokonującej się integracji społecznej i tego, że wykształcenie jest doskonałą przepustką do godniejszego życia. Wiele dzieci, które do niej trafiło, wcześniej ze swymi trędowatymi rodzicami żyło na ulicy, czy w koloniach dla trędowatych, zbierało odpadki ze śmietników, uczyło się żebrać i kraść. Dziś mają maturę w kieszeni i niezłą pracę, a niektórzy nawet studiują.
Płaskorzeźba na drzwiach kościoła w Puri ukazuje Jezusa uzdrawiającego trędowatych. Proboszczem tej parafii w 1975 r. został o. Marian Żelazek. Polski werbista od razu odkrył dramat ludzi zamieszkujących obrzeża miasta, jednego z najważniejszych miejsc pielgrzymkowych hinduizmu. Świątynia Dżagannatha przyciągała trędowatych wiedzących, że przy rzeszach pobożnych hinduistów łatwiej będzie im coś wyżebrać. Misjonarz zaczął swą posługę od czyszczenia ich ran z robaków i odpadających skrawków ciała i postanowił, że stworzy trędowatym godniejsze warunki życia. W kolonii mieszka obecnie 600 rodzin. Problem trądu to nie tylko kwestia wyleczenia choroby. Trzeba pomóc zdobyć wykształcenie, pracę. Stąd o. Żelazek otworzył nie tylko kuchnię dla ubogich, ale i szkołę podstawową, w której uczy się 600 dzieci. Jest to szkoła integracyjna, do której uczęszczają nie tylko dzieci trędowatych, ale i najuboższych z całej okolicy. Podobnie jak w Jeevodaya.
Mamta ma okaleczone ręce i stopy. W buszu, zamiast leczyć, ukrywano ją przed sąsiadami. Kobieta pragnęła przyjąć chrzest, jednak zanim o to poprosiła, minęło kilka lat, bo nie wierzyła, że ktoś tak jak ona okaleczony i należący do najniższej kasty jest tego godzien. Dziś szczęśliwa, przebiera okaleczonymi dłońmi ryż. Kalpana w kikutach palców trzyma kredę i uczy dzieci alfabetu… – Ci ludzie muszą poczuć, że są potrzebni, ważni – podkreśla doktor Helena. Niemal wszyscy mieszkańcy kolonii w Puri są wyznawcami hinduizmu. Podobnie jest w Jeevodaya, ośrodek jest katolicki, ale zdecydowaną większość uczniów i pracowników stanowią wyznawcy hinduizmu. „To my, pomagający im, jesteśmy bardzo często związani z Chrystusem, w Jego imię przychodzimy do nich. Nie wiem, czy znaleźliby się hinduiści, którzy chcieliby pomagać bezinteresownie trędowatym” – mówi dr Helena. Sam ojciec często mawiał: „Największym zagrożeniem dla naszego życia jest to, że możemy pracować dla Chrystusa, ale bez Chrystusa. Modlitwa dla nas, misjonarzy, jest niezbędna. Gdy ją zaniedbamy, wszelkie nasze wysiłki będą bezowocne”. W Światowym Dniu Trędowatych otoczmy naszą modlitwą ludzi Boga i tych wszystkich, którzy kontynuują ich posługę. Pamiętajmy także o ich podopiecznych.
Więcej o pracy wśród trędowatych w filmie „Moje Jeevodaya”.
productionnovo
Moje Jeevodaya
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).