Na festiwal „Sunrise” w Kołobrzegu zjechali się fani techno z całej Polski. Pozornie to ostatnie miejsce, gdzie można było spotkać Pana Boga. Dlatego uczestnikom akcji „Przystań z Jezusem” zależało na tym, żeby zanieść Go właśnie tam.
...i Boga(te) noce
Ewangelizacja trwała także w nocy. Tu jednak chodziło nie tyle o opowiadanie o Panu Bogu, co o słuchanie spotkanych ludzi. Stąd nazwa nocnych akcji, bo – według ewangelizatorów – te noce należały do Boga. – Widać różnicę między ewangelizowaniem w ciągu dnia, a podczas trwania festiwalu w nocy. Największa to ta, że za dnia młodzi ludzie nie byli jeszcze pod wpływem alkoholu ani używek, a wieczorem było zupełnie inaczej – mówi dk. Jakub. – W nocy z piątku na sobotę pod wejściem na „Sunrise” leżał mężczyzna. Spał na ziemi, a głowę miał podpartą portmonetką. Podeszliśmy do niego, poprosiliśmy, żeby wstał. Miał na imię Tomek, był świadkiem Jehowy. Rozmowa była trudna. Był pod wpływem narkotyków, ale porozmawiał z nami, a my wysłuchaliśmy go i zauważyliśmy jako człowieka, brata. To było ważne doświadczenie – opowiada.
– Muszę przyznać, że w nocy na festiwalu jeszcze bardziej było widać, że wielu z tych ludzi jest nieszczęśliwych. Mam wrażenie, że wielu z nich też nie wie do końca, czego chce. Szukają czegoś, co zaspokoiłoby ich ciekawość, może szukają towarzystwa. Chcą wprowadzić organizm w stan „nieważkości”, pijąc alkohol czy biorąc narkotyki. Zresztą ta muzyka, w połączeniu z używkami, też wprowadza ich w taki stan – mówi J. Karwat. – Zdumiewa mnie to, że jak już zaczynamy rozmowy, to oni nie zmyślają. Mówią o tym, z czym się borykają. Wielu jest takich, którzy obwiniają Pana Boga, że coś złego ich spotkało – dodaje.
Nie ukrywa jednak, że to wychodzenie do ludzi wymaga sporo wysiłku. – Dużo jest pijanych i wtedy ciężko się z nimi rozmawia. Spotykamy się też z agresją słowną. To jest trudne, ale daje też wielką radość. Jeśli chociaż jedna osoba dowie się o Jezusie, to warto. Ja nie widzę owoców tej pracy w danym momencie, ale jestem pewien, że to nie pójdzie na marne. Są tacy, którzy pytają, skąd mamy taką radość. Cieszymy się, że możemy w ten sposób zatrzymać się przy drugim człowieku.
Z Sunrise’u na Przystań
Karol Grec sam był kilka lat temu na festiwalu „Sunrise”, a teraz jest po drugiej stronie. – Gdy byłem młodszy, prowadziłem typowo hedonistyczny tryb życia – od butelki do butelki, od narkotyku do narkotyku. Miałem dużo przelotnych przygód seksualnych i to była moja codzienność. Tak się w pewnym momencie w tym zatraciłem, że zacząłem się staczać i brzydzić samym sobą. Zastanawiałem się, o co chodzi w moim życiu, ale jednocześnie wmawiałem sobie, że czas na moje nawrócenie przyjdzie, gdy będę starszy. Bóg jednak zechciał mnie trochę szybciej. On wykorzystał to, że czułem się źle. Pewnego dnia poszedłem do spowiedzi i od tamtej pory dużo się zmieniło – opowiada. – Wydawało mi się, że miałem wtedy przyjaciół. Jeździłem z nimi na takie festiwale, ale to byli przyjaciele od alkoholu, narkotyków i imprez. Jak zobaczyli, że coś się ze mną stało, odeszli. Odkąd się nawróciłem, na szczęście mam nowych. Oni myślą podobnie jak ja.
Sam jednak przyznaje, że bycie ewangelizatorem nie jest prostym zadaniem. – Najtrudniejsze to przełamanie bariery – co ktoś o mnie pomyśli albo co ja mu powiem. Młodzi ludzie zazwyczaj spieszą się na ten festiwal, więc trudno ich zagaić, zachęcić do rozmowy. Niektórzy wykazują zainteresowanie przez śmiech. Inni ignorują. Często spotykamy się z obojętnością. Tu jest wiele osób bardzo skupionych na sobie. Można zauważyć panujący kult ciała. Oni się zamykają na Pana Boga, ale mimo wszystko wierzę, że nasze działanie ma sens – tłumaczy.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
„Trzeba doceniać to, co robią i dawać im narzędzia do dalszego dążenia naprzód” .
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).