Na festiwal „Sunrise” w Kołobrzegu zjechali się fani techno z całej Polski. Pozornie to ostatnie miejsce, gdzie można było spotkać Pana Boga. Dlatego uczestnikom akcji „Przystań z Jezusem” zależało na tym, żeby zanieść Go właśnie tam.
Zanim jednak ewangelizatorzy trafili na „Sunrise”, przygotowywali się do „Przystani z Jezusem” podczas rekolekcji, które prowadzili bp Edward Dajczak oraz s. Joanna i s. Bernadetta z USA. Po 4 dniach konferencji, warsztatów i wspólnej modlitwy ruszyli do akcji. W ciągu dnia opowiadali o Panu Bogu na kołobrzeskiej plaży, a po południu i wieczorami chodzili po ulicach, rozdawali ulotki i rozmawiali z przechodniami. Byli też tacy, którzy chodzili na „Boga(te) noce”.
Rozmowy za dnia...
Kiedy tłumy młodych ludzi zmierzały do kołobrzeskiego amfiteatru, ewangelizatorzy stali na pasie zieleni przy ul. Fredry. Trzeba przyznać, że nie mieli łatwego zadania. Przechodnie reagowali różnie. Śmiech i przekleństwa było słychać niemal cały czas. Wielu było nietrzeźwych, zdarzały się osoby odurzone narkotykami. Nie brakowało jednak takich, którzy chcieli po prostu rozmawiać. Może niekoniecznie były to od początku rozmowy o Panu Bogu, ale nieraz właśnie na Nim się kończyły, a o to przecież chodziło.
Ewangelizacja w dzień była na plaży, a także na ulicach Kołobrzegu. – Pamiętam rozmowę z kobietą po rozwodzie. Miała wielkie pretensje do Kościoła, do księży, że Kościół ogranicza jej życie duchowe przez rozwód. Stawiała mury, przez które nie można było przejść. Nie próbowaliśmy głosić jej katechez ani prawić morałów, tylko rozmawialiśmy – opowiada Jan Karwat. – Kiedy zespół Armia Dzieci grał koncert, w oddali stała kobieta w średnim wieku. Byłem w sutannie, a ona z każdą piosenką była coraz bliżej mnie. W końcu podeszła i porozmawialiśmy. Nie powiedziała mi zbyt dużo, ale na koniec zaproponowałem jej modlitwę w intencji jej małżeństwa. Zakończyła ze łzami w oczach. Po kilku godzinach od tego spotkania znalazła mnie znowu i poprosiła, żebyśmy się wymienili numerami telefonów, bo chciałaby się skontaktować. Nie była w stanie rozmawiać wtedy o swoim małżeństwie, ale zależało jej na tym, żeby mieć taką możliwość, gdy będzie już gotowa – mówi dk. Jakub Wyrozębski.
– Wielu młodych pozytywnie reagowało na sutannę. Mówili: „Szczęść, Boże!”, ale też podchodzili i sami chcieli porozmawiać. Byli tacy, którzy prosili o sakrament pokuty, wtedy odsyłałem ich do księdza. Chcieli podzielić się tym, czym żyją na co dzień i to było dla mnie wielkim zaskoczeniem. Widać było ich wielką potrzebę rozmowy, podzielenia się swoim życiem i wspólnej modlitwy – dodaje diakon. Kpina i wyśmiewanie były jednak też dla ewangelizatorów chlebem powszednim. – Czasem spotykaliśmy się z reakcjami obraźliwymi, ale mam zasadę, że zawsze na taką reakcję chcę reagować pozytywnie. Jedna z rozmów właśnie tak się nawiązała: młody chłopak, kiedy do niego podszedłem, powiedział, żebym go zostawił. Jednak od słowa do słowa przeszliśmy do rozmowy na temat tego, co w jego życiu było najtrudniejsze – dodaje dk. Jakub. – Czasami się boję rozmów, które mnie czekają, czy sytuacji, które mogą mnie spotkać. Jednak przekonałem się, że Pan Bóg niesamowicie zaskakuje. To Zły upomina się o ten strach. Jednak Duch Święty działa i robi swoje.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).