Z Mosulu na północy Iraku uciekły już wszystkie rodziny chrześcijańskie. W czerwcu w Iraku zabito ich około 1500 za to, że przyznali się do swojej wiary.
Od minionego piątku Mosul opuściły resztki chrześcijan. Jak podaje raport Biura Organizacji Narodów Zjednoczonych do spraw praw człowieka w Genewie oraz Misja Organizacji Narodów Zjednoczonych w Iraku, od początku roku w tym kraju zginęło około 5, 576 osób. Ponad 600,000 musiało opuścić swoje domy tylko w samym czerwcu, podwajając liczbę wysiedlonych do ponad 1,2 miliona.
O godzinie 13-tej w miniony piątek chrześcijanie w Mosulu usłyszeli wiadomość od sunnickich bojowników, że muszą do sobotniego popołudnia opuścić miasto. Mężczyźni, kobiety i dzieci wsiadali do przepełnionych aut, niezmotoryzowani błagali o przejazd do granic miasta z nadzieją na złapanie jakiegoś transportu do najbliższego chrześcijańskiego miasta. Nie zabrali niczego więcej poza spakowanymi w pośpiechu ubraniami. Islamskie Państwo Iraku i Syrii wydało ten rozkaz w wyniku niezadowolenia z faktu, że chrześcijanie nie stawili się w czwartkową noc na zorganizowane przez nich spotkanie. Jak informowano w jego trakcie miały być podjęte decyzje co do ich dalszej sytuacji.
Chrześcijanie obawiali się, że pod osłoną nocy terroryści sunniccy mogą się z nimi ostatecznie rozprawić. „Byliśmy zbyt przestraszeni żeby tam pójść” powiedział Duraid Hikmat, ekspert do spraw mniejszości, który przez lata prowadził monitoring Mosulu w rozmowie z Aliss J. Rubin - dziennikarką „The New York Times”. - On sam uciekł do Al Qosh, w znacznym stopniu chrześcijańskiego miasta, oddalonego o godzinę drogi. Reszta jego rodziny odjechała w piątek. Dla wielu wygnańców to początek wędrówek do najbliższych, chrześcijańskich wiosek takich jak Baratella czy Hamdaniya, które, niestety, są już są już mocno przeludnione, i dalej, do Kurdystanu, częściowo niezależnego regionu Iraku, gdzie chrześcijanie nie czują się tak zagrożeni.
Uciekinierzy opowiadali dziennikarce, że do tej pory mieli nadzieję na dalsze życie i cichą praktykę wiary w mieście, które było ich domem od ponad 1700 lat. Są wśród nich Chaldejczycy i Asyryjczycy, wierni Katolickich Kościołów wschodnich oraz Kościołów prawosławnych. Wielu z nich wybudowało swoje domy na równinach Niniwy na północy kraju, w regionie wspominanym w biblijnej Księdze Rodzaju. Piątkowe zarządzenie ISIS wydaje się być ich prawdziwym końcem. Być może kilku rozproszonych chrześcijan będzie tu i ówdzie się ukrywać, ale jako wspólnota zginą.
Na jednym z filmów na Youtube widać jak bojownicy ISIS niszczą grób biblijnego Jonasza. - Usunęli krzyż z katedry św. Efrema Syryjczyka – siedziby archidiecezji asyryjskiego Kościoła prawosławnego w Mosulu – relacjonował Duraid Hikmat. - Zamiast niego zawiesili flagę ISIS. Zabili nas, kiedy zdjęli ten krzyż. To dla nas śmierć. - Zniszczyli również pomnik Najświętszej Marii Panny – powiedział podczas rozmowy telefonicznej w czwartek Ghazwan Ilyas, szef Chaldejskiego Towarzystwa kulturalnego w Mosulu. Sam opuścił miasto następnego dnia. Według piątkowego raportu
Organizacji Narodów Zjednoczonych dotyczącego ofiar cywilnych chrześcijanie są jedną z kilku mniejszości systematycznie wydalanych lub zabijanych przez ISIS. Od 2003 r. kiedy Saddam Hussein został odsunięty od władzy, liczba chrześcijan w Mosulu, gdzie istnieje jedna z najstarszych wspólnot na świecie, zmalała od ponad 30 tysięcy do kilku tysięcy wiernych.
Kiedy służby bezpieczeństwa Islamskiego Państwa Iraku i Lewantu wkroczyły do miasta na początku czerwca, pojawiły się raporty, że pozostali chrześcijanie również uciekli. Kiedy w miniony piątek chrześcijanie opuścili Mosul, ISIS namalowało na ich domach arabską literę, która oznacza „Nasrani” od „Nazrene”, określenie często używane w stosunku do chrześcijan. Obok czarnym kolorem dopisano słowa: „Własność Irakijskiego Państwa Islamskiego”.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.