Łatwo nie było. Po trzech minutach wstępnego przygotowywania... fruuu! Konspekt poleciał do kąta – śmieją się Beata i Piotr.
Mój drogi, już wystarczy
Beata i Piotr Warotowie mieszkają w Chorzowie. Są rodzicami Mateusza, Filipa i Franka. Piotr pracuje jako ekspert chemii w laboratorium badawczym w Katowicach. Beata, z wykształcenia prawnik, wspomina, jak znaleźli się wśród prowadzących kursy. – Pewnego dnia Piotr stwierdził, że dobrze byłoby zająć się formacją młodszych ministrantów w parafii – opowiada. – Mówię: „Mój drogi, jesteśmy zaangażowani w wiele spraw, pracujemy zawodowo, mamy trzech synów. Może już wystarczy?”. Mąż po przeanalizowaniu mojego zdania przyznał mi rację. Nie minął miesiąc i zadzwonił ks. Jarek z propozycją włączenia się małżonków w projekt PNM. Beata się zapaliła, ale po niedawnej rozmowie z mężem nie bardzo wiedziała, jak mu o tym powiedzieć. Przez tydzień się modliła i w końcu zdecydowała na rozmowę. – Koronnym argumentem, jaki miałam w zanadrzu, była opcja robienia czegoś wspólnie – mówi. – Oczywiście Piotr tych ministrantów mi wypomniał... – Przypomniał – oponuje mąż. – A wizja tego, że to będzie taki wspólny, małżeński projekt, bardzo mi odpowiadała.
Choć praca z różnymi grupami nie jest obca ani Beacie, ani Piotrowi, do tej pory wykonywali ją raczej oddzielnie. Teraz trzeba było porzucić indywidualizm na rzecz realizowania jedności małżeńskiej w praktyce. Najtrudniejszy był początek. – Po trzech minutach przygotowywania wstępnej konferencji konspekt z impetem poleciał do kąta – śmieją się Warotowie. – A my musieliśmy odpocząć dwa dni, zanim zabraliśmy się do tego na nowo. Przez zaciśnięte zęby Narzeczeni, którzy uczestniczą w kursach, często zachęcają potem do nich swoich znajomych. Sposobem poczty pantoflowej szerzy się w diecezji renoma PNM. Ale prowadzący przyznają, że sami czerpią z tego czasu. – Mogę śmiało powiedzieć, że to są dla nas małżeńskie rekolekcje – potwierdza Beata. – Modlimy się, przygotowując konspekt, te treści w nas rezonują, stawiają do pionu nasze małżeństwo. – Musieliśmy pewne tematy sami przedyskutować i uporządkować we własnym życiu – dodaje Piotr.
Kasia i Andrzej Wcisłowie prowadzą kurs w Piekarach Śl. Mają troje dzieci, w tym jedno pod sercem Kasi. – Początkowo nie widzieliśmy siebie razem prowadzących zajęcia dla narzeczonych – przyznają. – Teraz cieszymy się, że możemy dzielić się naszą codziennością, tym, jak rozmawiamy, jak uczymy się słuchać siebie nawzajem, jak się kłócimy i jak się modlimy. A i sami uczymy się wiele od narzeczonych, jeszcze pełnych entuzjazmu i tak zapatrzonych w siebie... Ela Przebierała opowiada, że kiedy narzeczeni wykonują jakieś zadania w parze (większość zajęć ma charakter warsztatowy), oni z mężem też przyłączają się do ćwiczeń. – Myślę, że część z ćwiczeń jest łatwiejsza do przeżycia na etapie narzeczeństwa niż po latach małżeństwa – uśmiecha się. – Nieraz te związane z afirmacją drugiej osoby my wykonujemy trochę przez zęby, a w tym czasie narzeczeni patrzą sobie w oczy, trwając w permanentnej afirmacji. To jednak sprowadza właśnie nas do miejsca, w którym trzeba coś odkurzyć w naszej miłości, popatrzeć na siebie i na nowo się w sobie zakochać.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.